Go to content Go to navigation Go to search

Poranieni pasterze

April 30th, 2009 by xAndrzej

SzturmujÄ™ niebo modlÄ…c siÄ™ za chorych kapÅ‚anów. Bóg postawiÅ‚ przede mnÄ… nowe zadanie - ratować chorego kapÅ‚ana, wyrywać go ze sÅ‚aboÅ›ci, uzależnienia. To jakby nowy obszar mojej sÅ‚użby Bogu - posÅ‚użyć choremu współbratu. Nie umiem o niczym innym myÅ›leć. JeÅ›li siÄ™ modlÄ™ to woÅ‚am o pomoc Boga, aby zrobiÅ‚ cud uzdrowienia. Przy tej okazji myÅ›lÄ™ o coraz wiÄ™kszej grupie księży borykajÄ…cych siÄ™ z depresjÄ…, alkoholem, pornografiÄ…, o księżach pogubionych i zniewolonych przez grzeszne relacje. Nie ma we mnie ani jednej nutki krytyki czy potÄ™pienia, jest natomiast mnóstwo miÅ‚oÅ›ci i solidarnoÅ›ci. To sÄ… przecież moi bracia, których życie popÄ™kaÅ‚o z takich czy innych przyczyn. Nasz kapÅ‚aÅ„ski potencjaÅ‚ też jest przecież mocno ograniczony. Mamy okreÅ›lone granice psychicznej wytrzymaÅ‚oÅ›ci, okreÅ›lone rezerwy siÅ‚, po wyczerpaniu których przychodzi czasem zaÅ‚amanie i upadek. Ciężko jest być w takich chwilach kapÅ‚anem, ludzie przecież chcÄ… mieć kapÅ‚anów mÄ…drych, radosnych, zaradnych, nieskazitelnych. Kiedy kapÅ‚an upada w swojej sÅ‚aboÅ›ci czuje siÄ™ podwójnie upadÅ‚ym - ze wzglÄ™du na sÅ‚abość i ze wzglÄ™du na niedorastanie do wygórowanych oczekiwaÅ„ ludzi. Do tego zwykle dochodzi samotność. Ludzie Å‚atwo siÄ™ gorszÄ… i potÄ™piajÄ… a rzadko kiedy widzÄ… w chorym kapÅ‚anie brata, któremu trzeba pomóc. Czasem budzÄ… siÄ™ do tej pomocy kiedy jest już za późno. CzÄ™sto wspominam historiÄ™ opowiedzianÄ… przez jednego z biskupów. PrzeniósÅ‚ z parafii ksiÄ™dza, na którego ludzie pisali donosy, że pije na plebanii. Na szczęście po kilku dniach przyszÅ‚a do kurii delegacja wiernych z tej parafii. “Niech ksiÄ…dz biskup nam nie zabiera naszego proboszcza - stwierdzili z pokorÄ… - bo to, że zaczÄ…Å‚ pić to nasza wina. UmieliÅ›my go tylko krytykować i oceniać, a prawie nigdy nie pomyÅ›leliÅ›my, że jest sam w Å›wiÄ™ta, że może potrzebuje jakiegoÅ› dobrego sÅ‚owa, gestu życzliwoÅ›ci. MyÅ›my siÄ™ nawet za niego nie modlili”. Poranieni pasterze upadajÄ… jeszcze bardziej gdy zupeÅ‚nie na boku zostawiajÄ… ich współbracia w kapÅ‚aÅ„stwie. Bóg postawiÅ‚ mnie przed ważnym egzaminem z kapÅ‚aÅ„skiego braterstwa. Po pierwszym spotkaniu wiem, że kapÅ‚anowi może najlepiej pomóc kapÅ‚an. To najważniejsze nasze zadanie; szczerze ze sobÄ… rozmawiać i ratować siÄ™ nawzajem jak rodzeni bracia.
Jak spotkacie na swej drodze poranionego pasterza, to zamiast mu dokopać słowem czy gestem, pomóżcie mu wstać! Każdemu człowiekowi wstaje się ciężko z upadku, ale może kapłanowi jest szczególnie trudno, bo dużo od niego wymagano i runął pod ciężarem tych wszystkich oczekiwań.

Wydarzenia dnia:
wtorek - z samego rana msza święta i rozmyślanie, potem kilka spraw seminaryjnych i spotkanie z duszpasterzem trzeźwości, po obiedzie wyjazd na ratunek do chorego współbrata, po drodze odwiedziny u rocznikowych kolegów
środa - po śniadaniu wizyta w wydawnictwie w sprawie mojej nowej książki, potem spotkanie z Ks. Zdzisławem i załatwianie spraw administracyjnych. O 13 obiad doktorski ks. Marcina z udziałem Księdza Arcybiskupa. Po południu msza św. na św. Rocha, a wieczorem audycja w radiu o radości chrześcijańskiej.
czwartek: rano zebranie przełożonych, potem wizyta Ks. Ryszarda i zaległa wizyta imieninowa u ks. Jarka; o 13 pogrzeb na św. Rocha ( to chyba mój pierwszy odprawiany pogrzeb od roku); wieczorem piękna modlitwa przed Najświętszym Sakramentem z klerykami II roku ( to ich własna inicjatywa - dlatego tym bardziej cieszę się z tej wspólnej modlitwy i ich zaproszenia) Klerycy wyjechali na dzień rektorski - mają trochę wypocząć i zintegrować się we wspólnotach rocznikowych. Zostawiliśmy ich samych, aby mieli mały sprawdzian z dojrzałości i samodzielności.

Cytat dnia: Kiedy cesarz Napoleon uwiÄ™ziÅ‚ papieża, powiedziaÅ‚ do jednego z francuskich biskupów: “Jeszcze 20 lat i po KoÅ›ciele nie bÄ™dzie Å›ladu.” Biskup odpowiedziaÅ‚ mu spokojnie: ” Skoro przez XVII wieków nie udaÅ‚o siÄ™ księżom zniszczyć KoÅ›cioÅ‚a, to na pewno nie uda siÄ™ to cesarzowi w ciÄ…gu 20 lat”. I tak siÄ™ staÅ‚o. Napoleon wkrótce przegraÅ‚ wojnÄ™, a KoÅ›ciół trwa dalej, mimo, że nie ma w nim samych Å›wiÄ™tych kapÅ‚anów.

