Go to content Go to navigation Go to search

Pułapki

October 16th, 2011 by xAndrzej

Faryzeusze chcieli koniecznie wprowadzić Jezusa w puÅ‚apkÄ™, doprowadzić Go do takiej sytuacji, w której każde rozwiÄ…zanie bÄ™dzie Jego przegranÄ…. W puÅ‚apce sÄ… zawsze przynajmniej dwie rzeczy: dobra przynÄ™ta i sytuacja bez wyjÅ›cia. PrzynÄ™ta jest jakimÅ› kawaÅ‚kiem dobra, pozorem dobra użytego po to, żeby kogoÅ› zÅ‚apać w niewolÄ™. A potem już nie ma wyjÅ›cia, pÄ™tla siÄ™ zamyka i nie ma odwrotów. DiabeÅ‚ w każdym wymiarze naszego życia tworzy takie puÅ‚apki, a szczególnie tworzy je w odniesieniu do Boga. PuÅ‚apkÄ… mogÄ… być zafaÅ‚szowane duchowoÅ›ci i wizje, które wydajÄ… siÄ™ być bardzo wiarygodne. O Å›w. Marcinie piszÄ…, że widziaÅ‚ na modlitwie piÄ™knÄ…, bÅ‚yszczÄ…cÄ… i urodziwÄ… postać Jezusa, ale żeby siÄ™ upewnić o Jego autentycznoÅ›ci miaÅ‚ powiedziaÅ‚: “Pokaż mi swoje rany, bo jak caÅ‚y jesteÅ› tylko piÄ™kny, a nie masz ran, to jesteÅ› nieprawdziwy!”. W Å›wiecie skażonym grzechem nie ma tylko biaÅ‚ych i czarnych kolorów - jest mnóstwo szaroÅ›ci. Dlatego Å‚atwo zbuntowanemu anioÅ‚owi budować wciąż nowe puÅ‚apki. Tych puÅ‚apek na Jezusa jest szczególnie dużo w dzisiejszym Å›wiecie. W imiÄ™ dobra, chce siÄ™ wyrzucić Boga, w imiÄ™ wolnoÅ›ci chce siÄ™ rozwalić KoÅ›ciół, w imiÄ™ godnoÅ›ci ludzkiej kontestuje siÄ™ przykazania. Ã…Å¡wiat, jak faryzeusze, wciąż próbuje Boga zÅ‚apać w puÅ‚apkÄ™.

Dzisiejsza Liturgia Słowa jest kapitalną nauką Boga o tym, jak ustrzec się pułapek.

Po pierwsze trzeba pamiętać, że najwięcej pułapek jest w mowie. Oni chcieli pochwycić Jezusa w mowie. Mowa najczęściej niesie ze sobą mnóstwo pułapek. Piękne gadanie, szczytne obietnice, inteligentne manipulacje okazują się tylko pułapką na klientów, wyborców, widzów. Dlatego dziś św. Paweł nas pouczał, że siła przekonywania Ewangelii nie jest w słowach, ale w mocy Ducha. Żeby uniknąć pułapek w mowie, trzeba napełnić się Duchem Świętym. Zanim zawierzysz mowie świata, pomódl się porządnie do Ducha Świętego o rozeznanie prawdy.

Po drugie - sam stań w prawdzie i odpowiedz sobie na pytanie, o co tak naprawdę chodzi, czy rzeczywiście o dobre idee, czy też o pieniądze i władzę. Faryzeusze i Herodianie wyznawali zupełnie inne opcje, ale nagle stanęli razem przeciwko Jezusowi, wcale nie dla prawdy, ale dla władzy. Pewnie dlatego Jezus każe im pokazać denara, żeby od razu dać im do zrozumienia, że nie chodzi im o prawdę ale o pieniądze. Pomyśl o sobie i o innych, którzy czasem w obronie dobra walczą z Bogiem - czy na pewno chodzi im o dobro, a może tylko o pieniądze i władzę?

Po trzecie uważaj, bo diabeł lubi wszystko mieszać, mieszać wszelkie porządki, żeby nie było wiadomo o co chodzi. Dlatego Jezus mówi wyraźnie o autonomii rzeczy doczesnych i o porządku rzeczy wiecznych. Nie wolno dać sobie wszystkiego pomieszać. Pomieszać świątyni z salą kinową, pomieszać chrześcijaństwa z lenistwem w pracy, czy unikaniem podatków. To prawda, że porządek nie zbawia człowieka, ale pomaga się człowiekowi zbawić.

