August 11th, 2009 by xAndrzej
6 sierpnia – Przemienienie Pańskie
Walka IV: Słabość i moc
Św. Tereska od Dzieciątka Jezus wspominała o konieczności podwójnego nawrócenia. Pierwsze nawrócenie jest wtedy gdy odkrywamy wspaniałość Boga, Jego wielkość i miłość, bardzo Go wtedy pragniemy, a za tym pragnieniem idzie wielka chęć świętości. Gdy nas ogarnie takie wielkie pragnienie Boga nagle zaczynamy odkrywać swoją przeciętność i masę osobistych zdrad i słabości. Terenia mówiła, że trzeba wtedy zgodzić się przyjąć swoją małość i swoje słabości, bo inaczej zamęczą nas wyrzuty sumienia, poczucie winy, lęk przed Bogiem, którego tak bardzo chce się kochać. Gdy człowiek nie zaakceptuje swojej słabości, z jednej strony zmęczy się w dążeniu do świętości i będzie mu ono przypominało syzyfową pracę, a z drugiej strony człowiek stwardnieje jak skała, jeśli tylko uwierzy w swoją iluzoryczną wielkość. Mój pobyt w górach dziś znów wiąże się z akceptacją deszczu, złej pogody, niemożności zdobywania szczytów. Od samego rana znów leje deszcz. A chciałem sobie udowodnić, że zdobędę szczyty, że pochodzę po łańcuchach, a potem wszystkim się pochwalę, gdzie to ja nie wszedłem. Muszę zaakceptować to, że dziś nie zdobędę żadnego szczytu, nie udowodnię sobie swojej kondycji i nie zapewnie męskiej satysfakcji z zaliczenia kolejnej góry. Musiałem też pozmieniać palny. Trochę popisałem, a potem postanowiłem mimo deszczu zrobić sobie pielgrzymkę na Krzeptówki, do Matki Bożej Fatimskiej. Szedłem w wielkiej ulewie i błocie. Zrobiłem sobie mały przystanek w domu sióstr od Aniołów. Siostry jak zawsze gościnne i dobre. Spotkałem też u nich grupę młodych z Częstochowy, z naszym diakonem Arkiem , z Anią z naszego DA. Bardzo było miło. A potem dotarłem do sanktuarium na Krzeptówkach. W święto Przemienienia Pańskiego, w pierwszy czwartek miesiąca mogłem spokojnie ukryć się w ciszy kaplicy z adoracją Najświętszego Sakramentu. To było niesamowite. Nie wiem kiedy ostatnio poczułem taką bliskość z Bogiem, takie wielkie odczucie komunii z Nim. Długo się modliłem. Zmówiłem swoje zdrowaśki za kleryków, zrobiłem porządne rozmyślanie, ale nade wszystko odczułem tę niesamowitą bliskość Boga. Czy Terenia nie ma racji, że jak człowiek przestanie marudzić i zaakceptuje Boże warunki wtedy wygra coś większego niż zaplanował we własnej głowie? Nie zdobyłem dziś żadnego górskiego szczytu, pogoda była okropna, deszcz lał niemiłosiernie, a w tej słabości dnia Bóg przyprowadził mnie na najcudowniejszy szczyt spotkania z Nim, obecnym w Najświętszym Sakramencie. Coś, co wydało mi się słabością stało się źródłem największej mocy.
