Go to content Go to navigation Go to search

Róża pustyni

February 29th, 2012 by xAndrzej

Pustynia to ważna metoda pedagogii Boga. Bóg nas wyprowadza na pustynię, żeby uczyć nas miłości pomimo. To najdojrzalsza forma miłości: kochać pomimo braków, pomimo głodu i cierpienia. Łatwo się kocha, gdy wszystko układa się wspaniale, ale to nie wystarcza do pełni miłości. Miłość, której uczy Bóg na pustyni nie jest jednak oparta tylko na cierpieniu. Cierpienie jest tylko drogą do prawdziwej miłości. Czytam teraz autobiografię brata Morisa, małego brata Jezusa. Jestem akurat na początku jego drogi we wspólnocie małych braci. Brat Moris razem z grupą współbraci wędruje dwa tygodnie przez pustynię do pustelni brata Karola de Foucauld. W czasie drogi i przez następne dni rekolekcji wśród piachów Sahary bracia doświadczają wielu różnych sytuacji. W trudnych chwilach wychodzą z nich największe słabości - złość, gniew, zmęczenie, znużenie drogą. Często się ranią szukając dla siebie łatwiejszych zadań i wypominając sobie wzajemną słabość. Droga przez pustynię zamiast jednoczyć staje się niekiedy koszmarem codziennego dźwigania siebie. Po tym wszystkim jednak brat Moris czuje, że właśnie przez te wszystkie doświadczenia Bóg stworzył z nich prawdziwą wspólnotę. Tak, myślę, że tylko po wspólnym doświadczeniu pustyni można mówić o prawdziwej wspólnocie.

Modlitwa o mężnych kapłanów

February 27th, 2012 by xAndrzej

Dziś, w naszej seminaryjnej kaplicy pojawiło się ponad dwudziestu mężczyzn, żeby modlić się o mężnych kapłanów. To był dla mnie niesamowity widok. Między Najświętszym Sakramentem a grupą kleryków klęczeli ojcowie rodzin, mężowie, właściciele i pracownicy różnych firm, nauczyciele akademiccy. Pochodzą z różnych wspólnot, a połączyła ich świadomość odpowiedzialności za świętość kapłanów. Mamy tak spotykać się na modlitwie co dwa tygodnie. Wobec fali antyklerykalizmu ta duża grupa mężczyzn podjęła się wielkiej modlitwy o odwagę i świętość dla kapłanów, kleryków i o nowe powołania do kapłaństwa. Oni doskonale rozumieją, że ich wiara i wiara ich dzieci w bardzo dużym stopniu zależy od ilości i jakości powołań kapłańskich. Nie próbowaliśmy dziś nikogo oceniać, ani szukać przyczyn kryzysu powołań, bo człowiek wierzący wie, że rozwiązaniem każdego kryzysu nie jest nieustanne poszukiwanie winnych, ale gorąca modlitwa do Pana, aby wydoskonalił i ciągle powoływał nowych kapłanów.
Modlitwa mężczyzn jest szczególnym błogosławieństwem dla kapłanów. Przecież też jesteśmy mężczyznami i taka konfrontacja z braćmi, którzy żyją w świecie i dźwigają na sobie mnóstwo codziennych problemów bardzo podnosi nas na duchu.
Wiem też, że coraz więcej kleryków przychodzi do seminarium nie mając doświadczeniem obrazu ojca modlącego się i klęczącego przed Najświętszym Sakramentem. Przez modlitwę mężczyzn, chcemy duchowo uzupełnić ten brak. I właśnie dlatego poruszył mnie dziś ten obraz. Patrzyłem na moich świeckich przyjaciół oczyma kleryków, przed którymi klęczeli mężczyźni w wieku ich ojców, wujków, starszych braci - wpatrzeni w Jezusa i zatopieni w modlitwie. To niezbywalne doświadczenie dla przyszłych księży - widok modlących się mężczyzn i świadomość, że modlą się właśnie o wytrwanie i odwagę dla wszystkich kapłanów.
Profesor fizyki, nauczyciel akademicki, kilku właścicieli firm, inżynierowie, zwykli pracownicy, sędzia siatkarski, zawodowy strażak i kilku innych łączyło się dziś w modlitwie i dało nam świadectwo o tym, że wszędzie są przyjaciele kapłanów, że jest tak wielu ludzi, którym zależy na naszym męstwie i świętości.
Jestem przekonany, że i dla nich ta modlitwa będzie wielkim błogosławieństwem, bo przecież modlitwa za kapłanów jest szczególnie miła Bogu. Bóg obficie wynagradza tym, którzy modlą się za Jego kapłanów.
Sam długo dziś jeszcze trwałem na modlitwie za tych, którzy przyszli się modlić za nas. I to jest właśnie Kościół - który najważniejsze swoje sprawy rozgrywa w komunii przed Panem.