Po czwarte, jak się diabłu nie uda pomieszać to każe ci wszystko podzielić, każe postawić mur między tym co cesarskie, a tym co boskie. A przecież Jezus mówi o wspólnej odpowiedzialności przed Bogiem i przed światem, nie oddzielnie. Bo nie da się oddzielić ciała od ducha, polityki od życia, nie da się chodzić po ziemi z głową w obłokach. To pułapka, żeby Boga oddzielić od ciała, od pieniędzy, od polityki, od władzy. Jezus jest Panem wszystkiego!

Migawki z życia:
Wchodzimy w rytm codziennego seminaryjnego życia. Lubię to życie, bo ono bardziej nastawione jest na Boga, celowo nieco schowane przed światem, żeby najpierw zakorzenić się w Bogu, żeby z Jego perspektywy pójść potem do świata. Myślę, że to dobry kierunek, bo światu potrzebni są wciąż i przede wszystkim kapłani modlitwy i ducha. Odwiedził mnie dziś Ks. Jan z Odessy. Dużo mówił o tamtejszym Kościele i jego misyjności i jak refren powtarzał, że tę misję mogą podjąć tylko kapłani, którzy będą gromadzić ludzi na modlitwie.

Intencje modlitewne:
Za kapłanów, szczególnie tych na misjach; o odwagę ubóstwa dla Kościoła; za kleryków o wytrwanie i dojrzałe motywacje; za chorych i cierpiących; za bezrobotnych; za moją rodzinę; za przyjaciół z DA i modlących się za mnie; za Polskę; za czytelników tego wpisu

Kto bluźni przeciw Duchowi Ã…Å¡wiÄ™temu …

October 15th, 2011 by xAndrzej

OdwiedziliÅ›my w czwartek nasze maÅ‚e sanktuarium Å›w. Jana Marii Vianney’a w Mzykach. Chyba Å›wiÄ™ty Proboszcz z Ars bardzo cieszy siÄ™ tym miejscem, bo to maleÅ„ka wioska, pokornie poÅ‚ożona z daleka od wielkiej drogi. SÅ‚uchaliÅ›my fragmentu kazaÅ„ tego pobożnego kapÅ‚ana. Wszystkie jego sÅ‚owa sÄ… niesÅ‚ychanie zwyczajne, a to, co w nich do dziÅ› po prostu uderza to moc ducha. W tych kazaniach, pod prostymi sÅ‚owami bije ogieÅ„ Ducha Ã…Å¡wiÄ™tego. Każde przepowiadanie Jezusa potrzebuje Ducha. SÅ‚owa mogÄ… być nawet nieporadne, ale jeÅ›li pod nimi kryje siÄ™ ogromne duchowe zaplecze, stajÄ… siÄ™ skuteczne i przemieniajÄ…ce. Może być też odwrotnie - mogÄ… być sÅ‚owa mÄ…drze poukÅ‚adane i misternie zdobione, ale jeÅ›li nie ma w nich ducha, stajÄ… siÄ™ sÅ‚owami bez pokrycia, bez wnÄ™trza. To duchowe wnÄ™trze słów to nie jest jakieÅ› egzaltowane przepowiadanie, ani nawet jakieÅ› gÅ‚oszenie z mocÄ… w brzmieniu i wewnÄ™trznym zaangażowaniu. JeÅ›li Duch Ã…Å¡wiÄ™ty jest Duchem Prawdy, MiÅ‚oÅ›ci i Pocieszenia to mówić o Jezusie w Duchu znaczy żyć w prawdzie, miÅ‚oÅ›ci i mówić tak, aby nieść radość i pocieszenie. Za moim gadaniem ma iść po prostu moje życie w prawdzie i miÅ‚oÅ›ci. Inaczej to gadanie nie jest Boże, choć może być mówieniem o Bogu.
Na dzisiejszej medytacji myÅ›laÅ‚em o tej mocnej przestrodze Jezusa, żeby nie “bluźnić przeciw Duchowi Ã…Å¡wiÄ™temu”. MyÅ›lÄ™, że to sÄ… wÅ‚aÅ›nie te wszystkie moje sÅ‚owa o Bogu, wierze, KoÅ›ciele, za którymi nie idzie moje życie. JeÅ›li mówiÄ™, że Bóg jest miÅ‚oÅ›ciÄ…, a nienawidzÄ™ - to bluźniÄ™ przeciw Duchowi Ã…Å¡wiÄ™temu. JeÅ›li wzywam innych do modlitwy, a sam siÄ™ nie modlÄ™ - to bluźniÄ™ przeciwko życiu Ducha we mnie. JeÅ›li przyznajÄ™ siÄ™ do Boga i nie budujÄ™ na prawdzie - to bluźniÄ™ przeciwko Duchowi Prawdy.
Jezus mi wybaczy moje nieporadne sformułowania o Nim, wybaczy mi moje niezdarne i czasem niedokładne opowiadania o Synu Człowieczym, ale nie wybaczy mi, kiedy za tą słabością ludzkich słów, zamiast życia w Duchu będzie coś zupełnie przeciwnego.

