Go to content Go to navigation Go to search

Ty, który mieszkasz w ruinie mojej duszy

December 28th, 2009 by xAndrzej

Cały dzień szukałem Ciebie w Betlejem mojego serca. Moja słaba wola, co jakiś czas wysuwała pragnienia całkowitego bycia z Tobą, a mój umysł i uczucia zatruwały to wszystko trucizną aktywności, nawałem spraw do zrobienia i lękiem o to, co przede mną. Pragnę Cię odnaleźć w domu mojej duszy, ale ilekroć do niej zaglądam widzę tylko jej ruiny. Ściany mojej duszy zamieniły się w fortecę broniącą moich racji, w zamek pełen dziurawych przestrzeni przez które ucieka w stronę świata moje skupienie się na Twoim Słowie. Szukam Ciebie, ale ciągle boję się stracić miejsc pełnych ważnych ludzi, napuszonych dyskusji, w których trzeba się odnaleźć, aby nie być z boku. I w tym wszystkim naprawdę pragnę Twojego pokoju i milczenia, Twojej wolności i Twojej obecności. Mocno w to wierzę, że jesteś sensem mojego życia, moją mocą i moim wszystkim. Szukam więc Ciebie w ruinach mojej duszy, bo ufam, że się w nich narodzisz, bez pretensji, że to wszystko ciągle niegotowe, że ciągle moja dusza rozwalona myśleniem o sobie.
Szukam Twojego pokoju i milczenia, ale bardzo niemrawie, prawie tak, jakbym nie chciał go znaleźć, albo się bał, że więcej stracę niż zyskam. Nie przestrasz się moich lęków, nie daj się ograniczyć moimi grzechami, nie daj się zatrzymać mojej pysze, podłóż mi nogę, żebym się przewrócił w pogoni za tym światem. Wolę leżeć zbolały i przywalony krzyżem niż pędzić w eleganckim stylu po okruchy z diabelskiego stołu.
Naucz mnie szukać Ciebie w samotności. Przekonaj mnie, że im bardziej jestem obok ludzi tym bliżej jestem Ciebie. Daj mi odczuć słodycz mojego milczenia, ciszy, w której nawet nie słychać Ciebie. Daj mi po prostu być we wszystkim z Tobą, bo bez Ciebie wszystko jest naprawdę niczym.
Odbierz ode mnie chęć błyszczenia, daj mi być na końcu, z radością, że dopiero wtedy jestem tuż przed Tobą. Nie proszę Cię o charyzmaty, o dar języków, który zniknie, o proroctwa, co do których nie wiem, które są od Ciebie. Nie proszę Cię o purpury, ani nawet o najlepszą parafię - proszę Cię o Ciebie i o Twoją miłość.
Przyjmij moją zgodę na ciemności duszy, na prowadzenie jej bez żadnego światła. Prowadź mnie jak zechcesz, i spraw tylko, żebym dał się poprowadzić. Będę czekał ile tylko trzeba. Będę szedł dokąd tylko zechcesz. Przyjmę każdą Twoją wolę bez najmniejszej skargi, bo Ci ufam, Panie mój i Boże.
O Ty, który mieszkasz w ruinie mej duszy, przyjmij moją próżność, jako miejsce dla Twoich narodzin.