Zwycięstwo zakłada walkę

February 26th, 2012 by xAndrzej

Po rekolekcjach wielkopostnych mamy teraz dobę eucharystyczną. Jak na początek to duża dawka modlitwy i spotkania z Bogiem. W nocy odprawialiśmy wigilie. Śpiewaliśmy wspólnie psalmy przed wystawionym Najświętszym Sakramentem. W czytaniach z wigilii usłyszeliśmy jeden z najpiękniejszych tekstów św. Augustyna o kuszeniu. Życie jest walką. Jeśli chcemy wygrać życie musimy walczyć. Augustyn pisze wyraźnie, że skoro chcemy być zwycięzcami to nie możemy uciec od walki. Zwycięstwo zakłada walkę. Jezus chcąc zwyciężyć podejmuje walkę od samego początku publicznej działalności. Tak jest aż do końca.
O co walczy Jezus? O jakie zwycięstwo my sami mamy walczyć naśladując Jezusa? Walka rozgrywa się o zbawienie, o życie Boże w nas, o Bożego człowieka w nas, a to jest możliwe tylko wtedy, gdy nasza wola podda się woli Boga. Dlatego Jezus nie idzie na pustynię z własnej inicjatywy, dla własnej potrzeby jakiś ascetycznych ćwiczeń. On nie podejmuje walki tylko dla zwycięstwa nad sobą i swoimi słabościami. Jezus walczy o wypełnienie woli Boga Ojca aż do końca, dlatego już po pierwszej walce z szatanem na pustyni może powiedzieć: czas się wypełnił!. Duch Święty prowadzi Jezusa na pustynię, doprowadza Go do całkowitego ogołocenia i rezygnacji z wszystkiego, aby mógł w całości być dla Ojca.
Wielki Post nie jest zwykłą walką z nadwagą czy nadwątlonym zdrowiem, nie jest nawet walką o uwolnienie z nałogów dla mojej osobistej wygody i wolności. Wielki Post jest jeszcze radykalniejszym pełnieniem woli Boga!
A walka o zwycięstwo Boga w naszym życiu toczy się nieustannie. Święty Marek, który nie opisuje konkretnych pokus, pisze, że Jezus był na pustyni 40 dni i przez te 40 dni był kuszony. To nie był tylko jednorazowy atak szatana. To nie były tylko 3 próby, ale 3 najczęstsze sposoby nieustannego kuszenia Jezusa. My też jesteśmy nieustannie kuszeni, dlatego też nieustannie musimy czuwać i nieustannie walczyć. Każdy dzień jest małą bitwą w wojnie o zwycięstwo Bożego człowieka w nas.
Ojciec Bronisław Mokrzycki wymienia dwa rodzaje pokus: nęcące i straszące. Według niego te na pustyni były przede wszystkim nęcące. Kiedy zwierzę jest wygłodzone łatwo chwyta przynętę. Szatan więc nęci najbardziej na pustyni. Zastawia przynętę na nasze głody łatwego życia i przyjemności ( zamień kamienie w chleb), głód bycia ważnym ( oddaj mi pokłon, a dam ci te wszystkie bogactwa), głodu nadzwyczajnych doznań( rzuć się w przepaść, a aniołowie cię uratują). Pokusy straszące najbardziej towarzyszą Jezusowi od Ogrójca. Olbrzymi lęk przed grzechami i złem świata, lęk przed samotnością, lęk przed cierpieniem, lęk przed śmiercią. Ten strach prowokuje ludzi do szukania ratunku nawet u samego diabła.
Jednak już na pustyni symbolem tych straszących pokus są dzikie zwierzęta.
Jezus jednak zwycięża, teraz i na krzyżu. Jeśli chcemy być zwycięzcami też musimy walczyć, żeby mieć udział w radości zwycięstwa. Nie walczymy jednak sami. Jeśli wejdziemy w życie Jezusa, to zwyciężymy potop pokus, tak jak ci, którzy weszli do Arki Noego i przeżyli powódź.
Wszystkie nasze kapłańskie i kleryckie walki są wygrane tylko wtedy, gdy tak jak w te dni zanurzamy się w Jezusie, w Jego prawdziwej, choć tak pokornej i milczącej obecności w Najświętszym Sakramencie. Nie zaczęliśmy tego wielkiego postu od wielkich umartwień, czy bogatej jałmużny dla drugich. Zaczęliśmy od słuchania Słowa Bożego i adoracji, żeby sam Bóg Ojciec, w Duchu Świętym nas poprowadził przez Wielki Post drogami Jezusa.
Jak nie podejmujesz już walki, nie dziw się, że nie zwyciężasz!