Intencje modlitewne:
za naszych alumnów o wiarę, dojrzałość i doświadczenie komunii, za księży profesorów i wychowawców byśmy byli dla kleryków autentycznymi świadkami wiary i ofiarności wobec Boga i Kościoła; o nowe powołania kapłańskie i zakonne, za chorych i pogubionych kapłanów, za księdza XY o cud uzdrowienia i wyprostowania wszelkich problemów; za maturzystów, żeby chciało im się uczyć, za Piotrka o uzdrowienie i udaną maturę; za studentów z DA i wszystkie kochane rodzinki, za moich rodziców i wszystkich rodziców księży i kleryków; za przygotowujących się do małżeństwa.

Witaj, Krzyżu!

April 27th, 2009 by xAndrzej

Poleżałem przed nim trochę. To miała być jeszcze jedna mała akcja w całej masie duszpasterskich działań, kolejna peregrynacja jakiegoś świętego znaku. Stało się inaczej. Najpierw puścili prezentację i już mnie ruszyło. Zobaczyłem Jana Pawła II jak dotyka tego krzyża i go całuje. A potem setki młodych z różnych krajów i kontynentów stojących w długiej kolejce, żeby dotknąć choćby skrawka tej drewnianej belki. Bardzo potrzebujemy znaków. Dotykałem ten krzyż, wręcz go pieściłem swoimi rękami jak największy skarb, jak najcenniejszą wygraną, jak klucz do największego sukcesu. Próbowałem poczuć żywą obecność przy tym krzyżu Ojca Świętego, czułem jego zapach, jego duchową obecność przy tym znaku zbawienia. Podczas modlitwy o powołania przyszła do naszego kościoła seminaryjnego prawie cała częstochowska młodzież duchowna. Nowicjuszki od Nazaretanek klękały pod krzyżem, a potem przytulały się do niego. Takie Matki Boskie bolesne i zakochane w Jezusie. Klerycy odważnie wpatrzeni w krzyż, a potem skruszeni szli, żeby na oczach wszystkich pokazać kogo chcą kochać najbardziej. Mój umysł sfotografował całą masę takich pięknych obrazków miłości do krzyża, ale przecież tak naprawdę miłości do Chrystusa. Bóg mnie rozpieszcza. Miałem możliwość modlić się przed krzyżem Światowych Dni Młodzieży długie godziny. Przed północą wyszedł ostatni klery z kaplicy i mogłem już sam pogadać z Bogiem w blasku Jego krzyża. Poleżałem przed nim trochę, żeby wyznać Bogu moją bezradność i słabość i żeby Mu powiedzieć, że we wszystkim jestem do Jego dyspozycji. Witaj, Krzyżu, moja jedyna nadziejo!

Wydarzenia dnia:
niedziela: o 11 odwiozłem na dworzec brata Marka i Georga z Taize, pogadaliśmy sobie jeszcze trochę z samego rana ( będzie mi brakować ich prostoty i skromności); o 15 msza i konferencja dla Instytutu Prymasowskiego, o 17.00 początek peregrynacji krzyża ŚDM w naszym kościele seminaryjnym; najpierw nieszpory z udziałem ludzi ( dlaczego my się modlimy sami i tak rzadko zapraszamy do tej modlitwy świeckich?), potem adoracja, a o 20 wspaniała modlitwa o powołania
poniedziałek: rano rozmyślanie i msza z I rokiem, przed południem kilka spotkań z księżmi i dwa wykłady; po obiedzie zamknąłem się przed światem, żeby przygotować kazanie, o 18.00 Msza święta u św. Barbary transmitowana przez radio Maryja i telewizję Trwam - mówiłem kazanie o prawdziwych i fałszywych świadkach.

Cytat dnia: Brak świadków to duży problem, ale jeszcze większym problemem są fałszywi świadkowie!
Intencje modlitewne:
za kleryków, szczególnie za tych z pierwszego roku, żeby dojrzewali w wierze i decyzjach, za księży profesorów i wychowawców, o nowe powołania kapłańskie i zakonne, za chorych i cierpiących, za Piotra; za maturzystów tuż przed egzaminami, za przygotowujących się do sakramentu małżeństwa - Jolę i Emila; Marzenę i Waldka; Tomka i jego narzeczoną; za moich przyjaciół Zosię i Włodka, Grażynkę i Tadzia, Elę i Jurka - o których często myślę, a mam dla nich coraz mniej czasu. Za wspaniałych studentów z DA, którzy wczoraj też się modlili o powołania i tak pięknie kontynuują pracę w duszpasterstwie, za moich kolegów z rocznika święceń, a w szczególności za Ks. Zbyszka.