Moja rodzina poszerzona …

December 27th, 2009 by xAndrzej

Jezus swoim ziemskim życiem uczynił wiele ludzkich sytuacji swego rodzaju miejscem teologicznym. Takim miejscem stała się historia każdego z nas. Odkąd Bóg wszedł w historię, każda nasza historia życia jest święta. Nawet najpodlejsze momenty naszego życia mogą odtąd stać się źródłem łaski. Czuję się przez to uzdrowiony przez Boga w najbardziej smutnych momentach mojego życia. Podobnie i nasze ciało, od momentu Wcielenia stało się miejscem obecności Boga. Moje ciało jest Jego świątynią. Dziś Kościół pokazał nam kolejne miejsce teologiczne naszego życia. Jest nim rodzina. Bóg poszedł dalej niż socjologia, psychologia, niż wszelkie najmądrzejsze nauki o człowieku. Dla Boga rodzina staje się sakramentem, miejscem oznaczającym Jego miłość do Kościoła. Może się to wydawać jakąś abstrakcyjną prawdą nijak nie przystającą do problemów tysięcy przeciętnych rodzin. A jednak, od kiedy ludzie sprowadzili rodzinę jedynie do wymiaru komórki społecznej lub potrzeby psychologicznej - rodziny straciły swoją stabilność i fundament. Bo jeśli psychologia ma decydować o rodzinie to nic dziwnego, że wiele małżeństw dawno powinno się rozstać. Bóg jest skałą na której można zbudować stabilny dom. Nie ma nic stabilniejszego niż Bóg.
DziÄ™kowaÅ‚em wiÄ™c Bogu za mojÄ… rodzinÄ™, za tÄ™ w której przyszedÅ‚em na Å›wiat. DziÄ™kowaÅ‚em też za wszystkie pary, którym bÅ‚ogosÅ‚awiÅ‚em sakramentalny zwiÄ…zek małżeÅ„ski. Przez moment chciaÅ‚em nawet wyliczać te wszystkie imiona i nazwiska, w których życie wprowadziÅ‚ mnie Bóg przez posÅ‚ugÄ™ kapÅ‚aÅ„skÄ…. Szybko siÄ™ jednak pogubiÅ‚em w gÄ…szczu imion i nazwisk, a do tego miaÅ‚em Å›wiadomość, że wielu z nich pewnie bym pominÄ…Å‚. W tej perspektywie zobaczyÅ‚em też mojÄ… kapÅ‚aÅ„skÄ… posÅ‚ugÄ™. KapÅ‚an nie zakÅ‚ada rodziny, żeby jeszcze bardziej być sÅ‚ugÄ… rodzin. To prawda, że w kapÅ‚aÅ„skim wyborze celibatu może nawet nie współżycie, ale wÅ‚aÅ›nie potrzeba ojcostwa jest trudniejszym wyzwaniem. Może Å‚atwiej zrezygnować z cielesnej bliskoÅ›ci niż z potrzeby zrealizowanego ojcostwa. W naszÄ… mÄ™skość wpisane jest przecież zrodzenie syna, przeżycie ojcostwa. Ta potrzeba może jednak w nas doskonale siÄ™ rozwijać przez jakÄ…Å› duchowÄ… formÄ™ promieniowania ojcostwa. Nie wolno nam zabijać tej potrzeby, uciekać przed niÄ… jak przed zagrożeniem dla kapÅ‚aÅ„stwa. KsiÄ…dz, który boi siÄ™ duchowego wypowiadania swojego ojcostwa staje siÄ™ kimÅ› zimnym i obcym, buduje szybko dystans miÄ™dzy sobÄ… a ludźmi. Jest też wtedy nieszczęśliwym ksiÄ™dzem, zgorzkniaÅ‚ym i niespeÅ‚nionym, nieczuÅ‚ym i sformalizowanym, bo powoÅ‚aÅ‚ nas Bóg do udziaÅ‚u w swoim boskim ojcostwie. KapÅ‚an jest powoÅ‚any do udziaÅ‚u w ojcostwie Boga i pewnie stÄ…d KoÅ›ciół pozwala, mimo ewangelicznego upomnienia, nazywać ojcami szczególnie kapÅ‚anów zakonnych. Nie nosimy w sobie wÅ‚asnego ojcostwa i jeÅ›li czasem mówiÄ… do nas “ojcze” to traktujemy to jako zwrot skierowany ku Bogu, który wybraÅ‚ nas jako naczynia swojej obecnoÅ›ci w Å›wiecie. Na inny, ale niesÅ‚ychanie potrzebny sposób, jesteÅ›my powoÅ‚ani do realizowania swojego ojcostwa, a każda wspólnota, w której stawia nas Bóg, jest naszÄ… rodzinÄ… poszerzonÄ…. Åšmieje siÄ™ czasem na modlitwie do Boga, że bardzo wyraźnie speÅ‚niÅ‚ danÄ… mi obietnicÄ™, że kto dla Niego opuÅ›ci matkÄ™, ojca, żonÄ™, dzieci ten otrzyma jeszcze wiÄ™cej. W żadnym fizycznym ojcostwie nie miaÅ‚bym tylu dzieci, ilu mam w duchowym ojcostwie jako kapÅ‚an. Nigdy nie miaÅ‚bym tak wielkiej rodziny, jakÄ… mam teraz, myÅ›lÄ…c o tej dużej już grupie ludzi, których rodzinne życie na zawsze zwiÄ…zaÅ‚o siÄ™ z mojÄ… kapÅ‚aÅ„skÄ… posÅ‚ugÄ…. Zapewne inne to sÄ… wiÄ™zy i daleko im do tych naturalnych z krwi i ciaÅ‚a. Ale też dziÄ™ki temu, że sÄ… to wiÄ™zi tylko duchowe, możemy jeszcze bardziej budować swoje wiÄ™zi z Bogiem. Wiem, że wÅ‚aÅ›nie jako duchowi ojcowie jesteÅ›my wielkÄ… podporÄ… dla tysiÄ™cy rodzin. I odwrotnie: my, kapÅ‚ani, bardzo potrzebujemy rodzin, które otwierajÄ… siÄ™ na nasze kapÅ‚aÅ„stwo, wspierajÄ… nas swojÄ… przyjaźniÄ…, uczÄ… nas ciepÅ‚a i bycia dla drugich, strzegÄ… przed zamkniÄ™ciem siÄ™ w naszym indywidualizmie i zdziwaczeniem w samotnym życiu.
Dziękuję Ci, moja kochana rodzino poszerzona!

