Uzdrowienie z ducha niemocy
October 28th, 2014 by xAndrzej
Chciałbym, żeby każdego dnia Bóg anektował kolejną część mnie. Żeby na koniec nic nie zostało innego tylko On. Może wtedy dopiero odzyskam utracone podobieństwo, mój dom, którego nie ma na ziemi i mogę znaleźć go tylko w niebie. Dopiero wtedy będę u siebie, lub mówiąc prościej, będę sobą. Tylko tą drogą będę żył naprawdę. Rzeczywiście trzeba stracić życie, żeby je odnaleźć, trzeba zaryzykować samounicestwienie w Bogu, żeby odkryć swoje prawdziwe oblicze. Bo przed Nim nie można chodzić w masce, udawać kogoś kim się nie jest. To świat każe nam szukać kolejnych kreacji, zakrywać swoją prawdziwą twarz grubą warstwą retuszu, uśmiechać się szeroko, żeby ukryć smutek. To nie Bóg jest opium dla ludu, ale to świat nas uzależnia mocniej niż najmocniejszy narkotyk. Przed Bogiem nie muszę udawać i się wstydzić, nie muszę bać się prawdy, bo On zawsze widzi we mnie światło. Nie umiem tego zrozumieć, co takiego jest w Bogu, że zawsze umie dostrzec światło, nawet gdy człowiek samego siebie wtrąci do piekła, że zawsze przebaczy, nawet jak człowiek siebie samego potępi? Nie umiem Go zrozumieć jak potrafi kochać ludzi, którzy umieją tylko nienawidzić? Dlaczego chce służyć, nawet tym, co cynicznie próbują Nim rządzić? Dlaczego zwycięża przez porażkę i króluje w biedzie? Nie rozumiem, ale błogosławię, czyli słucham Go, bo moje serce czuje, że tylko On jest Prawdą i tylko w Nim jest wolność.
Wczoraj odprawiałem Mszę świętą w ogrzewalni u bezdomnych. Czułem, że zamiast oni przyjść do Boga, Bóg przyszedł do nich. I nawet mi nie pozwolił wątpić, czy są godni, dobrze przygotowani, czy są w stanie łaski. Zamiast tego Jezus mówił o kobiecie, którą uzdrowił z ducha niemocy. Biedaczka, osiemnaście lat nie mogła patrzeć w niebo. I ona i jej życie były mocno pokrzywione. Bóg ją wyprostował, tak mocno, że zamiast narzekać stała się jednym wielkim uwielbieniem. Nie ma nic gorszego niż duch niemocy. Człowiek chce dobra, ale nie ma siły być dobrym. Jak się czyta taką Ewangelię w ogrzewalni dla bezdomnych to się rozumie o co chodzi Jezusowi i z jak potężnym duchem niemocy musi stoczyć walkę. Każdy z tych ludzi kiedyś stracił moc, często poddał się życiu, nałogom, bezdomności. Jezus chce iść do nich, bo tylko On potrafi ich wyprostować. Jak mało dajemy im Jezusa! Dajemy im dużo chleba, mięsa, ciastek, rzeczy, pieniędzy - a tak mało dajemy im Jezusa! Myślimy, że jak się najedzą to się wyprostują, a oni uginają się jeszcze bardziej. Bo ich niemoc polega na tym, że szukają rozwiązania w tym co na ziemi i nie mają siły spojrzeć w niebo.
Przy ogrzewalni jest izba wytrzeźwień. Przechodziłem koło niej chyba tylko trzy razy i za każdym razem widziałem samochód przywożący pijanych ludzi. Przywożono ich w okratowanym samochodzie jak w klatce. Byli zupełnie pijani i bezwolni. Obrzygani, śmierdzący, agresywni - niepodobni do ludzi. To ci, którym diabeł obiecał wolność, a potem uzależnił, upodlił i zostawił. Diabeł choć obiecuje moc odbiera ją człowiekowi. Bóg choć się czasem wydaje niemocny napełnia mocą najsłabszych nawet ludzi. Pijany człowiek nie umie chodzić prosto, przypomina raczej kogoś kto idzie, jakby tropił węża. On już nie ma siły, żeby iść za Bogiem, więc chodzi tak, jakby szedł za diabłem. Nie dziwię się Anonimowym Alkoholikom, że jedyny ratunek widzą w jakiejś Sile z nieba, jakiejś Istocie najwyżej, która ich wyzwoli z ducha ogromnej niemocy.
Tylko kto do tych miejsc zaniesie Jezusa?
Wiem, że Bóg znajdzie takich, którzy chodzą i pójdą, ale im więcej jest ludzi dotkniętych przez ducha niemocy, tym więcej potrzeba tych, którzy im zaniosą moc od Pana.
- No Comments »
- Posted in Inne