Zaproszeni na ucztÄ™ w ciszy

October 12th, 2011 by xAndrzej

W ziemskim życiu Jezusa dużo jest ucztowania. Jezus nie przychodzi jednak na ucztę tylko dla zabawy, tylko po to, żeby było fajnie. Wszędzie gdzie jest Jezus coś zmienia się w ludziach i to jest chyba największy sens Jego obecności w takich chwilach i największy sens zapraszania Jezusa na ucztę. W Kanie Galilejskie zamiast zwyczajnie oddać się zabawie Jezus przemienia wodę w wino. Nie robi tego tylko dla ratowania reputacji nowożeńców, ale dla znaku, bo ta przemiana ma być zapowiedzią, że Jezus ma moc zmieniać wodę w wini i nie jest dla Niego żadnym problemem przemienić kiedyś to wino w swoją Krew. Kiedy udaje się na kolację do Zacheusza to nie po to, żeby poklepać tego celnika po plecach, wypić z nim lampkę wina i pocieszyć, że wszyscy jesteśmy słabi więc może to nic wielkiego, że Zacheusz bogaci się na korupcji kosztem wielu ubogich. Każda uczta, na której jest Jezus, jest miejscem przemiany i może dlatego Jezus jest często też niechcianym gościem wielu ludzkich uczt. Faryzeusz pewnie się obraził na Jezusa za to, że Ten nie zachował tradycji i jeszcze na dodatek wygarnął gospodarzowi, że troszczy się tylko o to, co zewnętrzne, a od środka wszytko buduje na kłamstwie i cwaniactwie.
Każdego dnia, kiedy zapraszam do siebie Jezusa muszę być na to gotowy, że On będzie coś chciał zmienić we mnie. Czasem przyjdzie do mnie i dużo rzeczy i spraw porozwala, nawet takich, które dotąd wydawały mi się absolutnym pewnikiem mojej drogi za Nim. Muszę liczyć się z tym podczas każdej modlitwy, podczas każdej lektury Słowa Bożego, podczas każdego wejścia w przestrzeń Bożej obecności, że On ma prawo ustawić wszystko w moim życiu po swojemu. Najtrudniej jest być ciągle gotowym na zmiany w sobie. Zewnętrznie nawet najbardziej wyciszone modlitwy mogą być wielką burzą w środku. Cisza dla Boga nie polega na jakimś błogostanie, jakimś wewnętrznym świętym spokoju. Ona jest wtargnięciem Bożego Słowa w świat mojego myślenia i odczuwania. Paradoksalnie to właśnie zewnętrzny hałas usypia moją duszę. Im więcej mam zewnętrznej ciszy tym głośniej mówi do mnie Bóg. Im więcej mam zewnętrznego hałasu tym cichszy jest głos Pana.
Wiecznie rozgadany ksiądz, ciągle zajęty masą zewnętrznych rzeczy prędzej czy później ogłuchnie na głos Boga. Może właśnie dlatego często serce księdza jest takie głuche na Ducha Świętego, bo dał się on wciągnąć w wir szalonej aktywności, w której do minimum skurczył się czas na osobiste słuchanie Boga w ciszy.
Zadziwił mnie Ojciec Święty podczas spotkania z klerykami w Madrycie, kiedy jako pierwszy warunek formacji przyszłych księży wymienił właśnie ciszę - nie modlitwę, nie studium, nie regulamin, nie duszpasterstwo i ewangelizację - ale właśnie ciszę. Od ciszy bowiem zaczyna się spotkanie z Panem. Nawet najpobożniejsze gadanie o Bogu ucisza Boga. Radość ucztowania z Bogiem nie wynika z obfitości jedzenia, z piękna muzyki i miłej atmosfery, ale z samego Boga. Najpiękniejszą muzyką na uczcie z Bogiem jest cisza.
My, księża, siłą rzeczy musimy dużo mówić, mówić na ambonie, na katechezie, podczas spotkań z ludźmi, i biada nam, gdybyśmy przestali mówić o Bogu, ale duchowa równowaga wymaga również dążenia do ciszy. Uczę się ciszy i im więcej jej mam w swoim życiu tym bardziej ją kocham. Nie kocham ciszy dla samej ciszy, ale dlatego, że w niej głośno odzywa się Bóg, tak głośno, że słyszę jak mnie upomina, pociesza, pokazuje drogę, uspokaja - po prostu jak mnie przemienia.