Migawki z życia:
Przed południem koncelebrowałem Mszę św. w naszej archikatedrze. Warto wiedzieć, że nasza częstochowska katedra jest pod wezwaniem Świętej Rodziny. Mieliśmy więc odpustowe święto. Wieczorkiem, myśląc o wszystkich, którym błogosławiłem związek małżeński, złożyłem wizytę u Ani i Grzesia oraz ich dwóch dzielnych chłopaków Dawida i maleńkiego Mateusza. Dobrze było pobyć chwilę w rodzinie.

Intencje modlitewne:
KażdÄ… dzisiejszÄ… modlitwÄ™ odmawiaÅ‚em w intencji rodzin: mojej naturalnej rodziny; rodzin, u których poczÄ…tków byÅ‚em poprzez bÅ‚ogosÅ‚awieÅ„stwo Å›lubne; rodzin zaprzyjaźnionych i wspierajÄ…cych mnie w kapÅ‚aÅ„stwie; rodzin niesakramentalnych, które mimo trudnej sytuacji trwajÄ… dzielnie przy Bogu; modliÅ‚em siÄ™ też za rodziny naszych kleryków, bo przecież to one sÄ… pierwszym seminarium. Nie ukrywam, że pomodliÅ‚em siÄ™ też za mojÄ… “blogowÄ…” rodzinkÄ™!

Kto był pierwszym diakonem?

December 26th, 2009 by xAndrzej

Zaraz po ogłoszeniu Narodzin Pana liturgia przypomina nam diakona Szczepana. Zawsze zgrzytało mi to połączenie, bo jak tu się radować z narodzenia Boga w połączeniu z męczeństwem Jego wyznawcy? Zazwyczaj kierujemy się takim ludzkim myśleniem, które układa się w następujący związek wynikania: będziesz wierny Bogu to ci Bóg będzie błogosławił i dawał łatwe życie. Nic z tego. Jak prawdziwie zaczniesz żyć Bogiem to często dadzą ci krzyż i wyrzucą na margines życia. Pewnie dlatego, jak mawiała święta Teresa, Bóg ma tak mało przyjaciół. Jest jednak w tym połączeniu ukryta, głęboka prawda o radości doskonałej. I tak jak Boża miłość jest miłosierdziem, czyli kochaniem pomimo tego, że jest się zranionym, tak Boża radość przekracza okoliczności i potrafi dać poczucie szczęścia i spełnienia w najgorszych nawet okolicznościach. Święty Szczepan, na którego rzucano kamienie, do końca zachował pokój serca i obronił się przed nienawiścią. Miał więc w sobie radość doskonałą, nie taką, która potrafi się cieszyć tylko w chwilach sukcesu i przyjemności, ale która umie zachować pokój i przebaczenie w największych nawet tarapatach. Po ludzku znowu może to wyglądać na naiwność i głupotę, bo jak się cieszyć, jeśli za nic rzucają kamieniem? Ale z tej Bożej radości wypływają owoce, następuje prawdziwa przemiana ludzi i świata. W osobie Szczepana zwyciężyła wiara, miłość i nadzieja. Ten święty diakon nie dał nawet szans na zwycięstwo zdradzie, nienawiści i podziałom. Na jego męczeństwie niejeden świadek jego śmierci odnalazł swoją wiarę, a jeden z jego największych prześladowców Szaweł - został Apostołem narodów. Wierzę w przemieniającą moc cierpliwego służenia Bogu aż do końca, wierzę w zwycięstwo miłości nad nienawiścią, prostoty i pokory nad cwaniactwem i szukaniem siebie. Gdybym w to nie wierzył, nie mógłbym uwierzyć i w to, że to bezbronne i słabe Dzieciątko w szopie betlejemskiej jest Królem Wszechświata i Zbawicielem każdego człowieka.
Co dało Szczepanowi taką moc? Myślę, że jego radykalne odczucie swoje diakonijnej misji, czyli służby. Służba była też siłą Maryi i fundamentem, na którym mogła budować łaska Boża. Kiedy chcę służyć stwarzam w sobie przestrzeń dla działania Boga. Diabeł, który w swoim buncie wyrzekł się służby, stanął po przeciwnej stronie. Diakon to sługa, to człowiek wybrany i poświęcony dla posługi. Od diakonatu zaczyna się nasze sakramentalne wejście w tajemnicę kapłaństwa. Diakonat nie jest przejściowym etapem w kapłaństwie, ale jest jego fundamentem. Benedykt XVI przypomniał kiedyś o zdarzeniu podczas jednej z sesji Soboru Watykańskiego II. Papież Paweł VI zerwał się z miejsca, podszedł do Ewangeliarza i zaczął procesyjnie nieść świętą księgę. Ceremoniarz zwrócił Papieżowi uwagę, że ta czynność należy tylko do diakona. Na to Ojciec Święty odpowiedział, że choć jest papieżem, nigdy nie przestał być diakonem. Chociaż jestem księdzem nigdy nie przestałem być diakonem. Warto, żebyśmy to sobie przypominali w każdej chwili naszego kapłaństwa. Czy ktoś jest zwykłym wikarym, czy jest proboszczem, rektorem, profesorem, kanonikiem, prałatem, biskupem - to wszystko zaczęło się w nas od diakonatu. Ta gotowość do służby ma trwać w mojej posłudze. Kapłaństwo jest służbą i dlatego zaczyna się od diakonatu.
Myślę, że również w tajemnicy udziału świeckich w powszechnym kapłaństwie obecny jest ten diakonijny wymiar. Nasza obecność w Kościele jest służbą. Modlę się dziś do Boga, za wstawiennictwem św. Szczepana, pierwszego diakona, żeby więcej było w nas służebności, a coraz mniej chęci panowania, żebyśmy nie bali się w Kościele służyć i uwierzyli, że służba przyniesie większe owoce niż chęć rządzenia.
Sam Jezus nie przyszedł po to, żeby Mu służono, ale żeby służyć i może dlatego to nie Szczepan, ale Chrystus jest w Kościele pierwszym diakonem.