Inaczej Bóg mnie wypluje

April 26th, 2009 by xAndrzej

Zaczął się piękny czas intensywnych przeżyć. Wielość spotkań, uroczystości, inicjatyw można zawsze przyjąć jako obciążenie, nawał pracy, wyrwanie ze świętego spokoju i prywatności, ale można też przyjąć jako przyspieszenie biegu za Jezusem. Bóg nie chce byśmy byli letni, skupieni na sobie, na swoim życiu, na miłych spotkankach przy pachnącej kawce i pogawędce pełnej taksowania innych. Mamy być gorący dla Chrystusa, zaangażowani, odważni i całkowicie spalający się dla Niego. Im bardziej się spalasz tym bardziej jesteś gorący. Im mniej robisz, mniej jesteś dla drugich tym więcej kopcisz i stajesz się letni. To mocna przestroga Boga: jak nie będziesz gorący to cię wypluję! Nie chciałbym, aby Bóg mnie musiał wypluwać jak niesmakujące jedzenie, jak chleb bez smaku, jak zwietrzałą sól, jak spleśniałe ciasto. Dlatego lubię intensywność przeżyć, lubię, kiedy samo życie stawia przede mną coraz więcej wyzwań, a ja chętnie w nie wchodzę. Jestem w tym może czasem nieroztropny, może czasem biorę na siebie za dużo nowych rzeczy, ale przecież i tak jest wciąż tego za mało. Modlę się do Boga, abym nie szukał czasu dla siebie, abym nie planował, długich i wygodnych wyjazdów dla własnej satysfakcji i przygody. Moją największą przygodą jest Bóg i wszystko to co robię dla Niego. Kościół nie może być letni, uśpiony, skupiony na drobiazgach i sztucznych problemach. Kiedy skupiamy się na sobie, nawet mając najlepsze chęci i tak będziemy mieli z tego średnią satysfakcję. Kiedy jednak rzucam siebie na wiatr Ducha Świętego i pozwalam Mu organizować mój czas to On daje mi swoje tchnienie, swoją moc, swój ogień. Jeśli tylko rzucę się na wiatr Ducha Świętego to nigdy nie będę letni i nigdy nie wypluje mnie Bóg.

Wydarzenia dnia:
piątek: rano msza święta dla wspólnoty, po śniadaniu zebranie przełożonych, o 13 wyjazd na lotnisko po brata Georga ( co za niespodzianka - on się nazywa Kubina, jak nasz pierwszy biskup), o 17 krótka wizyta imieninowa u Jurków, o 18 konferencja dla kleryków, wieczorem udział w kręgu biblijnym a nocą rozmowy z braćmi z Taize - Markiem i Georgiem ( spotkania z nimi to dla mnie takie mini rekolekcje)
sobota: po śniadaniu zaliczenia dla VI roku na Instytucie, o 11 spotkanie i msza święta dla neoprezbiterów i ich rodziców, o 14 przygotowania do pielgrzymki akademickiej i drobny w niej udział ( już zupełnie w innej roli niż przez 10 lat!) od 14 do 23.
niedziela: rano jutrznia, a po śniadaniu kolejne rozmowy z braćmi Markiem i Georgiem, po południu znów mnóstwo przeżyć, głównie w związku z obecnością Krzyża ŚDM w naszym kościele seminaryjnym.

Myśli zebrane od gości, znajomych i przyjaciół w czasie pielgrzymki akademickiej:

Ks. prof Andrzej Szostek - “W swojej mÅ‚odoÅ›ci pojechaÅ‚em raz na spotkanie ZwiÄ…zku MÅ‚odzieży Socjalistycznej. W niedzielÄ™ nie pozwolono nam iść na mszÄ™, a ja baÅ‚em siÄ™ wyÅ‚amać. Po powrocie zwierzyÅ‚em siÄ™ z tego swojej mamie a ona powiedziaÅ‚a na to: “No i co by ci zrobili, zabiliby ciÄ™, wsadzili do wiÄ™zienia!? A nawet, gdyby to zrobili to przecież Jezus jest wart tego!” Mocno siÄ™ zawstydziÅ‚em i od tej chwili postanowiÅ‚em zdobywać siÄ™ na wiÄ™cej odwagi, żeby stać po stronie Chrystusa i kiedy to robiÅ‚em zawsze okazywaÅ‚o siÄ™, że nikt mi nic wielkiego za to nie zrobiÅ‚. DiabeÅ‚ chce nas zastraszyć przed podjÄ™ciem decyzji o odważnym Å›wiadectwie, ale Bóg zawsze nas bÄ™dzie chroniÅ‚”.

O. Jan Góra - “Nie tÅ‚amÅ› tak tych kleryków, wyÅ›lij ich na LednicÄ™ niech zobaczÄ… entuzjazm mÅ‚odych. Oni muszÄ… stanąć przed mÅ‚odzieżą, bo inaczej bÄ™dÄ… siÄ™ jej bać i bÄ™dÄ… przed mÅ‚odymi uciekać”.

Orzech z Wrocławia (DA Wawrzyny) - Ja nie wiem jak to jest, ale wierzę, że jak sam wewnętrznie jestem oddany Matce Bożej to Ona sama organizuje studentów na pielgrzymkę. Nic wielkiego nie robię, nie nakazuję, ani nie reklamuję, tylko mówię o miłości do Matki Bożej i zaraz mam ekipę do pięciu autobusów. Zmówię za ciebie zdrowaśkę, żeby Cię Matka Boża towarzyszyła w tym rektorowaniu i nie bój się, że się klerycy mogą ożenić, jak mają to zrobić to niech się to stanie jak najszybciej.

MichaÅ‚ z Warszawy- DziÄ™kujÄ™ ksiÄ™dzu za “gadu-gadu” w “Niedzieli”. KiedyÅ› uratowaÅ‚o mi życie. ByÅ‚em w strasznej kondycji i miaÅ‚em już myÅ›li samobójcze, a ksiÄ…dz napisaÅ‚, że w każdym poÅ‚ożeniu mamy dziÄ™kować Bogu.

Ks. Bp Józef z Łowicza - Ty , rektorze kochany, chyba najlepiej zrozumiałeś dzisiejsze kazanie, bo ty też tak krążysz między Łowiczem a Jasną Górą. Powiedz tym swoim znajomym o pani Walewskiej i o pięknej łowickiej ziemi.

Intencje modlitewne:
za kleryków naszego seminarium o dojrzewanie do świętości i o oczyszczenie z każdego grzechu i nieuczciwości, za wychowawców seminaryjnych o mądrą i kochającą troskę do kleryków, za Marków, szczególnie za zapracowanego w tych dniach księdza Marka z DA, za brata Marka i wielu innych, za Jarków i Jurków; w intencji Marzeny i Waldka w podzięce za zaproszenie na ślub, za wszystkich studentów polskich i ich wychowawców, za Polskę o jej dobrą przyszłość.