W cieniu Boga

February 23rd, 2012 by xAndrzej

Ojciec Święty upomniał się ostatnio o kapłańską pokorę. Gdyby pycha miała woń, to wokół nas nie byłoby najpiękniejszych zapachów. A przecież nasza modlitwa ma być jak woń kadzidła. Myślę, że najwięcej smrodu wokół kapłańskiego życia pochodzi właśnie z pychy. Jakoś dziwnie lubimy wymykać się Bogu i tak Go wyprzedzać, żeby najpierw było to co nasze, a dopiero potem On.
Zawsze myślałem, że kapłaństwo ma się rozgrywać w blasku Boga. Dziś myślę, że mam być bardziej w Jego cieniu. W Biblii, znak obłoku to przecież często znak obecności Ducha Świętego. W redakcji św. Marka, podczas przemienienia pańskiego, na Jezusa zstąpił obłok. Obłok daje cień, a nie blask. Duch Święty nie udziela nam się po to, aby nas rozświetlić, ale po to, żeby przez nas rozbłysła chwała Boga. Dobrze więc jest się schronić w cieniu Boga. Stać się tak dyskretnym, żeby samemu znikać, a Jemu robić miejsce.
Życie duchowe bezwzględnie potrzebuje cienia. Kiedy łapie nas pokusa, żeby świecić jesteśmy na najgorszej drodze w rozwoju duchowym. Bóg jest prawdziwym światłem! Jeśli mamy Boga w sobie - mamy światło. Jest jednak ktoś inny, kto natychmiast próbuje odpowiedzieć na nasze pragnienie światła. Lucyfer - to przecież ten kto nosi światło. Ale jego światło nigdy nie oświetla Boga, ono oświetla tylko nas i to tak mocno, żebyśmy tylko sami chcieli świecić, żebyśmy dali się tak oślepić tym światłem, żeby już nikogo nie widzieć poza sobą. Często nas oślepia to fałszywe światło, ta diabelska chęć bycia zauważonym, podświetlonym, ważnym.
W tej duchowej walce świateł człowiek ma zawsze szukać cienia, ale nie po to, żeby uciec od Boga, ale żeby zawsze zrobić Mu pierwsze miejsce. Iluż to charyzmatycznych liderów dało się złapać na blask fałszywego światła? Kiedy zapomnieli, że to Bóg ma świecić a nie oni. Kiedy zaczęło im się wydawać, że tylko oni mają w rękach włącznik do światła Ducha Świętego.
Iluż z nas, kapłanów, tak się już zapomniało w swoim kapłaństwie, że więcej się troszczymy o własne honory i tytuły niż o chwałę Boga?
Tymczasem Duch przychodzi do tych najmniejszych i najprostszych, do tych, którym się udało wyrwać z pokusy pychy i którzy każdego dnia skruszeni przed Bogiem szukają cienia, żeby tylko On świecił w nas, żeby coraz mniej widoczne było to co nasze, a świeciło tylko to, co Jego!

Czy w Wielkim Poście nauczę się choć trochę pokory? Czy stać mnie będzie, żeby zaryzykować bycie w cieniu przy wielkiej ufności, że nie ważne są jupitery świata, że światło Boga zupełnie wystarczy, żeby się nigdy nie wypalić.

Drugi dzień Wielkiego Postu spędziłem w maryjnym sanktuarium w Gidlach. Nigdzie chyba na świecie nie ma tak maleńkiego wizerunku Maryi jak tam. Aż trudno zobaczyć jej postać pośród dużego, zdobnego ołtarza. Ta małość figury Maryi prowokuje do osobistego rozliczenia się z troski o wielkość. Matka Boża Gidelska sama z siebie jest mała, ciemna i szara, jakby zupełnie nie świeci. A jedyne co nadaje Jej blasku to światło Chrystusa. I w tym jest sekret jej duchowego sukcesu i duchowej skuteczności.