Migawki z życia:
Drugi dzień świąt poświęcam na modlitwę i dłuższą adorację żłóbka. W odróżnieniu od większości kapłanów mam ten luksus, że w seminarium jest cisza i nie ma tak wielu zajęć. Pragnę więc dziś posługiwać swoją modlitwą i ofiarować ją za kapłanów posługujących w te dni bardzo intensywnie.

Intencje modlitewne:
Za naszych diakonów o rozwój ducha służby i ukochanie Boga; za wszystkich naszych kleryków ( pamiętam o was klęcząc dziś przy żłóbku); za wszystkich kapłanów, i tych z prostych, wiejskich parafii i tych z kanonickich stalli, żebyśmy chcieli służyć; za ludzi chorych i cierpiących; za dzieciaki ze szpitala ( w sąsiedztwie seminarium mamy szpital i wczoraj się zdumiałem patrząc w jego okna, że tyle dzieci spędza święta w szpitalu!), za małego Mateusza i jego rodziców; za mojego zmarłego wujka, o radość nieba dla niego; za moich przyjaciół z DA; za czytelników bloga (pozdrawiam szczególnie czytelników z mojej rodzinnej parafii!)

Wcielenie Boga

December 25th, 2009 by xAndrzej

Przez caÅ‚e Boże Narodzenie bÄ™bni mi w uszach prawda o tym niesamowitym pomyÅ›le Boga, żeby wejść w ludzkie ciaÅ‚o. Od chwili narodzin Jezusa w Betlejem już nikt nie może powiedzieć, że Bóg nie ma prawa wtrÄ…cać siÄ™ do naszej cielesnoÅ›ci, że intymność i codzienne życie to wyÅ‚Ä…cznie nasza sprawa. Od tej cudownej nocy Bóg wyraźnie wtrÄ…ciÅ‚ siÄ™ w cielesnÄ… i materialnÄ… historiÄ™ naszego życia. ZrobiÅ‚ to, żeby nam przypomnieć, że nasze ciaÅ‚o ma być Å›wiÄ…tyniÄ… i miejscem obecnoÅ›ci Boga. Ale pewnie zrobiÅ‚ to jeszcze bardziej dlatego, że doskonale rozumie, że od naszego ciaÅ‚a zależy tak bardzo dużo. Od prozaicznego kierowania swoim ciaÅ‚em, żeby mi siÄ™ chciaÅ‚o modlić, żeby mi siÄ™ chciaÅ‚o pójść na mszÄ™ Å›wiÄ™tÄ…, żeby mi siÄ™ chciaÅ‚o zrobić jakiÅ› bezinteresowny czyn dobroci. Wystarczy, że moje ciaÅ‚o ogarniÄ™te zostanie namiÄ™tnoÅ›ciÄ…, a rozwalÄ™ swoje osobiste życie, życie swojej rodziny, a w moim przypadku rozwalÄ™ caÅ‚e kapÅ‚aÅ„stwo. Tak dużo zależy od ciaÅ‚a, bo po grzechu rozwaliÅ‚a nam siÄ™ równowaga miÄ™dzy ciaÅ‚em a duszÄ…. Co tu dużo gadać, ciaÅ‚o silniej krzyczy we mnie o zaspokojenie swoich potrzeb niż dusza. CiaÅ‚o częściej kieruje mnÄ… niż moje duchowe doznania i natchnienia. DiabeÅ‚ bombarduje naszÄ… cielesność, żeby jeszcze bardziej przechylić szale w stronÄ™ ciaÅ‚a. StÄ…d ta decyzja Boga, żeby narodzić siÄ™ z ciaÅ‚a Dziewicy, żeby pojawić siÄ™ na ziemi w postaci maÅ‚ego dziecka, którego ciaÅ‚o musi dojrzewać i rosnąć; żeby poddać mÄ™czarniom i ukrzyżować swoje ciaÅ‚o; żeby wreszcie dać nam siebie w Eucharystii jako CiaÅ‚o Chrystusa. Nic wiÄ™c dziwnego, że “SÅ‚owo staÅ‚o siÄ™ siÄ™ CiaÅ‚em i zamieszkaÅ‚o miÄ™dzy nami”. A temu, kto przyjmuje to CiaÅ‚o daje moc kierowania swoim ciaÅ‚em. ZachwyciÅ‚em siÄ™ dziÅ› tym cudownym dziaÅ‚aniem Boga, tym Jego doskonaÅ‚ym rozumieniem koniecznoÅ›ci uÅ›wiÄ™cenia mojego ciaÅ‚a.