Muszę być pusty

April 23rd, 2009 by xAndrzej

Ania przysłała mi dzisiaj kolejny świetny tekst Matki Teresy z Kalkuty - list do kapłanów. Zaczyna się od tego, że daliśmy słowo Panu Bogu, że idziemy za Nim na przepadłe. I mamy teraz dotrzymać tego słowa. Ale lepsza jest jeszcze uwaga o konieczności bycia pustym dla Jezusa. Tak naprawdę, w wierze chodzi głównie o to, żeby nieustannie robić miejsce dla Boga. On chce nas napełniać swoją łaską, tylko, że my ciągle jesteśmy czymś zajęci, napełnieni, zagonieni. Nie muszę się martwić o to, co mi da Bóg, ale o to, żebym był przygotowany na Jego dary. Nie da się nic wlać do naczynia już wypełnionego po brzegi. Życie duchowe zaczyna się więc od wyrzucania tego co niepotrzebne, od rezygnowania ze spraw, które nas niepotrzebnie absorbują. A przecież ciągle chodzę czymś zajęty, czymś się przejmuję, dołuję, o czymś myślę. I wcale nie chodzi o to, aby uciec od tych koniecznych spraw, ale żeby walczyć o jak największą przestrzeń dla Boga. Bóg chce nam dać bardzo wiele, ale pierwszym warunkiem przyjęcia tych darów jest zrobienie miejsca. To czasem musi iść tak daleko, że człowiek przekreśla siebie, wyrzuca wszystko co ma, żeby stanąć pustym przed Bogiem. My się tej pustki boimy, bo nasza mała wiara wprowadza nas w lęk, że Bóg zawiedzie, że coś stracimy a nic nie zyskamy. Najtrudniej jest uwierzyć, że wiara jest największym zyskiem, że modlitwa jest najlepiej zagospodarowanym czasem, że spotkania z Bogiem zaowocują największymi skarbami. Ziemskie sprawy wydają nam się cenniejsze niż te Boże. Tak jest przynajmniej w praktycznym naszym działaniu. Chcę stworzyć dla Boga taką wewnętrzną pustkę, aby stać stać się naczyniem gotowym na przyjęcie łaski. Jesteśmy przeładowani sobą i swoimi sprawami do tego stopnia, że już nie ma w nas miejsca dla Boga.

Wydarzenia dnia:
wtorek - znów wstaję po piątej, żeby być na rozmyślaniu i mszy z klerykami. Przed południem udział w sympozjum przerywany wizytami pani dyrektor z Gaude Mater i naszego wspaniałego Radka, prawnika, który nas ostatnio mocno wspomógł swoją wiedzą. Na sympozjum posłuchałem trochę Ks. Marka Dziewieckiego i sam miałem jakiś drobny wykład. Po południu wiele kleryckich spraw, ruszyła bowiem formacyjna maszyna. O 18.00 konferencja ojca Jana z Apostolstwa Trzeźwości w Zakroczymiu, a po kolacji nabożeństwo Słowa. Dzień zakończyłem wizytą u Ani i Grzesia. Ich Dawid znowu przeszedł samego siebie. On jest w stanie rozruszać nawet takiego słonia jak ja.
środa - rano msza święta a po śniadaniu spotkania z kapłanami i diakonami. Po obiedzie dyżur i msza św. na Rocha. W drodze powrotnej wstąpiłem do Zawierzanek, żeby pomodlić się chwilę przed Najświętszym Sakramentem. Tam miłe spotkanie z siostrami i szczególne odkrycie, że jedna z sióstr to uczestniczka moich dawnych spotkań z młodzieżą w Olsztynie. Wieczorem audycja w radiu.

Cytat dnia: Żeby być świadkiem Chrystusa trzeba nie tylko wejść na Jego drogi, nie tylko Go poznać, ale dać dla Niego swoje życie.

Intencje modlitewne: za naszych alumnów - za każdego z osobna o coraz więcej miejsca w ich sercu dla Pana Jezusa; o nowe powołani kapłańskie i zakonne, o zdrowie dla chorych i cierpiących - o uzdrowienie dla Piotra i o zdanie egzaminów maturalnych; o siły, zdrowie i wiarę dla moich rodziców, w intencji Ani Grzesia i Dawida, za Jolę i Emila w czasie ich bezpośredniego przygotowania się do ślubu; za młodych ludzi, żeby byli blisko Boga, za siostry zakonne, szczególnie te, w których powołaniu jakoś byłem obecny.

Warunki pokoju

April 20th, 2009 by xAndrzej

LubiÄ™ te wszystkie spotkania zmartwychwstaÅ‚ego Jezusa ze swoimi uczniami. On rozumie ich lÄ™k i przerażenie. StÄ…d pierwsze Jego sÅ‚owa sÄ… zawsze o pokoju: “Pokój wam!”. On wie, że w ich sercach jest mnóstwo niepokoju, obawy o przyszÅ‚ość, wyrzutów sumienia w odniesieniu do przeszÅ‚oÅ›ci. Staje przed nimi i pierwsze co on i widzÄ… w Nim to rany na rÄ™kach, nogach, boku. Przecież to ludzie mu zadali, a jego uczniowie nic nie zrobili, żeby Go obronić. Uczniowie widzÄ… rany w ciele Jezusa, ale sam Chrystus w ogóle do tego nie wraca. Mówi natychmiast: “Pokój Wam!”. Tak jakby chciaÅ‚ powiedzieć, spokojnie, te rany, które widzicie, już mnie nie bolÄ…, moja miÅ‚ość zwyciężyÅ‚a wszelkie wasze zranienia. Jak trudni mi w to uwierzyć. CoÅ› siÄ™ nawet we mnie buntuje wobec tak wielkiego przebaczenia od Boga. Ja sam dÅ‚użej i boleÅ›niej pamiÄ™tam swoje grzechy niż Bóg, którego one przecież tak mocno zraniÅ‚y.
Rozmyślałem dziś nad spotkaniem Nikodema z Jezusem. Ten tekst czyta się zupełnie inaczej w okresie wielkanocnym. Mam się powtórnie narodzić. Natychmiast po Wielkanocy powinienem wszystko wyzerować, wszystko zacząć od nowa. Nikodem usprawiedliwia się, że jest stary i już nie może się powtórnie narodzić. A przecież dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych! Muszę zostawić swoje myślenie o starości, zmęczeniu, wypaleniu i rzucić się w ramiona zmartwychwstałego Jezusa, rzucić się na wiatr Ducha Świętego. Słyszę już Jego szum, nie wiem skąd przyjdzie, jak mnie rozpali, dokąd mnie powieje, ale zgadzam się, żeby to On sam mną pokierował. Nie wolno mi tłumaczyć się starością, bo Bóg ma moc mnie nieustannie ożywiać. Dziś wstąpiło we mnie mnóstwo Bożego optymizmu, poczułem taki wielki powiew Ducha Świętego.
Ludki kochane! Chrystus zmartwychwstał i pragnie byśmy w Nim na nowo się narodzili! Nie trzymajcie się swojej starości, nie poddajcie się słabościom, nie dajcie się wygasić wypaleniom! Naprawdę można się narodzić powtórnie będąc starcem!