Migawki z życia
W niedzielę ochrzciłem Annę Marię, małą i wspaniałą córeczkę moich dawnych studentów. Cieszę się, że mogłem pobyć trochę w rodzinie. Za to wieczorem odbyła się konsekracja kościoła akademickiego św. Ireneusza. Podczas śpiewu litanii do Wszystkich Świętych, jakoś dziwnie nie myślałem o wielkich świętych, ale słysząc ich imionach myślałem o tych cudownych ludziach, którzy budowali ten dom dla Boga - Marek, Włodek, Grzegorz, Jakub, Marcin, Agnieszka, Kinga, Tomek, Mateusz, Feliks, Paweł i wielu innych - to są dla mnie konkretne twarze budowniczych, sponsorów, studentów. Piękny jest ten kościół. Tyle się w nim zmieniło. Obecni księża zrobili tyle wspaniałych rzeczy, żeby ta świątynia mogła być odda Panu. Długo dziś dziękowałem Bogu za ludzi, którzy w tych czasach płoną miłością do Kościoła.

Intencje modlitewne
Za kapłanów; za naszych alumnów; za księży neoprezbiterów; za chorych i cierpiących, za moją rodzinę; o nowe powołania kapłańskie i zakonne; za Polskę i Polaków; za czytelników tego wpisu.

Uczę się cierpieć biedę i obfitować

October 8th, 2011 by xAndrzej

Refleksje po lekturze książki Tomasza Halika Cierpliwość wobec Boga:

Przez chwilÄ™ próbowaÅ‚em zdefiniować swojÄ… duchowość. Mimo, że lubiÄ™ charyzmatyczne uniesienia i radość z uwielbienia Boga to jednak ciÄ…gle coÅ› mnie zatrzymuje przed Å‚atwym wejÅ›ciem w wiarÄ™ opartÄ… na wielkich emocjach i zbiorowej ekstazie. Nie mam też wiary tak precyzyjnie i w detalach okreÅ›lonej, żeby nie mieć żadnych wÄ…tpliwoÅ›ci, znać odpowiedź na każde religijne pytanie i być skrupulatnie wiernym pismom i przepisom KoÅ›cioÅ‚a. Gdzie wiÄ™c jest moja wiara, jeÅ›li nie jest ani nazbyt charyzmatyczna ani Å›ciÅ›le okreÅ›lona? Aż zadrżaÅ‚em, czy czasem moja wiara nie jest letnia, albo jakaÅ› nijaka. Czy może być jakaÅ› inna droga wiary, jakiÅ› Boży Å›rodek miÄ™dzy charyzmatycznymi uniesieniami, a precyzjÄ… sÄ…dów i prawniczym podejÅ›ciem nawet do Å›wiata ducha? Bo przecież zakochany jestem w Bogu po uszy i z każdym nastÄ™pnym dniem mojego życia czujÄ™, jakbym mimo wszystko byÅ‚ bliżej szczytu i coÅ› wiÄ™cej rozumiaÅ‚ z Boga. A co najważniejsze, coraz mniej potrzebne mi sÄ… dowody na Jego istnienie, cuda, które tak wstrzÄ…sajÄ…, że trudno mieć w tym wstrzÄ…sie jakiekolwiek wÄ…tpliwoÅ›ci wiary. Nie doÅ‚uje mnie też ludzka sÅ‚abość ludzi Boga i nawet najwiÄ™kszy grzesznik KoÅ›cioÅ‚a nie jest dla mnie powodem do zwÄ…tpienia. Im dÅ‚użej żyjÄ™ tym bardziej odkrywam, że jest jednak trzecia droga - pewnie dÅ‚uższa i bardziej skomplikowana- po której szÅ‚o i nadal idzie wielu ludzi wiary- droga, która bezpiecznie prowadzi na szczyt komunii z Chrystusem. Na poczÄ…tku swojej autentycznej przygody z Jezusem uczyÅ‚em siÄ™ wiary od Mertona. WÅ‚aÅ›nie w nim zachwycaÅ‚a mnie gÅ‚Ä™bia duchowego doÅ›wiadczenia osadzona w normalnoÅ›ci. Bo Merton byÅ‚ mistrzem modlitwy i specjalistÄ… od mistyki, a przy tym wszystkim otwarcie przyznawaÅ‚ siÄ™ do bÅ‚Ä™dów, a swojÄ… zakonnÄ… drogÄ™ nazywaÅ‚ po prostu “wspinaczkÄ… ku Bogu”. UmiaÅ‚ przeżywać gÅ‚Ä™bokie zjednoczenie z Bogiem, a jednoczeÅ›nie umiaÅ‚ pracować w lesie, ogrodzie, Å›miać siÄ™ ze swoich potknięć w zakonnym chórze i rozmawiać z miÅ‚oÅ›ciÄ… nawet z tymi, którzy wierzÄ… inaczej, albo w nic nie wierzÄ….
Najwięcej pytań w czasie mojej seminaryjnej drogi wiary Bóg stawiał mi w eremie ojców Kamedułów na krakowskich Bielanach. Ci mnisi byli potwornie ponurzy i milczący, posępni i błąkający się w zakamarkach świątyni. Nic w nich nie było taniego, łatwego, takiego co by się chciało kupić natychmiast, co by sprawiło, że wszystkie skarby świata umiałoby się natychmiast zostawić i zostać w klasztorze. A jednak w ich ciężkości życia czuło się wielkość Boga, to, jaki On musi być wielki, skoro ci ludzie, pragną milczeć i całkowicie żyć dla Niego. Bóg kamedułów nie był Bogiem emocji, cudownych, zewnętrznych wydarzeń, ale Bogiem codziennego umierania. Paradoksalnie było w tym mnóstwo nadziei, sensu, a nawet radości. Obecność Boga ukryta w ciszy i ubóstwie, taka najczystsza obecność, najbardziej Boga i najmniej nasza. Ich reguła mówiła o cnocie stałości - życia, miejsca, wiary. Czegóż nam bardziej potrzeba nad stałość w wierze, nad taki poziom wiary, kiedy się wierzy, choćby się wszystko waliło i choćby wszystko przynosiło nadspodziewane owoce. W takiej stałości mniej ważne są wizje, emocjonalne poruszenia, jest za to ciągła, zachwycająca obecność Boga, który przecież istnieje i kocha bez względu na to, czy mamy dziś lepszy czy gorszy dzień, czy Go mniej lub bardziej czujemy i rozumiemy. Bóg po prostu jest, a oni po prostu w każdej minucie swojego życia uczyli się być z Nim.
W którymś momencie mojej duchowej drogi poznałem bliżej Karmelitankę, św. Teresę Benedyktę od Krzyża Edytę Stein. Do pięt jej nie dorastam w jej intelektualnej uczciwości i solidności, w jej poszukiwaniu prawdy i budowaniu wszystkiego na prawdzie. Ale i ona uczyła mnie tej mojej trzeciej drogi - bez egzaltacji i uniesień, z wiedzą krzyża ale i z miłością, także do Żydów. Jej karmelitańska wyprawa do siódmego pokoju zakończyła się tym, na co tak naprawdę liczyła wchodząc na drogę wiary - w komorze gazowej w Auschwitz Birkenau, nie było żadnego cudu, żadnego uniesienia - była ona, Edyta Stein pozbawiona nawet swojego zakonnego habitu i był Chrystus, też ogołocony i skazany na śmierć.

Wiem, że Bóg prowadzi każdego inną drogą. Jednym potrzebny jest nieustanny charyzmatyczny doping, innym precyzyjnie określona droga wiary, ale jest też trzecia droga - codziennego szukania Boga, radosnego przyjmowania duchowych wzlotów i pokonywania tysięcy rozterek i oschłości. Tak rozumiem też naszą drogę formacji w seminarium. Wielu z kandydatów do kapłaństwa oczekuje niekiedy duchowych cukierków, gdy tymczasem muszą się uczyć smaku razowego chleba. Ale też coraz częściej widzę jak mądrość Kościoła w formowaniu przyszłych kapłanów owocuje w życiu tych młodych ludzi, kiedy przestają być dziećmi, którymi miotają fale, a zaczynają być ludźmi dojrzałej i stałej wiary. Bo kapłan nie może być jak chorągiewka uginająca się pod powiewem emocji czy zewnętrznych okoliczności, ma być kimś, kto sam zakorzenił się już w Chrystusie i nie musi swojego drzewka wiary ciągle przesadzać na inne drogi. Bo kapłan musi ciągle uczyć się w sowim życiu cierpieć biedę i obfitować.
Na swojej drodze czuję się czasem jak wół, który może nie ma operatywność i przebiegłości cwanego lisa, ani siły i potęgi lwa, ale jego pragnieniem jest stałe, gorliwe i cierpliwe wznoszenie się ku Bogu.