I jak tam Wasze święta? Czy czasem ciało nie uległo obciążeniu na skutek jedzenia, picia i trosk doczesnych? To zapewne nic zdrożnego, jeśli sobie lepiej pojedliśmy, a przede wszystkim, jeśli złączył nas świąteczny stół. Bo Bóg nie stworzył ciała jako czegoś złego i pewnie też dlatego dał pokarmom wspaniałe smaki, żeby móc przez nie wychwalać dobroć Boga. Cała tajemnica leży pewnie w umiarze i ciągłym ustawianiu proporcji. Ojciec Święty wspomniał podczas Pasterki o priorytecie życia dla Boga, ponad życiem dla tego świata. Niech więc nasze ciało i wszelkie pokarmy będę błogosławione i niech w nas wychwalają dobroć Pana, bo On jest ich Panem i Stwórcą.

Migawki z życia:
Miałem też takie swoje świąteczne powroty do źródeł. Dwa dni byłem w domu i odprawiałem mszę w moim parafialnym kościele. Dobrze było posiedzieć z rodziną, a w kościele zerknąć na chrzcielnicę, przy której Bóg wszedł sakramentalnie i nieodwołalnie w moje życie. Przed chwilą wróciłem z domu i zrobiłem sobie na pieszo porządną rundkę po Częstochowie - od Seminarium przez miasteczko akademickie, kościół św. Ireneusza i akademiki. Zrobiło mi się miło i westchnąłem modlitewnie do Boga za wszystkich moich studentów i tych co mi pomagali budować to święte miejsce dla nich.

Intencje modlitewne:
Oczywiście najpierw za wszystkich kleryków, którzy odpoczywają teraz w rodzinnych domach ( każdy kleryk będzie takim księdzem jakim jest klerykiem poza seminarium!) i o powołania kapłańskie i zakonne; za kapłanów o łaskę naszego nieustannego nawracania się; za moją rodzinę i rodziców, za wszystkich, którzy przysyłali mi życzenia świąteczne; o życie wieczne dla zmarłych - w tym czasie szczególnie za zmarłego tatę naszego diakona Szymka i za mojego zmarłego wujka Stanisława; za wszystkich studentów i całe DA; za Dankę z podziękowaniem za pudełko cukierków dla kleryków ( już je rozdałem i bardzo smakowały - nie sprawdzałem, którzy wzięli te bez czekolady!); za czytelników tego bloga - jeszcze raz o dobre święta dla Was!

BÅ‚ogosÅ‚awionych ÅšwiÄ…t …

December 22nd, 2009 by xAndrzej

Pewnie do wigilii już nic nie zdołam napisać. Może to dobrze, że moje myśli skupią się już całkowicie na tajemnicy Bożego Narodzenia i na rodzinnych wizytach. Gdzieś głęboko w sercu będę o Was pamiętał.
Życzę wszystkim błogosławionych świąt Narodzenia Pańskiego. Niech to wejście Syna Bożego w ludzką historię stanie się dla każdego z nas źródłem najgłębszego sensu i najpełniejszej nadziei. Miejcie też sporo czasu na rodzinne spotkania, chwilkę odpoczynku i nabrania nowych sił do życia. Bóg jest z nami! On przynosi pokój, pojednanie i zapewnienie, że zawsze będzie nam wierny.
Modlę się za każdego z mojej wirtualnej, blogowej parafii. Dziękuję za to, że czasem zatrzymujecie się na tych stronach, które przecież są jakimś tylko indywidualnym doświadczeniem szukania Boga. Obiecuję odezwać się w święta. Cisza w seminarium zapewne napełni mnie jakimś nowym natchnieniem od Pana.