Popiół i diament

February 22nd, 2012 by xAndrzej

Znów mam na głowie trochę popiołu. Biskup mi przypomniał, że jestem prochem i w proch się obrócę, ale przy tym wszystkim nie może zabraknąć mi wiary w ostateczne zwycięstwo, a właściwie, udział w zwycięstwie Chrystusa. Zaczął się czas popiołu, czyli odkrywania prawdy o sobie, czasem trudnej i bardzo bolesnej. Zaczął się czas odkrywania przez post wszystkich naszych zniewoleń, bo przecież wystarczy sobie czegoś odmówić, żeby zobaczyć, jak bardzo to coś nas zniewala. Bóg jednak buduje na popiele, a co najdziwniejsze, potrafi z niego wyprowadzić diament. Trzeba dać się obrócić w proch, żeby być wreszcie podatnym na wiatr Ducha Świętego.
Razem z Wielkim Postem zaczÄ™liÅ›my seminaryjne rekolekcje. CaÅ‚e majÄ… być o spowiedzi, wÅ‚aÅ›nie o takim miejscu i czasie, w którym skruszeni stajemy przed Bogiem, żeby przyznać siÄ™ do sÅ‚aboÅ›ci i grzechu, powiedzieć za to wszystko “przepraszam” i obiecać, że siÄ™ znowu stanie po stronie dobra. To w konfesjonale Bóg bierze swoje miÅ‚osierne sito i przesiewa przez nie nasze grzechy, tylko po to, żeby odkryć w naszych sercach diament Bożego życia.
Na Wielki Post nie mam jakiś uczynkowych postanowień. Bardziej niż dawać, chcę nauczyć się jak najwięcej brać od Boga. Nauczyłem się już, że postanowienia, które mają być tylko dawaniem czegoś z siebie bardzo często zamiast uzdrawiać mocno mnie ranią. One są po prostu moje, a przez to zawsze są słabe i samookaleczające. Chcę w tym czasie jak najwięcej czerpać z Boga, z Jego Słowa i Jego eucharystycznej obecności. Jeśli ma się to w ogóle ubrać w jakieś uczynki to co najwyżej w porządne czytanie i rozmyślanie nad Pismem Świętym i maksymalnie dużo czasu na adorację Najświętszego Sakramentu. Chcę brać życie i każdy dzień jako dar od Jezusa i zrezygnować z większości swoich ambitnych planów. To branie od Boga ma się też urzeczywistnić w nieustannym dziękczynieniu za każdą radość i każde cierpienie. Oby się to stało źródłem mojego nawrócenia, nawrócenia mojego myślenia i patrzenia na ludzi i świat, nawrócenia moich nastrojów i oczekiwań. Wszystko jest darem Pana i Jego łaską. Chcę ją tylko brać i tak się napełnić Bogiem, żeby stawać się potem w jakiś naturalny i oczywisty sposób obecnością Boga w świecie.

Zima księdza

February 15th, 2012 by xAndrzej

Zasypało dziś całą Częstochowę. W zaspach przedzierałem się do małego kościółka św. Rocha. Czarna sutanna mocno kontrastowała z bielą śniegu i przy większym wietrze napinała się jak żagiel. Na zaśnieżonych placach, tuż za Jasną Górą, spiesznie przemykały siostry zakonne. Wracały ze swojego codziennego oficjum u Matki Bożej. Grupa sióstr Zawierzenia, w swoich kremowych habitach kolorystycznie pasowała do zimy. Te siostry są jednak bardziej dyskretne niż my kapłani - nawet w kolorach swoich duchowych strojów. Ten czarny kontrast sutanny jest jednak po coś! To wielka strata kiedy na naszych ulicach trudno dziś spotkać księdza w kapłańskim stroju. Dlatego lubię, nawet w taką pogodę, zostawić w garażu swój wygodny samochód i przejść między ludźmi jak znak duchowej obecności Boga.
KoÅ›ciół Å›w. Rocha znajduje siÄ™ na najstarszym cmentarzu CzÄ™stochowy. Tuż przed nim jest grób KsiÄ™dza Grzegorza, mojego rocznikowego kolegi. Razem zostaliÅ›my wyÅ›wiÄ™ceni. Dla niego Bóg miaÅ‚ zupeÅ‚nie inny plan na kapÅ‚aÅ„stwo. Å»yÅ‚ krótko i umieraÅ‚ w wielkich mÄ™czarniach. Zawsze z nim rozmawiam i proszÄ™, żeby wstawiaÅ‚ siÄ™ u Boga za mnie, za wszystkich kapÅ‚anów i kleryków. “WybraÅ‚em sobie tego czÅ‚owieka za narzÄ™dzie” - to pawÅ‚owy cytat z jego obrazka prymicyjnego. Teraz zdobi jego nagrobek. Nawet księża majÄ… swoje powoÅ‚anie w powoÅ‚aniu. Najważniejszym powoÅ‚aniem w kapÅ‚aÅ„stwie Ks. Grzegorza byÅ‚o dopeÅ‚nienie cierpieÅ„ Chrystusa. Szkoda, że wielu ludzi nie widzi, jak wielu kapÅ‚anów skÅ‚ada Bogu w ofierze dar olbrzymiego cierpienia. Åšnieg zupeÅ‚nie przysypaÅ‚ mogiÅ‚Ä™ Grzesia. NoszÄ™ w sobie wielkÄ… pewność, że przez cierpienie, jego grzechy wybielaÅ‚y jak Å›nieg.