Migawki z życia:
Trwa wielkie pasmo inauguracji roku akademickiego. Aż trudno w tej bieganinie znaleźć spokojny czas nawet na modlitwę. Uczę się więc we wszystkich okolicznościach uwielbiać Boga. Czekam więc cierpliwie na zwykły czas formacji. O wiele bardziej wolę zwyczajność niż akademie. Moją największą radością są nasi klerycy, ludzie Boga, którzy swoją młodość odważyli się oddać Jezusowi i siłują się każdego dnia, żeby swoje powołanie ubrać we właściwe kapłańskie szaty.

Intencje modlitewne:
Za PolskÄ™ - o mÄ…dre wybory Polaków i budowanie naszej codziennoÅ›ci na Bogu; za kapÅ‚anów - szczególnie za neoprezbiterów; za naszych alumnów o wytrwanie i odwagÄ™ w codziennym poszukiwaniu Boga; o nowe powoÅ‚ania kapÅ‚aÅ„skie i zakonne; za chorych i cierpiÄ…cych; za mojÄ… rodzinkÄ™; za przyjaciół z DA; za duszpasterzy - szczególnie za Ks. Marka; za tych, którzy wÅ‚Ä…czyli siÄ™ i pomagali budować koÅ›ciół akademicki ( jutro konsekracja!!!); za ludzi którzy siÄ™ za mnie codziennie modlÄ…; za rodziców naszych alumnów; za czytelników tego wpisu….

Właściciel czy dzierżawca?

October 2nd, 2011 by xAndrzej

Jesteśmy ulubioną winnicą Pana, a każdy z nas został pomyślany przez Niego, jako najbardziej ukochany i owocujący szczep winny.
Na koniec dzisiejszej przypowieści św. Mateusz zanotuje, że faryzeusze i uczeni w Piśmie wysłuchali Jezusa i zrozumieli, że on mówi o nich. To bardzo ważny klucz do słuchania Słowa Bożego. Ono najpierw i przede wszystkim jest o mnie, a nie o innych. Mamy taką dziwną tendencje uważać, że to inni są faryzeuszami, uczonymi w prawie, że to innych dotyczą ewangeliczne pouczenia i upomnienia, że to od innych musi zacząć się nawracanie świata. Zmieniamy i korygujemy innych, a przecież zdrowie winnicy zależy najpierw od nawrócenia każdego z nas. Odprawiałem dziś Mszę świętą w kościele pełnym ludzi i jestem pewien, że wystarczyłoby, żeby każdy z nas, obecnych, zatroszczył się o uprawę i owocowanie swojego własnego pola, a winnica Kościoła, byłaby już pełna słodkich winogron. Przecież najwięcej mogę zmienić na swoim małym poletku życia! Jeśli jest jakiś uprawniony i potrzebny moment koncentracji na sobie, to tylko po to, abym mógł dokonać własnego nawrócenia. W siebie mam wchodzić na tyle, żeby wiedzieć o swej pysze. Reszta jest już mniej ważna. Więcej nie muszę kontemplować siebie, bo uznanie swojej własnej słabości i ograniczoności zawsze zaprowadzi mnie w stronę Boga.
ZostaliÅ›my dziÅ› zaproszeni do okreÅ›lenia swojej wÅ‚asnoÅ›ci, tego, do kogo ja tak naprawdÄ™ należę? Moje życie nie jest moje, moja miÅ‚ość nie jest moja, ani nawet moja wiara nie pochodzi ode mnie. JeÅ›li cokolwiek mam swojego to tylko na zasadzie dzierżawy, maÅ‚ego odcinka czasu, na który Bóg wyposażyÅ‚ mnie swoimi darami. Staram siÄ™ te dary pomnażać, żeby wydaÅ‚y owoce, ale w każdym momencie mojego życia chcÄ™ pamiÄ™tać, że i tak wszystko co posiadam bÄ™dÄ™ musiaÅ‚ oddawać. Z niczym wiÄ™c nie czujÄ™ siÄ™ tak zwiÄ…zany, żebym nie umiaÅ‚ tego zostawić. Choć bardzo czÄ™sto mówiÄ™, że KoÅ›ciół jest mój, że wspólnota jest moja, może kiedyÅ› bÄ™dÄ™ mówiÅ‚ o “mojej parafii”, “moich wiernych”, “moich uczniach”, czy “moich powoÅ‚aniach” - to nigdy nie bÄ™dzie to moje w sensie wÅ‚asnoÅ›ci. To wszystko jest Pana! JeÅ›li czasem godzÄ™ siÄ™ używać tego okreÅ›lenia, to bardziej dla wyrażenia mojej olbrzymiej troski o te sprawy i tych ludzi, ale mocno czujÄ™, że to wszystko jest Boga i żyjÄ™ w nieustannej gotowoÅ›ci oddawania Bogu jego wÅ‚asnoÅ›ci.
Żadne rzeczy w kapłaństwie nie są moje, bo i kapłaństwo we mnie jest wyłącznie Chrystusowe. I wszystko co mam dzięki temu, że jestem księdzem, mam nie od siebie, ani nie dla siebie, ale od Chrystusa i dzięki Chrystusowi. Począwszy od pieniędzy skończywszy na moim prywatnym czasie - wszystko dał mi Pan i ma absolutne prawo brać z tego ile tylko zechce. Modliłem się dziś, żebym kiedyś o tym nie zapomniał i nie przywłaszczył sobie Bożych darów i Bożych zasług. Jestem przecież tylko dzierżawcą w winnicy Pana i nic w niej nie jest moje, ani mur, ani tłocznia, ani wieża, ani najmniejsza nawet gałąź czy licha pestka z owocu winnego grona.

