Go to content Go to navigation Go to search

Czas jest krótki

January 21st, 2012 by xAndrzej

Nie tak dawno poruszyÅ‚ mnie przykÅ‚ad z kazania jednego z naszych diakonów. PrzypomniaÅ‚ on, że na Å›cianie pewnego klasztoru, tuż obok krzyża Chrystusa, umieszczony jest napis: “Dam ci czas, aby ciÄ™ sÄ…dziÅ‚ !”. Te sÅ‚owa chodziÅ‚y za mnÄ… caÅ‚y dzieÅ„. Tego samego wieczoru, zupeÅ‚nie przypadkowo, siostry zakonne daÅ‚y mi w prezencie zegar. Od tej chwili czÄ™sto myÅ›lÄ™ o czasie, który bÄ™dzie mnie sÄ…dziÅ‚. A mam go coraz mniej! CzytajÄ…c teksty Pisma Å›wiÄ™tego na jutrzejszÄ… niedzielÄ™ znów myÅ›laÅ‚em dziÅ› o czasie. Jonasz zostaÅ‚ wezwany do pójÅ›cia do Niniwy i gÅ‚oszenia tamtejszym ludziom o koniecznoÅ›ci nawrócenia. Bez nawrócenia wszystko możemy stracić. Nasze aktywnoÅ›ci i zabieganie mogÄ… siÄ™ okazać zupeÅ‚nie bezsensowne. ÅšwiÄ™ty PaweÅ‚ już bardzo konkretnie to potwierdza. Nie ma co czekać do jutra - czas jest krótki! Cras, cras, cras - usÅ‚yszaÅ‚ Å›w. Augustyn wrzeszczÄ…cego mu nad gÅ‚owa czarnego kruka - Jutro, jutro, jutro!”. I już wiedziaÅ‚, że diabeÅ‚ bardzo to lubi, kiedy na jutro odkÅ‚adamy swoje nawrócenie i wszelkie inne dobro. Å»adne jutro! Albo teraz, albo znów stracisz kolejnÄ… dawkÄ™ czasu danÄ… ci przez Boga do zbawienia. Nie mogÄ™ czekać na zmianÄ™ okolicznoÅ›ci, nie mogÄ™ sobie wmawiać, że gdzie indziej i kiedy indziej bÄ™dÄ™ siÄ™ nawracaÅ‚. Bóg oczkuje ode mnie nawrócenia tu i teraz! Jak odÅ‚ożę je znów na jutro, to przegram.
Dobrze jest żyć we wspólnocie, bo bracia są zawsze najprawdziwszym głosem Boga. Nawet jako przełożony ciągle uczę się wielu świętych rzeczy od moich braci kleryków. Dziś wieczorem zaprezentowali film o św. Mikołaju. Przypomnieli swoje wizyty w szpitalach, domach dziecka, domach starców. Nagrali poruszające wywiady z ubogimi ludźmi z ulicy. Pokazali dużo scen wspólnej zabawy z dzieciakami ze świetlic i z osobami niepełnosprawnymi. To było dla mnie doskonałe podsumowanie rozmyślania o czasie. Czas jest krótki, a ja tak mało służę ubogim!
Prymas TysiÄ…clecia nauczaÅ‚: “Ludzie mówiÄ…, że czas to pieniÄ…dz. A ja wam mówiÄ™, że czas to miÅ‚ość!”. JeÅ›li czas mnie bÄ™dzie kiedyÅ› sÄ…dziÅ‚, to tylko z miÅ‚oÅ›ci. Ile tego czasu, podarowanego przez Boga, przeznaczyÅ‚em na miÅ‚ość, a ile na pozyskiwanie pieniÄ™dzy? Ile tego czasu poÅ›wiÄ™cam dla ubogich, a ile na budowanie wÅ‚asnej ważnoÅ›ci?
Bóg się o upomina o miłość czynioną w czasie mojej ziemskiej pielgrzymki ku niebu. Tylko miłość otwiera niebo. Zawsze to sobie tak wyobrażam, że po śmierci, podczas sądu szczegółowego, zanim spotkam Boga, stanę przed drzwiami nieba i zobaczę najpierw wszystkich ubogich ludzi, których spotkałem za życia. Wtedy ja będę żebrakiem i będę prosił, żeby choć jeden z nich zawołał do mnie po imieniu i zaprosił do wejścia do środka. Im więcej będę miał takich znajomych, tym szerzej otworzy się przede mną niebo.
Dziś myślenie o konieczności szybkiego nawrócenia stało się dla mnie bardzo konkretne. Akurat w moim przypadku czuję, że nie chodzi Bogu o nawrócenie na większą modlitwę, dłuższą adorację, nie chodzi Bogu o więcej pobożnych słów i deklaracji, ale po prostu, chodzi Mu o czyny miłości, bo coraz ich mniej w moim kapłańskim życiu.
Czas jest krótki! Czas to nie pieniądz, ale miłość!