Wiosna Kościoła

December 13th, 2009 by xAndrzej

Pamiętam taką bajkę opowiadaną kiedyś przez Księdza Biskupa Zawitkowskiego z Łowicza. W pewnej krainie tryskało źródło czystej wody. Ludzie w tej krainie żyli wprawdzie ubogo, ale szczęśliwie. Swoje pragnienia zaspokajali w czystym źródle, mieli w sobie dużo radości, łagodności i pokoju. W pewnym momencie pojawił się ktoś, kto postanowił zbudować nad rzeką, trochę dalej od źródła, fabrykę farb i pachnideł. Ci prości ludzie zachwycili się tym pomysłem. Zaczęli kupować farby i pachnidła i malować się na różne kolory, pryskać się różnymi pachnidłami. Na początku mieli z tego dużo uciechy, radości i rozrywki, ale w którymś momencie zaczęli się ze sobą kłócić. Umalowani na czerwono zaczęli zwalczać tych na czarno, ci, którzy umalowali się w paski, zaczęli walczyć z tymi, którzy pomalowali się w kratkę. Kłócili się również między sobą ze względy na pachnidła. Tych, którzy pachnęli miętą denerwowali ci, którzy pachnęli bzem. I tak bez końca. Właściciel fabryki zacierał ręce pomnażając zyski, a ludzie bezmyślnie dalej kupowali, malowali się i pachnili, kłócąc się przy tym i dzieląc na coraz mniejsze grupki, partie. Życie w tej krainie stało się koszmarne. Ale w porządnej bajce musi być radosny finał. Na szczęście pojawił jeszcze inny człowiek, który opuścił miasto pełne fabryk i udał się w puste miejsce, tam, gdzie dalej tryskało źródło czystej wody. Najpierw sam umył się w źródle, a następnie zapraszał do tego innych ludzi. Coraz większe grupy ludzi opuszczały miasto i szły do źródła. Powoli w krainie coraz więcej ludzi zaczynało odzyskiwać radość, pokój i łagodność i zaczęło w niej znowu pachnąć wiosną.
Ta bajka bardzo mi się kojarzy z tym, co zrobił Jan Chrzciciel. Wyszedł z Jerozolimy, gdzie pełno było faryzeuszy kłócących się o władzę, sojusze, wpływy, stroje. Poszedł nad Jordan. Poszedł zupełnie ubogi i na początku bardzo samotny. Zostawił wszystko i dał się poprowadzić Duchowi Bożemu. Odciął się od tego co stare. Zamknął w ten sposób epokę Starego Testamentu. Obmył się w wodach Jordanu i sam zaczął do tego nawoływać ludzi. Ludzie chętnie poszli za Janem, bo byli już zmęczeni intrygami arcykapłanów i uczonych w Piśmie, byli zmęczeni sporami między faryzeuszami i walką o władzę. Szukali pokoju, radości, łagodności i zaufania. Jan umiał im zaufać, nie taksował ich według ich grzechów i nikogo nie odrzucał, ale widząc grzechy pokazał sposób obmycia. Dlatego tłumy wchodziły do Jordanu, żeby obmyć z siebie starego człowieka i przez to stać się zdolnymi do poznania Baranka. I wtedy przyszedł Jezus. Tam nad Jordanem Syn Człowieczy spotkał ludzi przygotowanych na Jego przyjęcie, nie zabsorbowanych ploteczkami, bogactwami i władzą, ale pokornych, ubogich, mających pokój w sercu. Nad Jordanem zaczęła się nowa era, era Chrystusa - Baranka, pokornego Sługi Jahwe, zakochanego bezgranicznie w każdym człowieku. Nad Jordanem wybuchła nowa wiosna, jakaś wiosna Nowego Ludu - Kościoła. Tak ważny był w tym wszystkim Jan Chrzciciel.
Odszedł z miasta, zerwał ze starym życiem, stał się ubogi i pokorny, całkowicie pozwolił się poprowadzić Duchowi Świętemu. I dlatego On pierwszy nad Jordanem zobaczył radość Trójcy Świętej: Jezusa przyjmującego Chrzest, stającego w kolejce z grzesznikami; zobaczył Ducha Świętego jak Gołębicę, która niesie pokój i łagodność i usłyszał głos Ojca, który mówił o umiłowaniu Syna.
Wiosna Kościoła może zacząć się od kogoś takiego jak Jan. Chciałbym jako kapłan być trochę podobnym do niego. Całkowicie zasłuchać się i dać się prowadzić Duchowi. Oderwać się od chęci posiadania i znaczenia i zrobić miejsce dla Jezusa. To takie ważne, żeby kapłan umiał wrócić do źródła i sam był czysty. Bóg powołał nas do tego i pozwolił kapłanom być najbliżej źródła. I dlatego od kapłanów tak dużo zależy w Kościele. Przez serce kapłana przepływa źródło Bożej łaski, płynie nowa rzeka. Jeśli kapłan jest brudny to brudzi strumienie wody żywej. Wiosna Kościoła może przyjść tylko przez czyste, ubogie i pełne pokoju serce kapłanów.