Wydarzenia dnia:
niedziela - piękny dzień - najpierw dużo się modliłem i myślałem o Panu Bogu, a potem pojechałem w świat. Odprawiłem mszę świętą w Skomlinie, napatrzyłem się na piękne zielone pola i lasy, spotkałem się z wspaniałymi i radosnymi seniorami w remizie strażackiej, pokiwałem się w tanecznym pląsie z tamtejszym wójtem i kochanymi babciami, odwiedziłem wspaniałe dwie rodzinki naszych kleryków i Ks. Jurka w Czarnożyłach. Oj, jak znowu zapragnąłem być wiejskim proboszczem.
poniedziałek: ścigałem się dziś z czasem; rano msza po francusku, potem zebranie przełożonych, potem szybkie wizyty i ustalenia z Ks. Sebastianem ( o mistrzostwach ministrantów) i Ks. Robertem ( o peregrynacji Krzyża ŚDM). O 12 wizyta w Kurii i spotkanie z Ks. Abp.; po południu przyjechali klerycy i aż serce podskoczyło mi z radości, nasz dom ożył, znów są w nim bracia, którzy razem uczą się kochać Boga. Odprawiłem dla nich mszę świętą. Byłem też na imieninowej kolacji w Niższym Seminarium. A wieczorkiem dokończyłem wykład na jutrzejsze sympozjum.

Cytat dnia: Naprawdę, wszystko mogę w tym, który mnie umacnia.

Intencje modlitewne: za kleryków ( z wielką radością odprawiłem mszę świętą w ich intencji) - jak dobrze, że wszyscy wrócili! o nowe powołania kapłańskie i zakonne, w intencji peregrynacji Krzyża ŚDM ( Kochani w najbliższą niedzielę od 17.00 będziemy mieli skarb w seminarium - krzyż ŚDM. Dołączcie do nas, żeby pokłonić się przed krzyżem!) , za ludzi chorych i cierpiących, za kochanych staruszków ze Skomlina, za rodziny naszych kleryków, za studentów, za wszystkich Jurków i Wojtków o których dziś bardzo serdecznie myślałem, za Jurka profesora fizyki, za Jurka z NSD, za Jurka z Czarnożył, za mojego kochanego Profesora Jurka z UMK w Toruniu i wszystkich innych.

Pełnienie nieznanej woli Boga

April 17th, 2009 by xAndrzej

Sam nie wiem po co upieram się tak często, żeby poznać wolę Boga. Chciałbym wiedzieć, czego chce ode mnie Bóg pozornie po to, żeby dobrze ją wypełniać, ale tak naprawdę chciałbym trochę Boga kontrolować i sprawdzać. A przecież w pełnieniu woli Bożej nie chodzi o znajomość okoliczności i szczegółów drogi, ale o bezwzględną gotowość pójścia tą drogą. Bóg nie musi mi tłumaczyć jak ma wyglądać moja świętość, nie muszę znać wszystkich przystanków i etapów mojego życia. Mam za to mieć gotowość wypełniania wszystkiego, czego Bóg ode mnie zapragnie. Przecież to trochę dziwnie wygląda kiedy mówię Bogu o swojej całkowitej gotowości wypełniania Jego woli i natychmiast chcę znać wszystkie szczegóły Jego planu. Nie na tym ma polegać gotowość człowieka wiary. Kiedy czasem martwię się o przyszłość to zapominam, że w mojej przyszłości jest Bóg, On ją zna i mogę być o nią całkowicie spokojny. Mam natomiast możliwie najlepiej wykorzystać chwilę obecną. To jest mój poligon wiary i miłości. Moja pycha nosi w sobie zamiar nieustannego kontrolowania Boga, natomiast moja pokora pozwala mi z ufnością być przygotowanym na wszystko. To pycha każe mi tak często zadawać Bogu pytania o szczegóły Jego woli, o okoliczności zdarzeń i o Jego plan na moje życia. Pokora natomiast nie pyta, ale wierzy i z wiarą rzuca się na wiatr działania Ducha Świętego. Ja nie muszę wiedzieć gdzie będę pracował za rok czy za dwa lata, nie muszę wiedzieć, czy będę wiejskim proboszczem czy przewielebnym prałatem, nie muszę znać ani miejsc, ani ludzi do których pośle mnie Pan, ale muszę w każdej z tych sytuacji kochać, modlić się i ufać. W tym jest jakaś wielka siła wiary. Wierzę mocno, że Bóg troszczy się o mnie i każda Jego decyzja przyniesie mi najpełniejsze szczęście. Nie muszę znać szczegółów Bożego planu na moje życie, ale muszę wierzyć, że Bóg jest Panem mojego życia. Mogę Boga prosić o różne rzeczy i sprawy, mogę wołać do Niego o takie czy inne moje osobiste zamiary, ale zawsze muszę być gotowy do pełnienia z radością wszystkiego tego, czego On pragnie dla mnie. Bóg nie musi realizować mojej woli, ale ja powinienem być zawsze gotowy pełnić Jego wolę. Ta nieznajomość szczegółów Jego woli wobec mnie sprawia, że mam pokładać nadzieję w Bogu, a nie w zaplanowanych przez Niego okolicznościach mojego życia. W tej ciekawości szczegółów woli Boże interesuje nas przecież bardziej cała masa okoliczności, rzeczy, spraw i ludzi niż sam Pan Bóg. Pewnie dlatego Bóg zakrywa przed nami dokładny plan naszego życia, żebyśmy skoncentrowali się na Bogu a nie na Jego planach.