Pozwólmy iść Jezusowi

January 18th, 2012 by xAndrzej

On przyszedÅ‚ na ziemiÄ™, nie żeby na niej spokojnie zamieszkać. Jezus nie miaÅ‚ domu, ani nawet staÅ‚ego miejsca, gdzie mógÅ‚by “zÅ‚ożyć gÅ‚owÄ™”. IstotÄ… Jego misji jest bycie w drodze. Również, ci, którzy idÄ… za Nim, muszÄ… siÄ™ zdecydować na ciÄ…gÅ‚y ruch, na nieustanne bycie w drodze. ChrzeÅ›cijanin to czÅ‚owiek drogi. Baranek Boży idzie w stronÄ™ speÅ‚nienia swojej zbawczej misji i nikt nie powinien Go zatrzymać. Mamy iść za Barankiem, a nie starać siÄ™ Go zatrzymać. Sam Jezus zapewnia nas, że pożyteczne jest dla nas Jego odejÅ›cie. Kiedy Piotr, próbuje przekonywać Jezusa, że nie pozwoli, aby Mistrz dotarÅ‚ do Jerozolimy i tam umarÅ‚, Jezus wyraźnie mówi, że jest to szataÅ„skie myÅ›lenie.
Nietrafionym pomysłem jest więc przesadna ochrona Jezusa. Baranka nie można zamknąć w ogrodzeniu, lub trzymać na uwięzi w imię troski o Niego. W taki błąd myślenia o Bogu wpadli faryzeusze i uczeni w prawie. W imię ochrony Boga, zamknęli Boga w sztywną sieć prawa i tradycji. Poszli w tym tak daleko, że pozorna ochrona Boga, stała się Jego niewolą. A przecież żaden człowiek nie może zniewolić Boga, zamknąć Go jak swoją własność w ogrodzeniu praw i sztywnych tradycji. Nikt z nas nie może sobie uzurpować prawa do tego, żeby wyznaczać Bogu granice i sposoby Jego działania.
To ja mam iść za Bogiem, a nie Bóg ma słuchać mnie i iść tam, gdzie mnie się wydaje, że Bóg powinien być. Najważniejszym postulatem ewangelizacji, dawniej i dziś, jest właśnie to, żeby nie ograniczyć Boga, nie zbudować Mu całego systemu barier ograniczających Jego dostęp do wszystkich miejsc i osób, które na Niego czekają.
Jezus chce pójść do grzeszników, innowierców, ateistów, ludzi z marginesu i nie można Mu w tym przeszkadzać. Wszelkie prawo i tradycje mają chronić Boga, ale nie mogą Go zatrzymywać, mają strzec nas przed popełnianiem zła i grzechu, ale nie mogą ograniczać nas w miłości i czynieniu dobra.
Smucę się, jeśli młodzi kapłani mają tylko jedno pragnienie - pracować w tradycyjnym duszpasterstwie. Najczęściej pod tym pragnieniem kryje się mało twórcze kapłańskie działanie, ograniczenie swojej posługi do odprawienia Mszy świętej, pogrzebu, sakramentów i dyżuru w kancelarii. Jasne, że to wszystko jest niesłychanie ważne, ale bez pójścia dalej, szerzej, bez wyjścia poza te tradycje, zatrzymamy Jezusa dla coraz węższej grupy ludzi. A Jezus chce iść dalej, do wszystkich, do każdego człowieka, żyjącego nawet na największych marginesach naszego świata.
Nie bójmy się o Baranka! On po to się narodził i przychodzi na świat, żeby iść, nawet tam, gdzie Go wyrzucą, wyszydzą, okaleczą i zabiją. Chrońmy Go jak umiemy najlepiej, ale nie zatrzymujmy! Najlepszym sposobem ochrony dla Jezusa, jest towarzyszenie Jezusowi w drodze, a nie wymyślanie kolejnych, szczegółowych przepisów i tradycji, które mają Jezusowi dyktować warunki wyjścia do innych.
Jezus bardzo świadomie pozwala głodnym zbierać kłosy zboża w szabat. W szabat też leczy człowieka z uschłą ręką. Chrystus przypomina, że człowiek nie jest dla szabatu, ale szabat dla człowieka. Nie wlewa się też młodego wina do starych bukłaków, bo i wino się zepsuje i bukłaki. Wszystko dlatego, że Baranek jest w drodze, bo nosi w sobie wielkie uczucie miłości do każdego człowieka i do każdego pragnie dotrzeć. Naszym zadaniem nie jest zamknąć Baranka w ogrodzeniu i cieszyć się, że się Mu już nic nie stanie. On nie na to się narodził i nie na to przyszedł na świat, aby w bezpiecznych miejscach i przyjemnych okolicznościach pobyć z ludźmi. Nie zatrzymujmy Jezusa jak swojej własności, nie traktujmy Baranka, jak bezradną owieczkę, przeznaczoną tylko na to, aby ją dobrze odżywić i maksymalnie ochronić. Baranek Boży to prawdziwy Bóg, a nie miłe zwierzątko zamknięte w klatce. On przyszedł, żeby życie dać, a nie, żeby je ocalić.
Pozwólmy więc Jezusowi iść dokąd chce, a my idźmy za Nim, wszędzie tam, gdzie nas chce poprowadzić.