Sługa wolności

December 10th, 2009 by xAndrzej

ZapachniaÅ‚o mi znowu klimatami Taize. Zbliża siÄ™ spotkanie mÅ‚odych w Poznaniu, a mnie udaÅ‚o siÄ™ dziÅ› przez caÅ‚y dzieÅ„ czytać książkowy wywiad z bratem Alois. Jest coÅ› takiego co mnie fascynuje w tej wspólnocie i co tak trudno byÅ‚o mi budować w duszpasterstwie, a teraz jeszcze trudniej w seminarium. Wspólnota pojednania, zaufania i wolnoÅ›ci. Wszyscy tak bardzo pragniemy tych wartoÅ›ci, ale jakoÅ›, w swoim skażeniu grzechem, ciÄ…gle je rujnujemy. Bóg daÅ‚ mi Å‚askÄ™ paru chwil spotkania z tÄ… wspólnotÄ…, daÅ‚ mi Å‚askÄ™ kilku krótkich spotkaÅ„ z bratem Roger. Nie miaÅ‚em dotÄ…d lepszej szkoÅ‚y doÅ›wiadczenia ewangelicznej wspólnoty. PrzyglÄ…daÅ‚em siÄ™ w Taize wielkiemu zaufaniu do mÅ‚odych i tak zawsze staram siÄ™ na nich patrzeć. Ufać do koÅ„ca, ufać czasem aż do naiwnoÅ›ci, z gÅ‚Ä™bokÄ… wiarÄ…, że siane ziarno, choć roÅ›nie powoli, w koÅ„cu wybije siÄ™ w roÅ›linÄ™. Bez zaufania nie możliwe jest budowanie ewangelicznej wspólnoty. Demon podejrzliwoÅ›ci nie może w nas zwyciężyć, bo wtedy staniemy siÄ™ podobni do faryzeuszy stawiajÄ…cych wyżej prawo niż czÅ‚owieka, bo wtedy KoÅ›ciół stanie siÄ™ może dobrze zorganizowanÄ… instytucjÄ…, ale nigdy wspólnotÄ…. Pewnie dlatego mÅ‚odzi tak chÄ™tnie jadÄ… do tej maÅ‚ej, francuskiej wioski, żeby wyrwać siÄ™ ze Å›wiata podejrzliwoÅ›ci, rywalizacji i zazdroÅ›ci, w oazÄ™ zaufania i prostoty. Jak budować ten klimat zaufania? W Taize równie ważnym sÅ‚owem jest pojednanie. KtoÅ› kto ufa, musi być gotowy na zranienia, przygotowany na to, że ktoÅ› go oszuka, wyÅ›mieje, wykorzysta. Ufność to drugie imiÄ™ miÅ‚osierdzia. StÄ…d na obrazie Jezusa MiÅ‚osiernego nieodÅ‚Ä…cznie widnieje napis: “Jezu, ufam Tobie!”. Brat Roger ufaÅ‚, a jednoczeÅ›nie nosiÅ‚ w sobie nieustannÄ… gotowość na zranienia. Tak też skoÅ„czyÅ‚ życie. Nie umarÅ‚ naturalnÄ… Å›mierciÄ…, ale zostaÅ‚ Å›miertelnie zraniony. I to jak baranek, praktycznie za nic. Nie zginÄ…Å‚ z rÄ™ki ideologicznych przeciwników, czy zbuntowanych wrogów Chrystusa, ale z rÄ™ki chorej kobiety. Tylko taki czÅ‚owiek mógÅ‚ budować wspólnotÄ™ pojednania, przypowieść o pojednaniu. Tego też uczyÅ‚em siÄ™ w Taize. Być przypowieÅ›ciÄ… o pojednaniu, z miÅ‚oÅ›ciÄ… patrzeć na ludzi, tak bardzo różnych, skomplikowanych, pokłóconych ze sobÄ… i widzieć w nich Boże dzieci. TrzeciÄ… sprawÄ…, która mnie poruszaÅ‚a w Taize, byÅ‚a szkoÅ‚a wolnoÅ›ci. Trudno siÄ™ uczy ludzi wolnoÅ›ci. Mamy w sobie jakieÅ› dziwne ciążenie ku niewoli. Sami wpychamy siÄ™ w uzależnienia, poszukujemy wspólnot, które zniewalajÄ… nas jak sekty, wolimy sztywne litery regulaminów i praw, żeby nie myÅ›leć samodzielnie i nie brać żadnej odpowiedzialnoÅ›ci. Można siÄ™ Å›wietnie schować za literÄ… prawa, regulaminu, musztry. To z tego powodu Izraelici, w drodze do Ziemi Obiecanej ciÄ…gle wspominali Egipt, mimo, że żyli tam w niewoli, to przynajmniej ona byÅ‚a znanÄ… i przewidywalnÄ… rzeczywistoÅ›ciÄ…. Wolność wymaga myÅ›lenia i odpowiedzialnoÅ›ci za swoje decyzje. W niewoli nie podejmuje siÄ™ decyzji samodzielnie, wiÄ™c siÄ™ za nie nie odpowiada. Jeszcze teraz sÅ‚yszÄ™ nieraz tÄ™sknotÄ™ za komunÄ…. Ona też zwalniaÅ‚a z odpowiedzialnoÅ›ci i pozwalaÅ‚a na to, że zawsze wszystko można byÅ‚o zwalić na reżim. Brat Roger miaÅ‚ jakÄ…Å› ewangelicznÄ… wrażliwość na wolność. MaÅ‚o mówiÅ‚ o posÅ‚uszeÅ„stwie. Sam bardzo rzadko nazywaÅ‚ siÄ™ przeÅ‚ożonym, czy przeorem we wspólnocie. UważaÅ‚, że jest sÅ‚ugÄ… komunii, sÅ‚ugÄ… wolnoÅ›ci. Ma tylko pomóc ludziom zagospodarować ich wolność i zaangażować ich w budowanie komunii. Dlatego Taize jest budowaniem wspólnoty na ludzkiej wolnoÅ›ci. Tam nie przyjeżdża siÄ™ z kwitkiem do podpisu, potrzebnym potem do zaliczenia praktyk religijnych. Tam nie wpisujÄ… mÅ‚odych na listÄ™ czÅ‚onków organizacji czy ruchu, ale mówiÄ… im, że pod doÅ›wiadczeniu Boga, trzeba sobie samemu znaleźć miejsce we wspólnocie swojego KoÅ›cioÅ‚a.