Migawki z życia:
Najowocniejszy moment dnia: adoracja Najświętszego Sakramentu. Wszystko inne czerpało dziś soki i natchnienia z tych kilkudziesięciu minut trwania przed Bogiem. To było jak zdrowe ziarno pomiędzy plewami różnych dzisiejszych zajęć.
MieliÅ›my pierwszÄ… niedzielÄ™ w normalnym seminaryjnym życiu. Kazanie w koÅ›ciółku mi nie wyszÅ‚o i może przez to dziÅ› mniej zasÅ‚oniÅ‚em sobÄ… Pana Boga. Na różaÅ„cu czytaÅ‚em jakiÅ› kawaÅ‚ek życiorysu o Å›w. Maksymilianie i kiedy byÅ‚em już trochÄ™ znudzony faktami z jego biografii, nagle usÅ‚yszaÅ‚em wezwanie: “Wszystko postaw na NiepokalanÄ…!”. I natychmiast wyszÅ‚o ze mnie caÅ‚e powietrze nagromadzonych w myÅ›lach problemów i lÄ™ków. PamiÄ™taÅ‚em też o anioÅ‚ach stróżach. Mam ochotÄ™ czasem rozmawiać z moim anioÅ‚em tak jak Ks. Twardowski, który upominaÅ‚ swojego anioÅ‚a stróża, mówiÄ…c do niego w chwilach sÅ‚aboÅ›ci: “Jak mnie pilnujesz, ty gapo!”