7 sierpnia
Walka V: Ofiara i przyjemność
GdzieÅ› w Å›rodku liczyÅ‚em, że dziÅ› znów bÄ™dzie padać i posiedzÄ™ w „Księżówceâ€, poczytam i poÅ›piÄ™. Rano odprawiÅ‚em mszÄ™ Å›wiÄ™tÄ…, a po Å›niadaniu dÅ‚ugo pogadaÅ‚em sobie z Ks. Leszkiem, tutejszym dyrektorem. GadaÅ‚o siÄ™ Å›wietnie, ale nagle zobaczyÅ‚em przez okno sÅ‚oÅ„ce i bezchmurne niebo. Szybka decyzja na góry i po dziesiÄ…tej wyruszyÅ‚em w kierunku Kuźnic. PostanowiÅ‚em zaliczyć szlak przez Murowaniec na Krzyżne do Doliny PiÄ™ciu Stawów. To dÅ‚ugi szlak, ale jest na nim maÅ‚o ludzi i ma piÄ™kne widoki. Góry zawsze niosÄ… w sobie tÄ™ taktykÄ™ życia, że najpierw musisz wÅ‚ożyć sporo wysiÅ‚ku, żeby doÅ›wiadczyć radoÅ›ci i prawdziwej satysfakcji. Ludzie szukajÄ…cy przyjemnego sukcesu nie chodzÄ… w góry, ludzie, którym nie chce siÄ™ wÅ‚ożyć wysiÅ‚ku nie zdobywajÄ… szczytów. Dlatego w górach jest najwiÄ™cej mistyki i najwiÄ™cej prawdy o nas. Góry sÄ… też dowodem ewangelicznej prawdy, że tylko ofiara i poÅ›wiÄ™cenie dajÄ… prawdziwÄ… przyjemność. Åšwiat, zwÅ‚aszcza dzisiejszy produkuje przyjemnoÅ›ci bez wysiÅ‚ku i dlatego dajÄ… one radość tylko wtedy gdy trwajÄ…, kiedy siÄ™ koÅ„czÄ… przynoszÄ… poczucie pustki i straty. Mimo zmÄ™czenia miaÅ‚em dziÅ› w sercu mnóstwo radoÅ›ci, takiej prawdziwej, mÄ™skiej satysfakcji, że nie poddaÅ‚em siÄ™ swojemu wygodnictwu, że jednak ruszyÅ‚em w góry i wybraÅ‚em dość forsowny szlak. Tylko ofiara może dać poczucie zwyciÄ™stwa. Facetom jest to chyba szczególnie potrzebne, kiedy rzadko zwyciężajÄ… siebie i okolicznoÅ›ci, tracÄ… ważnÄ… akceptacjÄ™ siebie. Na szlaku nie umiaÅ‚em odprawić Drogi Krzyżowej, ale za to caÅ‚y czas myÅ›laÅ‚em o Bogu, o Jego wielkiej miÅ‚oÅ›ci do każdego z nas. Po 19 byÅ‚em dopiero przy Wodogrzmotach Mickiewicza. StÄ…d jeszcze kawaÅ‚ek drogi do parkingu, przejazd busem do Zakopanego. DziÅ› też musiaÅ‚em wrócić do CzÄ™stochowy. DojechaÅ‚em do domu parÄ™ minut przed północÄ…. CaÅ‚y czas byÅ‚a we mnie radość z dzisiejszej walki trudy z wygodnictwem. I choć na poczÄ…tku dnia wydawaÅ‚o mi siÄ™, że wygoda może źródÅ‚em przyjemnoÅ›ci, to w koÅ„cówce już nie miaÅ‚em wÄ…tpliwoÅ›ci, że jeÅ›li zwycięży we mnie ofiara i poÅ›wiÄ™cenie to wygram nieprawdopodobnie wiÄ™ksze poczucie przyjemnoÅ›ci. Bóg zapraszajÄ…c mnie do ofiary i poÅ›wiÄ™cenia nie pozbawia mnie radoÅ›ci i przyjemnoÅ›ci, one przychodzÄ… trochÄ™ później, ale za to sÄ… peÅ‚niejsze i głębsze.