Rozpuszczone ciało

January 17th, 2012 by xAndrzej

Ciało nie jest dla rozpusty, ale dla Pana. Troska o ciało to jedno z najważniejszych zadań duchowych człowieka. Żałuję, że w dzisiejszej pobożności tak łatwo odchodzimy od ascezy. Ciało jest przecież miejscem największych ataków złych duchów. Żeby wspiąć się wyżej diabeł najpierw atakuje nasze ciała. Jeśli uda mu się je opanować, wie doskonale, że wtedy trudniej nam iść za Bogiem.
Święty Paweł wie co mówi, kiedy uzasadnia Koryntianom, że nie może nie wtrącać się do ich cielesności. Ciało bowiem jest świątynią Ducha Świętego. Jezus przez świątynię swojego Ciała zbawił nas i pojednał z Ojcem.
Ciało nie jest dla rozpusty. Pewnie nie chodzi w tym stwierdzeniu od razu o wielkie, pijackie imprezy. One są już na samym końcu ciała, które nastawiło się na rozpustę. Chodzi przede wszystkim o to, żeby nie rozpuścić swojego ciała, nie doprowadzić do takiej sytuacji, w której ciało nami rządzi, dyktuje nam co mamy jeść, pić, kiedy mamy spać i co mamy robić. Rozpuszczone ciało jest jak rozpuszczone dziecko z którym nikt nie może sobie poradzić.
W naszej seminaryjnej formacji dużo jest takich elementów pracy nad tym, żeby nie rozpuścić ciała. Rytm naszego dnia jest uporządkowany i ciągle dość ascetyczny, nie dla samego porządku i zachowania dyscypliny, ale właśnie po to, żeby i nasze ciała były dla Pana.
Ileż to razy serce “obciążone sadÅ‚em” nie potrafi sÅ‚użyć Panu! Jak czÄ™sto to co cielesne decyduje o sposobie naszego życia, odpoczywania, spÄ™dzania czasu.
Wspominaliśmy dziś św. Antoniego, opata. 80 lat żył na pustyni, w ubóstwie, skrajnej ascezie i w całkowitym ofiarowaniu siebie dla Boga. Bóg powołuje w każdej epoce takich radykalnych ludzi, aby przez ich radykalność uświadomić nam jak mocno jesteśmy czasem rozpuszczeni, a przez to ociężali w drodze za Bogiem.

Iść za Barankiem

January 17th, 2012 by xAndrzej

Jan Chrzciciel sam sobie tego nie wymyślił. Uczeni w Piśmie i faryzeusze raczej nie użyliby tego określenia w stronę Jezusa. Jan natchniony przez Ducha Świętego przedstawia Jezusa jako Baranka Bożego. Jan Apostoł i Andrzej muszą natychmiast to zrozumieć, że ich powołanie jest tak naprawdę drogą za Barankiem.
Chrystus nie przychodzi jak lew ryczący, ale jak cichy Baranek. Żeby Go usłyszeć i zrozumieć potrzebne są dwie rzeczy: cisza i kierownictwo duchowe.
To diabeł krąży ja lew ryczący, żeby zagłuszyć w nas Boga. Generuje coraz większe dawki hałasu, żeby tylko do serca człowieka nie dotarł subtelny głos Baranka. Życie duchowe jest więc wielką walką o ciszę. Trzeba nam się bać tych którzy krzyczą. Bać się nie dlatego, że mają oni jakąś ukrytą moc, ale dlatego, że mogą nam zagłuszyć prawdziwą mowę Boga. Nawet gadulstwo o Bogu może nie mieć nic wspólnego z głosem Baranka.
I właśnie dlatego potrzebujemy kierownictwa duchowego, jakiejś pomocy kogoś, kto się już nauczył słuchać, kto już lepiej potrafi rozróżniać głos Boga od innych głosów, kto już sam przeszedł kawał drogi za Barankiem. Niemożliwa jest bezpieczna droga za Jezusem bez kierownictwa duchowego.
Święty Paweł pouczył nas również o znaczeniu ciała w drodze za Barankiem. Musimy każdego ranka decydować, za kim chcemy iść: za swoim ciałem czy za Barankiem?