Najważniejsze miejsce w Kościele

October 1st, 2011 by xAndrzej

To rzeczywiście najcudowniejsze miejsce w Kościele - być w jego sercu miłością! Chyba wszystkie duchowe odkrycia św. Teresy od Dzieciątka Jezus wydają się na początku czymś oczywistym i zawstydzająco prostym, ale w wykonaniu okazują się wielką duchową robotą. Podoba mi się jej mała droga, ale każdego dnia doświadczam, jak trudno być małym i prostym, bo krzyżują się we mnie sprzeczne myśli i poszarpane emocje. Trudno jest stawać się na nowo dzieckiem, kiedy się weszło w skomplikowany świat dorosłych. Podobnie jest z byciem miłością w sercu Kościoła. Bez wątpienia, niczego bardziej dziś Kościołowi nie potrzeba, jak właśnie miłości. Bo Kościół bez ludzi, którzy chcą w nim uprawiać miłość, staje się jakąś karykaturą mistycznego ciała Jezusa. Jezus do końca nas umiłował i na swej miłości zbudował Kościół. Niepojętą raną serca Kościoła jest brak miłości. Wyobrażam sobie jak diabeł zaciera ręce ze szczęścia widząc Kościół podzielony, rozdrapany naszymi ambicjami i kłamstwami. I właśnie takiemu Kościołowi najbardziej potrzeba ludzi, którzy podejmą trud bycia miłością w Kościele. Wiem, że tacy ludzie są! Cicho i bez dyskusji trwają na modlitwie, czynią olbrzymią ilość dobra nie licząc na nagrodę i poklask. Idą spokojnie drogą prawdy bo nie muszą swoich pozycji budować na glinianych nogach kłamstwa. Bogu dziś cały dzień dziękuję, za świętą Tereskę i całą wielką rzeszę prostaczków w Kościele, których nie pociągają takie czy inne salony, których wolność mierzona jest ubóstwem serca. Nie wierzę w ckliwą Tereskę, tak słodką, że aż naiwną. Jaka ona musiała być mocna, żeby umierać w sercu Kościoła, bo inaczej przecież nie da się być ani dzieckiem, ani miłością. Tak naprawdę umieram, gdy nie umieram, a żyję i kocham wtedy, kiedy potrafię sobie zadać śmierć. To nie jest tylko kawałek mistyki, ale istotna część filozofii naszego życia i podstawowa metoda budowania Kościoła. Bo można Kościół dobrze zorganizować, uposażyć we wszystkie niezbędne rzeczy, ubrać w mądre struktury i prawa, obdarować najlepszym zestawem metod działania, ale jeśli Kościołowi zabraknie miłości, zabraknie mu serca. Bez serca nie ma życia! Kościół umiera tam, gdzie ludzie zgubili miłość i przestali być sercem Kościoła. Zawsze myślałem, że Bóg ma twarz Kościoła, że my jesteśmy obecnie twarzą Boga. A może Terenia ma rację, że nie myśli o tym, żeby Bogu dać swoją twarz, bo wie, że od twarzy ważniejsze jest serce. Jak nie dasz Bogu serca tylko twarz, to może się okazać, że pod zewnętrznym, nawet najpiękniejszym wyglądem jest pustka zamiast miłości.
Myślę o tym cały dzień, że za bardzo się troszczę o to, żeby być dobrym wizerunkiem Boga, a za mało, żeby być świadkiem Jego miłości. Może też i podobne problemy mamy wszyscy jako Kościół. Zamartwiamy się wizerunkiem Kościoła, Jego twarzą, a zaniedbujemy serce Kościoła, czyli bycie miłością. Do życia jednak nie wystarczy piękna twarz, potrzebne jest serce! Jak ono przestaje bić, to człowiek, nawet o najpiękniejszej twarzy - umiera! Kościół umiera bez miłości, nawet tam, gdzie się wydaje, że ma kapitalną i zadbaną twarz na zewnątrz.

Migawki z życia:
Zaczęliśmy rok akademicki. Skończyły się rekolekcje i nasz seminaryjny dom znowu żyje! Lubię ten moment po wakacjach, kiedy jeszcze nie jesteśmy zmęczeni sobą, a chwila wakacyjnej przerwy, pokazuje jak bardzo jesteśmy sobie bliscy. Codzienne trudy niepostrzeżenie tworzą z nas Kościół. Ścierając się ze sobą każdego dnia, stajemy się jak ziarna, które Bóg ściera na mąkę i robi z niej chleb.
Na zapleczu swojego modlitewnego życia znów zacząłem wielką duchową walkę o świętość, wytrwanie i mądrość każdego kleryka. To chyba największe i pierwsze zadanie każdego wychowawcy - modlitwa, modlitwa, modlitwa- za wszystkich i za każdego z osobna.

Intencje modlitewne:
Za wszystkich naszych alumnów, szczególnie tych z pierwszego roku; za KoÅ›ciół, żeby we wszystkim kierowaÅ‚ siÄ™ miÅ‚oÅ›ciÄ… i wolÄ… Pana; za kapÅ‚anów, szczególnie tych wypalonych, zmÄ™czonych, cierpiÄ…cych; za chorych; za mojÄ… rodzinÄ™ i przyjaciół; za nasze grono wychowawców; za dzisiejszego solenizanta ojca Remigiusza; o nowe powoÅ‚ania kapÅ‚aÅ„skie i zakonne; za ludzi, którzy pomagali mi budować oÅ›rodek dla studentów; za moich wychowanków z DA, za tych, którzy, ta jak Å›w. Teresa modlÄ… siÄ™ za kapÅ‚anów; za czytelników tego wpisu….