Wydarzenia dnia:
Rano piękna i radosna modlitwa. Jaki ja jestem głupi, gdy się nie modlę! O 9.00 spotkanie z jednym z diakonów w sprawie jego święceń kapłańskich. O 11 zebranie w kurii a potem kilka spraw na mieście. O 14 spotkanie z Księdzem Proboszczem z Błaszczyków. O 17 msza święta na Rocha. Od 18.30 wspaniała wizyta Marysi i Kuby, Kingi i Piotra. Sprawili mi wielką radość, bo przynieśli ze sobą nie tylko siebie, ale też kawałek świata z którego wyszedłem, a który przecież tak bardzo kocham. Na koniec razem się modliliśmy.

Cytat dnia: Zabierz o Panie, i przyjmij całą moją wolność i całą moją pamięć, moją zdolność pojmowania i moją wolę, wszystko, co mam i co posiadam, wszystko to co otrzymałem od Ciebie. Tobie, o Panie, pragnę dary te zwrócić, wszystkie one należą do Ciebie. Rozporządzaj nimi według Twojej woli, a dla mnie zachowaj miłość Twoją i łaskę, bo to mi wystarczy za wszystko, czego pragnę.

Intencje modlitewne:
za wszystkich naszych kleryków, żeby porządnie odpoczęli, ale nie od Pana Boga; za moich przyjaciół kapłanów i współpracowników, za ludzi chorych i cierpiących, za Piotra i chorych z mojej rodziny, za moich rodziców o siły i wiarę dla nich; za moich dawnych studentów, o których zawsze pamiętam i ciągle się modlę, o nowe powołania kapłańskie i zakonne, za Marysię i Kubę, Kingę i Piotra, za wszystkie małżeństwa, które błogosławiłem.

Modlitwa, która rozszerza serce

April 16th, 2009 by xAndrzej

Wiele bym dał, żeby umieć przekazać innym doświadczenie mocy modlitwy. Chodzimy czasem spięci, niespokojni, zalęknieni, jakby bezradni wobec niepokojów naszego serca. Kołacze się w nas mnóstwo namiętności i jesteśmy wobec nich kompletnie bezradni. Tymczasem jest na to wszystko sposób, jest jakaś niesłychana siła, która ma moc odmienić nasze serce. Jest nią modlitwa. Tylko, że my się nie modlimy, albo modlimy się za mało, albo modlimy się źle. Zaangażowani w walkę o codzienność żałujemy czasu na modlitwę i nic dziwnego, że nasz cielesny człowiek zaczyna nami kierować. Nasze zdenerwowania są tak naprawdę owocem braku modlitwy. Sam muszę się przyznać często do tego, że się nie modlę. Odkładam modlitwę na potem, na koniec dnia, zamiast swoje życie zaczynać od modlitwy. Modlę się też stanowczo za mało. Smak modlitwy zwiększa się wraz z jej ilością. Na początku nasze serce jest skurczone i broni się zaciekle przed wejściem Boga w jego wnętrze. Dopiero wytrwałość na modlitwie rozszerza serce i zaczyna się smakowanie komunii z Bogiem. Pierwsze ćwiczenia fizyczne po długim okresie nieruszania się są bolesne, ale po czasie wytrwałych ćwiczeń zaczynamy odczuwać przyjemność z ruszania się. Tak samo jest z modlitwą. Nie możemy oczekiwać, że od razu pierwsze dni porządnej modlitwy przyniosą nam radość. One mogą być koszmarem, udręką duchowej walki. Ale jak wytrwamy - przychodzi radość zwycięstwa. Ale trzeba się modlić dużo, chodzić wszędzie z modlitwą w sercu, uświęcać każdy ułamek czasu myśleniem o Bogu. Muszę się też uczyć modlić. Moja modlitwa powinna zacząć się od ciszy. Tylko w ciszy usłyszę Boga, tylko cisza jest szansą na kontakt z Bogiem. Nie ma innej możliwości, żeby posmakować Boga. Dobrze o tym wszystkim wiem, a jednak często tym nie żyję. Wczoraj, zupełnie przypadkiem wziąłem małą książeczkę z medytacjami Matki Teresy z Kalkuty. Spodziewałem się po niej przynaglenia do służby ubogim, tymczasem Matka Teresa niemal na każdej stronie wzywa do modlitwy. Podpowiada mi, że jeśli będę się modlił to będę prawdziwie wierzył, a jeśli prawdziwie uwierzę to zrodzi się we mnie pragnienie miłości, a ono z kolei popchnie mnie do służby braciom. Tylko taka kolejność zapewni mojemu działaniu prawdziwą i czystą miłość. Nie będę zdolny do służby i miłości gdy nie będę się modlił. Modlitwa rozszerza serce! Obudziłem się dziś z wielkim niepokojem. Moje serce z samego rana przygniotła wizja wielu spraw do załatwienia, rzeczy zostawionych na potem, ludzi, których może zawiodłem i poraniłem, odpowiedzialności, które wydały mi się za ciężkie. Ale zaraz po tym przygniatającym doświadczeniu przyszło zaproszenie do modlitwy. Zacząłem się porządnie modlić i natychmiast poczułem jak Bóg wlewa do mojego serca swój pokój, jak Jego łaska pokonuje we mnie olbrzymią przepaść między pragnieniem świętości a poczuciem mojego grzechu. Dlaczego my się tak mało modlimy? Dlaczego ciągle modlitwa wydaje nam się tylko dodatkiem do aktywnego życia? Świat byłby inny gdybyśmy byli ludźmi modlitwy. Boję się o siebie gdy się nie modlę!