Rozlane życie

January 17th, 2012 by xAndrzej

Miłość Boża rozlana jest w naszych sercach. Bóg jest niesamowicie hojny w swoje dary. Nie tylko je daje, ale wręcz w jakiś rozrzutny sposób je na nas rozlewa. Podobnie jest z życiem. Życie Boże jest rozlane w nas w całej swej obfitości. Nasze zadanie polega więc głównie na przyjmowaniu darów Boga i właściwym ich zagospodarowaniu.
Woda życia przekazana nam w chrzcie świętym potrzebuje tylko abyśmy jej nie przeszkadzali we właściwym kierowaniu naszym życiem. Co najbardziej przeszkadza łasce Bożej?
Jak zawsze, przede wszystkim grzech. Grzechy są jak kamienie rzucane w rzekę. Jeśli są duże lub jest ich dużo tamują właściwy przepływ wody. Potrafią zatamować nurt rzeki tak bardzo, że woda rozlewa się i piętrzy przynosząc wielkie zniszczenia. Nawet przy wielkim nurcie życia duchowego, przy wielkiej intensywności pobożnych praktyk, nasza zgoda na grzech tamuje łaskę.

Wodzie życia przeszkadza też nasza pycha. To ona sprawia, że woda nie chce się trzymać w granicach koryta rzeki. Szuka zachłannie własnych kierunków i przestrzeni. Woda nieposłuszna właściwemu miejscu swojego biegu wylewa, a rozlewając się poza koryto tworzy zwykłe bajora i cuchnące kałuże. Pycha rozpiera nas i skłania ku ucieczce od posłuszeństwa Bogu. Zamiast trzymać się boskiej formy, wybieramy własne formy, często prowadzące donikąd.

Najbardziej żywotną i zdrową wodą jest woda ze źródła. Nie ma nic gorszego jak woda zamknięta w zbiorniku bez żadnych przypływów i odpływów. W zastygłym i zamkniętym stawie nawet sama woda traci swoją ożywczą moc. Nasza wiara i życie z Bogiem muszą być w nieustannym ruchu i rozwoju. Każdy nasz zastój czy nasze zamknięcie przynosi ryzyko duchowej śmierci.

Dziękowałem mocno Bogu za dar chrztu świętego, moich narodzin dla życia w Bogu. W tym roku, w niedzielę Chrztu Pańskiego, odprawiałem Mszę świętą u Małych Sióstr Baranka. Siostra Cecile pokropiła mi głowę święconą wodą z Jordanu. Do dziś czuję dotknięcie tej wody. W życiu nie byłem nad Jordanem, więc tym bardziej poczułem jak bardzo Bóg potrafi rozlewać swoje życie i miłość na nas, tak bardzo, że nawet krople wody z dalekiego Jordanu dosięgły mnie pod Częstochową.