Stanąłem wreszcie przy ołtarzu. W kościele garstka ludzi. Jedni przyszli, żeby pomodlić się za swoich zmarłych. Trochę mi szkoda, kiedy ludzie chodzą tylko na Mszę wtedy, gdy zamawiają intencje za kogoś zmarłego z rodziny. Jakby śmierć Chrystusa, uobecniana na każdej Mszy świętej, była mniej godna obecności. Są też nasze świątobliwe panie. Niech świat nazywa je jak chce, ale to są filary Kościoła. Nasza pani Helena ma pewnie już ponad osiemdziesiąt lat i bez względu na pogodę zawsze jest na Eucharystii. Przyszła i dziś, cała biała od śniegu i czerwona na twarzy z ogromnego wysiłku. Czy Bóg mógłby być obojętny na taką ofiarę? Jakimi jesteśmy mięczakami wobec takiej kruchej kobiety, dla której nie istnieją żadne przeszkody, których by nie pokonała, żeby tylko być na Mszy świętej.

Siostra Anna użalała się dziś na losem Pana Jezusa, myśląc po ludzku, że pewnie Mu zimno w tak mroźnym kościele. Tłumaczyłem jej, że dla Jezusa temperatura nie ma znaczenia. On najbardziej cierpi kiedy jest sam, kiedy mamy mnóstwo ważniejszych spraw niż On. A przecież tylko adoracja jest termometrem naszej miłości do Boga. Bez adoracji nie ma prawdziwej miłości.

W drodze powrotnej wiało jeszcze bardziej. Przypomniał mi się proboszcz z Ars, który pisał kiedyś jak w wielkim zimnie szedł z komunią do chorego. Całą drogę się modlił i nawet nie odczuł zmęczenia i wielu kilometrów w nogach. Może moja modlitwa w drodze nie była aż tak gorliwa, ale wcale nie czułem zimna. Uwielbiałem Boga za spotkanych dziś ludzi. To najcudowniejsza strona kapłaństwa - bycie z ludźmi i dla ludzi w Chrystusie. Po wielu latach złożył mi dziś wizytę student z duszpasterstwa. Nie widziałem go siedem lat. Ożenił się, a największym problemem jego małżeństwa był brak dzieci. Nic nie pomagało, żadne leczenie, ani nawet naprotechnologia. Siedem lat oczekiwania i żadnego skutku. Kilka miesięcy temu udali się z żoną na modlitwy charyzmatyczne. Prowadzący kapłan wypowiedział proroctwo, że kilka obecnych na modlitwie par mających trudności z urodzeniem dziecka wreszcie doczeka się potomstwa. I trafiło na nich! Od tej chwili są jednym wielkim głosem uwielbienia Boga! Czyż życie nie jest w całości w rękach Pana!

Na takich myślach przeszła mi droga powrotna. W mieszkaniu odmówiłem nieszpory. Znów musiałem się ciągle poprawiać, żeby nie było tak, że nawet nie wiem co czytam. Mamy przecież tak często, że odmawiamy brewiarz, ale bez głębszego wejścia w sens odmawianych psalmów.

Po kolacji wziąłem łopatę i zacząłem odśnieżać nasze seminaryjne podwórko. Niestety jego wielkość i śnieżne zawieje zupełnie mnie pokonały. Symbolicznie jednak czułem się solidarny z wieloma kapłanami, z małych wiejskich kościółków, którzy wstają dużo wcześniej przed poranną mszą, żeby odśnieżać drogę do kościoła.

Za chwilę pójdę do kaplicy, żeby na modlitwie zakończyć kolejny, zimowy dzień mojego kapłaństwa. Zwykły dzień, ale nawet taki jest jeszcze jednym dowodem ogromnej miłości Boga i piękna kapłańskiego życia. Jeśli widzę jakiś sens opisywania okruchów mojego kapłańskiego życia, to tylko w tym, żeby każdemu, kto czuje wezwanie na tę drogę, powiedzieć, że nie ma nic piękniejszego jak tylko odważnie przyjąć to wezwanie.