8 -9 sierpnia
Walka VI: Wolność i odpowiedzialność
Św. Edyta Stein (jutro ją wspominamy w liturgii!!!) pisała, że wolność jest chwilowa i trochę teoretyczna. Kiedy idę do sklepu, żeby kupić sobie koszulę mam wolność wyboru, mogę wybrać koszulę w kratkę, w paski, w groszki, białą, albo różową. Kiedy jednak już się zdecyduję na którąś z nich, staję się związany tylko z tą, którą kupiłem. Gdybym chciał zachować tę pierwotną wolność, nie mógłbym zrobić żadnego zakupu, ale jednocześnie nic bym nie posiadał. Wolność stawia mnie przed możliwością różnych wyborów, ale kiedy już dokonam tego wyboru, muszę być za niego odpowiedzialny. Opuściłem na kilkanaście godzin Zakopane. Wróciłem do Częstochowy, żeby wziąć udział w modlitwach w sanktuarium św. Jana Marii Vianney’a w Mzykach. Na koniec uroczystości mieliśmy konferencję do kapłanów wygłoszoną przez naszego Arcybiskupa. Poruszyły mnie jego słowa. Ksiądz Arcybiskup nazwał świętego Proboszcza z Ars najbardziej odpowiedzialnym za swoje kapłaństwo spośród wszystkich kapłanów. Mając 230 ludzi w parafii św. Jan Maria czuł przed Bogiem głęboką odpowiedzialność za zbawienie każdego z nich. Jemu nie były obojętne wybory powierzonych sobie ludzi, modlił się, pokutował, pościł za każdego z nich. Chciałbym mieć w sobie tyle odpowiedzialności za ludzi, żebym czuł, że to, czy chce mi się spowiadać czy nie, to nie jest tylko kwestia moich chęci, czy nawet gorliwości, ale sprawa życia i śmierci tych ludzi. Chciałbym odprawiać każdą mszę świętą z całkowitym przekonaniem, że każde jej słowo, każdy gest mogą stać się źródłem zbawienia jakiegoś człowieka. Chciałbym nosić w sobie przekonanie, że mam się modlić tym więcej im mniej ludzi się modli, pościć tym bardziej, że wielu ludzi już nie pości, kochać Boga, za tych, którzy Go już przestali kochać. W wolności wybrałem swoje kapłaństwo. Bóg mnie do niego zaprosił, dał mi łaskę powołania, ale nie zmusił. Cierpliwie i długo czekał na moją odpowiedź, a w seminarium na różne sposoby pytał mnie, czy na pewno chcę być księdzem. I kiedy przed święceniami, w całkowitej wolności wybrałem kapłaństwo stałem się za nie odpowiedzialny. Jeśli będę odpowiedzialnie realizował swoje powołanie, to będę miał poczucie największej z możliwych wolności.
Po konferencji zadałem sobie pytanie o moją odpowiedzialność za powierzonych mi przez Boga ludzi. Najpierw Bóg postawił mi przed oczy naszych kleryków i młodych kapłanów. Dużo muszę jeszcze pracować, żeby bardziej być za nich odpowiedzialnym. Pomyślałem też o chorym Piotrku i natychmiast przyszła mi myśl, że mam nie jechać do Zakopanego jutro z samego rana, ale najpierw muszę iść do Piotrka i zanieść mu Jezusa. W niedzielę, o 10. tej w domu Piotrka, przy jego łóżku, odprawiłem mszę świętą. Byli ze mną dwaj klerycy, którzy przygotowali tę mszę świętą bardzo starannie. Był wielki kościelny mszał, złoty kielich i patena, wielkie kościelne świece, a Paweł śpiewał psalm jak podczas największych celebr w katedrze. Muszę dużo pomyśleć i zmienić w zakresie mojej kapłańskiej odpowiedzialności za powierzonych mi ludzi. To nie jest sprawa moich chęci, czy mojej kapłańskiej pobożności, to jest sprawa mojej odpowiedzialności za nich przed Bogiem. Skoro zgodziłem się być kapłanem to w każdym momencie mojego życia jestem odpowiedzialny za kapłaństwo. I tylko wtedy ono nie będzie trudem, ale doświadczeniem zrealizowanej wolności.