MÄ…drzy poganie

January 6th, 2012 by xAndrzej

Jestem pewny, że istnieją uczciwi i mądrzy poganie. Takimi z pewnością byli też Mędrcy ze Wschodu. Ich postawa każe mi zmienić stereotypowe myślenie o pogaństwie. Ono nie zawsze wynika z cynizmu, ze złej woli, z grzechu. Owszem, są poganie pokroju Heroda, dla którego religia jest dobra albo zła w zależności od prywatnych, czy politycznych korzyści. On się potrafi doskonale ułożyć z arcykapłanami i uczonymi w Piśmie, jeśli tylko wymaga tego obrona jego pozycji i władzy. Ale przecież i my, ludzie wierzący, możemy mieć równie interesowną postawę wobec własnej religijności.
Najwyższy już czas dobrze przemyśleć swoją postawę wobec ludzi niewierzących. Mamy ich coraz więcej wokół siebie i w przeważającej większości są to ludzie mądrzy i pełni wewnętrznych pytań. To nie zawsze jest tak, że ich niewiara to zwykłe pójście na łatwiznę, to efekt mody na krytykowanie Kościoła i wszystkiego co z nim związane. Spotykam coraz więcej młodych ludzi, którzy dzielą się swoją bezradnością i rozdarciem, bo nie potrafią uwierzyć, bo stając w prawdzie o sobie, nie wystarcza im katolicka tradycja i kultura. To z naszego punktu widzenia, ludzi, którzy mają łaskę wiary, wydaje się ona czymś prostym i naturalnym. Myślę, że nawet nie umiemy tego zrozumieć, ile dylematów i pytań, ile wewnętrznych rozterek i drżenia mieści się w sercu ludzi niewierzących. W tym sensie ich niewiara jest ich biedą i to właśnie z ich powodu rodzi się Chrystus i potrzebuje nas, abyśmy zaświadczyli i mądrze wskazali na Jego światło.
Dużo myślę i modlę się za ludzi niewierzących. Może to dużo za mało, ale czuję, że od właściwego rozumienia mojej postawy wobec niewiary i pogaństwa będzie zależała moja dyspozycyjność do tego, żeby być dobry przekaźnikiem Bożej łaski wiary dla współczesnych pogan.
Mogę na nich patrzeć z góry, poczuć, że jestem wyżej niż oni, bo poznałem Boga. W takim poczuciu wyższości, mogę się nawet modlić za ateistów, czuć się wezwany do uruchomienia całej masy duchowych mechanizmów, aby skruszyć ich skostniałe, niewierne serce. Jestem wtedy jednak ponad nimi i nie przypominam Boga, który schodzi na ziemię i daję siebie poganom w największym uniżeniu.
Jeszcze gorzej jeśli wytworzy się we mnie pogarda do pogaństwa, patrzenie na niewierzących ze zgorszeniem, dystansem, jak na ludzi z marginesu i z królestwa diabła. Mogę wtedy chętnie walczyć z niewierzącymi, wytoczyć armaty argumentów, straszyć ich piekłem i imputować głupotę i niemoralność. Ale przecież wielu niewierzących żyje uczciwiej niż ja i są w wielu rzeczach mądrzejsi ode mnie. Mógłbym to wszystko robić, pojechałbym nawet na krwawą krucjatę w obronie wiary, ale czy tak podpowiada Chrystus? Czy takie wojenne działania w obronie chrześcijaństwa miałyby coś wspólnego z Ewangelią? Z pewnością nie.

Jak więc być dzisiaj misjonarzem w świecie ludzi niewierzących? Ewangelia podpowiada mi tylko jedno rozwiązanie – postarać się być dla nich bratem. Nie czuć się ani kimś większym, ani kimś z kompleksami wiary. Być bratem ludzi niewierzących. Najpierw wiążę się to z próbą ich zrozumienia i znalezienia w ich postawie jakiegoś światła. Znany teolog von Balthasar używał sformułowania: „ograbić Egipcjan” to znaczyło dla niego brać od pogan to co jest ich bogactwem, zobaczyć, że mają w sobie sporo bogactwa. Nie tylko tego materialnego. Ile bogactwa mają w sobie dzisiejsi Mędrcy ze Wschodu! Przecież to oni, poganie, uczą nas dzisiaj jak szukać Jezusa, jak się nie sprzedać Herodom, jak wytrwale iść za wewnętrznym światłem. Przecież to oni, poganie, zawstydzają uczonych w Piśmie i arcykapłanów, którzy byli już tak pewni swojej wiary, że przestali szukać Boga! W kontakcie z niewierzącymi nie mogę zaczynać od poczucia swojej wyższości i większej mądrości, ale od braterstwa, zwykłych ludzkich więzów przyjaźni i otwartego dialogu.
Kiedy św. Teresa od Dzieciątka Jezus była w strasznym kryzysie wiary, kiedy wyznawała z bólem, że dopadają ją myśli największych ateistów, wyznała również, że przez to bolesne doświadczenie poczuła się siostrą ludzi niewierzących.
Boimy się czasem takiego zbratania się z niewierzącymi, ale jeśli ono jest braterstwem, w którym nie zamierzamy iść na kompromisy czy rezygnację z wiary, ale jest życzliwością i zrozumieniem, to tylko takie braterstwo może otworzyć Chrystusowi drogę do serc ludzi niewierzących.