Wydarzenia dnia: Otrzymałem dziś łaskę chodzenia w obecności Boga i w niczym nie przeszkodziło mi to załatwić wiele zewnętrznych spraw. Bóg nie jest zainteresowany oderwaniem nas od spraw doczesnych, ale z Nim możemy jeszcze skuteczniej ogarnąć wszystkie swoje aktywności.

Cytat dnia: Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia!

Intencje modlitewne:
Ciągle i przede wszystkim za naszych kleryków. W każdej mojej modlitwie są oni obecni, bo czuję mocno, jak bardzo Jezusowi na nich zależy. O nowe powołania kapłańskie i zakonne. Za moich rodziców i wszystkich rodziców kapłanów i kleryków. Za zmarłych księży. Za ludzi ubogich i cierpiących. O uzdrowienie dla Piotra ( i za jego egzaminy maturalne!) i wszystkich chorych. Za moich wychowanków z DA i za obecną ekipę studentów na czele z Ks. Markiem i Ks. Jackiem. Za ludzi, którzy pomagali mi budować kościół dla studentów!

Narodziłem się z pustego grobu

April 14th, 2009 by xAndrzej

Z doświadczeniem Wielkanocy mam trochę jak apostołowie. Oni liczyli, że od razu przyjdzie euforia, niepohamowany entuzjazm i wewnętrzna wolność. Tymczasem dalej musieli się zmagać ze swoimi ograniczeniami, dalej musieli sobie radzić ze swoją niewiarą, lękiem, pytaniami o przyszłość. Co się więc zmieniło? Pewność, że od tej chwili każde spotkanie z Jezusem jest już udziałem w Jego zwycięstwie. Nie ma już żadnej niepewności co do zbawczej misji Jezusa. I choć ja będę dalej upadał i robił głupstwa, to od momentu doświadczenia pustego grobu, wiem, że Jezus zawsze we mnie zwycięży. Muszę też pamiętać, że Jego zwycięstwo nie zawsze jest związane ze zmianą okoliczności, ale z wewnętrzną przemianą mnie samego. Zmartwychwstanie ma być we mnie, a nie w okolicznościach mojego życia. Po zmartwychwstaniu Chrystusa wszystko się zmieniło, a na zewnątrz jakby wszystko było tak samo. Spełnianie się bożych obietnic dokonuje się najpierw w moim sercu.

Wydarzenia dnia:
WróciÅ‚em dziÅ› do Å›wiata ludzi. CaÅ‚e triduum spÄ™dzaÅ‚em jak mnich, nie zamkniÄ™ty co prawda w celi, ale ukryty w swoich myÅ›lach i spotkaniach z Jezusem. Nie odbieraÅ‚em komórki, nie odpisywaÅ‚em na SMS-y, nie pisaÅ‚em do nikogo życzeÅ„, wszystko po to, aby możliwie najpeÅ‚niej zanurzyć siÄ™ w Bogu. PeÅ‚no byÅ‚o zewnÄ™trznych obowiÄ…zków, ale czuÅ‚em siÄ™ jak zakrÄ™cony, jak zaprogramowany tylko na przeżywanie MÄ™ki Jezusa. Nie wiem co na to Bóg, bo przecież znowu na chwilÄ™ uciekÅ‚em od ludzi, ni daÅ‚em im znaku życia, nawet nie dzieliÅ‚em siÄ™ z nimi swoim doÅ›wiadczeniem Boga. Ufam, że żyjÄ…c w Å›wiecie mogÄ™ sobie pozwolić na zamkniÄ™cie siÄ™ w swojej wewnÄ™trznej celi, żeby być wyÅ‚Ä…cznie dla Boga. OdkryÅ‚em też, że jest w tym jakaÅ› wielka tajemnica miÅ‚oÅ›ci do ludzi. Moje pragnienie bycia tylko z Bogiem zawiera w sobie bardzo dużo miÅ‚oÅ›ci do ludzi. Ja nie uciekam od ludzi, nie czujÄ™ siÄ™ nimi zmÄ™czony, zawiedziony, na nikogo nie jestem zagniewany, ale tak bardzo czujÄ™ siÄ™ wezwany do realizacji miÅ‚oÅ›ci braterskiej w samej obecnoÅ›ci z Bogiem. To takie moje “mnisze” kochanie ludzi. Mnich modli siÄ™ za innych i wstawia siÄ™ za nich nie dajÄ…c czasem nawet zwrotnej informacji o tej modlitwie. PrzeżyÅ‚em wiÄ™c Å›wiÄ™ta w takiej atmosferze zanurzenia w Bogu. Przez caÅ‚e drugie Å›wiÄ™to byÅ‚em w domu u rodziców i odwiedzaÅ‚em trochÄ™ rodzinkÄ™. DziÅ› z radoÅ›ciÄ… wróciÅ‚em do seminarium i próbujÄ™ siÄ™ zmierzyć z masÄ… pracy, która mnie czeka. Ale Jezus wszystko zwyciężyÅ‚, nawet stertÄ™ moich zalegÅ‚ych tekstów i spraw do zaÅ‚atwienia.

Zmartywchwstał jak powiedział

April 12th, 2009 by xAndrzej

Jezus dotrzymał słowa! Zmartwychwstał jak powiedział! Wierzę i wiem, że On żyje!