10 sierpnia
Walka VII: Schematy i przekraczanie granic
W życiu duchowym nie ma schematów. Potrzebuje ono co prawda pewnego porzÄ…dku, ale czÅ‚owiek zamkniÄ™ty w schematach zamyka siÄ™ na Å‚askÄ™, nie pozwala siÄ™ poprowadzić suwerennemu dziaÅ‚aniu Boga. Å»ycie duchowe zaczyna siÄ™ wtedy, kiedy przestajÄ™ kurczowo trzymać siÄ™ swoich planów i rzucam siÄ™ na wiatr propozycji Ducha ÅšwiÄ™tego. To jest trudne na poczÄ…tku drogi za Bogiem, bo chciaÅ‚oby siÄ™ utargować u Boga swoje scenariusze, swoje plany na życie, chciaÅ‚oby siÄ™, żeby Bóg wszedÅ‚ w nasze życie, ale na naszych warunkach. StÄ…d życie duchowe zaczyna siÄ™ dopiero wtedy, gdy przestajÄ™ siÄ™ pytać o to, co powinien mi dać Bóg i zaczynam siÄ™ pytać, co mam zrobić, żeby peÅ‚nić Jego wolÄ™. Ale ta trudność wcale nas nie opuszcza w dalszym chodzeniu za Panem. MyÅ›lÄ™ nawet, że im dÅ‚użej chodzimy za Jezusem tym wiÄ™cej grozi nam skostnienie i skupienie siÄ™ na sobie. Ten etap jest trudniejszy, bo zaczyna nam siÄ™ wydawać, że nasze myÅ›lenie jest myÅ›leniem Boga. Im dÅ‚użej jestem ksiÄ™dzem tym trudniej mi jest siÄ™ dać zaskoczyć Bogu. Zaczyna mi siÄ™ coraz częściej wydawać, że już znam siÄ™ na Bogu i Jego dziaÅ‚aniach. A to zamyka mnie na caÅ‚kowitÄ… nowość Ducha ÅšwiÄ™tego. Od wczoraj znów siedzÄ™ w „Księżówceâ€. Sporo tu rozmawiam z kapÅ‚anami. SÄ… cudowni i każdy z nich jest inny. Od starszych kapÅ‚anów sÅ‚yszy siÄ™ ciÄ…gle jak to dawniej bywaÅ‚o, jak dawniej byÅ‚o lepiej w KoÅ›ciele, w Å›wiecie, w kapÅ‚aÅ„stwie. Nie wiem jak byÅ‚o dawniej, nie sÄ…dzÄ™, że byÅ‚o o wiele lepiej, byÅ‚o po prosu inaczej. Ale w każdym czasie nie opuszcza nas Bóg, posyÅ‚a do nas swojego Ducha i caÅ‚a sztuka jest wÅ‚aÅ›nie w tym, żeby sÅ‚uchać, co mówi Duch do mnie dzisiaj, a nie jak mówiÅ‚ wczoraj. Jest w tym potwierdzenie tego, że idÄ…c dÅ‚użej za Jezusem muszÄ™ troszczyć siÄ™ o nowość Jego dziaÅ‚ania w moim życiu, muszÄ™ pozwolić siÄ™ poprowadzić Duchowi ÅšwiÄ™temu, dać siÄ™ Mu zaskoczyć. Tymczasem to częściej Å›wiat nas zaskakuje i to nie dlatego, że Bóg nie ma na niego sposobu, tylko my, w nowym Å›wiecie, chcemy dziaÅ‚ać wedÅ‚ug starych natchnieÅ„.
Miałem dziś inne plany na górską wyprawę. Przy śniadaniu Ks. Andrzej, którego znam jeszcze z seminarium, zaproponował, żebym poszedł trochę inaczej, zamiast na Wołowiec, żebym przeszedł górami na słowacką stronę i zaliczył Bystrą i Błyszcz. Chętnie się na to zgodziłem. Droga była cudowna i okazało się, że dzięki tej zmianie planów zaliczyłem największe szczyty Zachodnich Tatr – Bystra ma 2248 m, a Błyszcz 2158m. Do tego przekroczyłem granicę Polski i Słowacki. To taka mała, zupełnie zewnętrzna ilustracja do mojego dzisiejszego rozmyślania. Kiedy trzymam się sztywno swoich planów osiągam mniej niż wtedy gdy dam się poprowadzić Duchowi Świętemu, gdy pozwolę Mu na zmianę moich życiowych planów, rozbicie schematów i wyznaczonych przez siebie granic wtedy zdobędę najwyższe szczyt, wyższe niż te, które sobie po ludzku wyznaczyłem.
Jestem w Zakopanem do jutrzejszego wieczora. Jutro wracam do CzÄ™stochowy, żeby być na czuwaniu na Jasnej Górze. Po drodze odwiedzÄ™ krakowskie Åagiewniki, żeby pomodlić siÄ™ i podziÄ™kować z wielkie Boże MiÅ‚osierdzie. Moje górskie, krótkie urlopowanie, byÅ‚o maÅ‚ym doÅ›wiadczeniem duchowej walki, która dzieje siÄ™ w nas, gdy walczymy o Boga. Ta walka zawsze jest zwyciÄ™stwem MiÅ‚oÅ›ci.