Jestem krzyżem Jezusa

April 10th, 2009 by xAndrzej

Wielki Piątek - czas naszego wejścia w tajemnicę śmierci Chrystusa. W centrum naszych rozważań stanął krzyż. Dziś mocno sobie to uświadomiłem, że krzyż jest tylko symbolem, bolesnym znakiem mnie samego. Chrystus umarł nie dla krzyża, tylko dla nas, dla każdego z nas. To ja jestem powodem Jego śmierci, to ja jestem Jego krzyżem. W tym duchu szedłem dziś krzyżową drogą.

Stacja I
Jezus skazany na mnie
Od samego momentu stworzenia Bóg skazał się na wierność człowiekowi. Stworzył bo kocha, ale miłość zawsze przynosi odpowiedzialność. Kiedy odszedłem od Boga On nie mógł odejść ode mnie. Bez względu na to, co zrobię Bóg skazał się na mnie.

Stacja II
Jezus bierze mnie na swoje ramiona
Wiem dobrze, że jestem czasem ciężarem Boga, że nie sprawiam Mu radości i dumy. A mimo to Bóg bierze mnie w swoje ręce, próbuje chronić, dźwigać, ratować.

Stacja III
Jezus upada pod moim ciężarem
Przygniatam Boga moimi grzechami. Są czasem tak ciężkie, że trudno się dziwić, że upada już na początku drogi. Przygniatam Go jednak przede wszystkim swoją pychą. Bóg, który się zawsze uniża musi upaść pod ciężarem mojej napompowanej wielkości.

Stacja IV
Spotkanie Jezusa z MaryjÄ… w mojej sprawie.
Między Synem Boga a Jego Matką stoję jak belka krzyża. To przecież ja jestem powodem ich wzajemnej troski. Jeśli łączy się teraz ich cierpienie to z mojego powodu. Jezus cierpi za mnie, a Jego matka cierpi zawsze wtedy, gdy widzi moje braki.

Stacja V
Szymon z Cyreny chce mi pomóc, żeby ulżyć Jezusowi
Bóg podzielił się mną z Cyrenejczykiem. Jakby chciał powiedzieć, że nie chce mnie dźwigać sam. Dlatego stawia na mojej drodze tylu ludzi, którzy niosą mi pomoc. Żebym tylko dał sobie pomóc! Żebym uwierzył, że to sam Bóg przychodzi mi z pomocą przez ręce braci.

Stacja VI
Święta Weronika ociera twarz Jezusa
Pewnie się bardzo zdziwiła tym odbiciem na chuście. Jezus ma moją twarz. Właściwie, każdy odnajdzie się w tym odbiciu, bo Bóg wcielił się w człowieka. Od tego momentu jesteśmy twarzą Boga.

Stacja VII
Jezus drugi raz upada pod moim ciężarem
Dziwię się czasem skąd Jezus ma tyle cierpliwości do mnie. Przecież często Go lekceważę, obrażam, zaniedbuję. Ciągle nie mam dla Niego czasu i depczę Go goniąc za sprawami tego świata. Przepraszam, że Cię znów nie zauważyłem i podeptałem.

Stacja VIII
Fałszywy kierunek kobiecych łez
Nie płaczcie nade Mną mówi Jezus do kobiet. One płaczą na Bogiem zamiast nad człowiekiem. Szczęściem Boga jest moje szczęście. Smutkiem Boga jest moja głupota i podłe życie. Jeśli się nawrócę nie będzie powodów do płaczu.

Stacja IX
Jezus po raz trzeci upada pode MnÄ…
Zrzucam na Niego wszystkie swoje zmartwienia. Obwiniam Boga o wszelkie moje trudności. Oddaję Mu najdrobniejsze nawet bóle. A przecież tak robi każdy człowiek. Jak to udźwignąć? Nic dziwnego, że w końcu upada z wycieńczenia.

Stacja X
Oddał wszystko, żeby być bliżej
Odarli Go z szat, z jedynych rzeczy, które jeszcze były Jego własnością. Teraz Jezus jest biedniejszy niż większość ludzi na ziemi, biedniejszy od bezdomnych na dworcu, od mieszkańców slumsów i afrykańskich buszów. Oddał wszystkie rzeczy, aby być wolnym w miłości do mnie. Teraz kolej na mnie, żeby wszelkie rzeczy potrafił zostawić, żeby być bliżej Boga.

Stacja XI
Jezus do mnie przybity
Pasuje jak ulał. Jak stanę i wyciągnę ręce na boki do złudzenia przypominam krzyż. Pasuję do Jezusa i do Jego planu ukrzyżowania. Naprawdę nie chodziło o te dwie skrzyżowane belki. Chodzi o mnie. Jezus przybił się do mnie. Teraz już nigdzie od Niego nie ucieknę. Od tej chwili wiem, że od Boga nie da się uciec.

Stacja XII
Jezus umiera dla mnie
O jaką śmierć chodzi MU naprawdę? O śmierć ciała, mózgu, duszy? O śmierć mojego egoizmu. Kiedy zaczynam myśleć tylko o sobie zabijam Boga, bo zrzucam Go z pierwszego miejsca i pcham się tam sam. Umarł dla siebie, żeby żyć dla nas. Nie ma innej drogi również dla mnie! Jeśli chcę żyć muszę umierać dla siebie i żyć dla Boga.

Stacja XIII
Jezus zdjęty ze mnie
Pozorna chwila pustki, jakby życia bez Boga. Krzyż zostaje sam. Mogę mieć czasem wrażenie, że Bóg mnie zostawił, że przestał się mną interesować. Kiedy tak myślę, to mogę być pewny, że właśnie w takich chwilach Bóg jest dla mnie najbardziej.

Stacja XIV
Jezus złożony do grobu
Nie chcę krzyża bez Jezusa, bo inaczej będzie on tylko grobem. Krzyż jest zwycięstwem, gdy jest z Jezusem. Nie chcę wiary, która jest tylko światopoglądem, zbiorem dogmatów i przykazań. Chcę wiary w której pełno jest Boga i która jest wiecznym spotkaniem z Nim.

« Previous Entries