Migawki z życia:
Dzięki księdzu Markowi miałem wizytę Ojca Karola Maisnera. Zaledwie kilkanaście minut, ale trzy bardzo cenne rady ojca Karola: 1. Nie skupiaj się na wymyślaniu ciągle czegoś nowego, ale rób to samo, ale rób porządnie! 2. Nie niszcz i nie zmieniaj w klerykach ich osobistej duchowości, bo możesz w ten sposób zniszczyć w nich żywego Boga. 3. Pilnuj regulaminu, ale tylko tyle ile trzeba, a więcej zaufaj wolności. Może wtedy mniej będziesz miał sukcesów w seminarium, ale bardziej przygotujesz kapłanów do późniejszej samodzielności.

Intencje modlitewne:
Za księży neoprezbiterów w podzięce za ostatnią niedzielną wizytę; za kleryków, aby pozwolili się prowadzić drogami zaufania i wolności; za chorych i cierpiących - za Piotrka ( jak cudownie, że u niego trochę ostatnio posiedziałem!), Gosię, moich rodziców; za wszystkich ubogich, abyśmy umieli w nich zobaczyć blask Bożej miłości, za moich dawnych studentów o łaskę trwania w wierze, za wspólnotę mężczyzn modlących się w seminarium za kleryków; za ludzi z Apostolstwa Modlitwy o Powołania Kapłańskie i Zakonne; za czytelników tych niepokornych zapisków.

Witaj, błogosławiona między niewiastami

December 8th, 2009 by xAndrzej

Gdybym umiaÅ‚ pisać poematy pierwszy poÅ›wiÄ™ciÅ‚bym Maryi. W takim dniu jak dzisiejszy każda moja myÅ›l biegnie ku Bogu zrodzonemu z Maryi Dziewicy. MyÅ›lÄ™ dziÅ› dużo o Niej i nie mam najmniejszych wÄ…tpliwoÅ›ci, że jest to też radość Boga. RadoÅ›ciÄ… Boga jest to, że wychwalamy Jego bÅ‚ogosÅ‚awionÄ… MatkÄ™. Od kiedy mieszkam tak blisko Jasnej Góry, w niepojÄ™ty dla mnie sposób Bóg przybliżyÅ‚ siÄ™ do mnie przez poÅ›rednictwo swojej Matki. JakaÅ› nieprawdopodobna tajemnica przychodzenia Boga do czÅ‚owieka. Tak jakby nie byÅ‚o lepszej, piÄ™kniejszej drogi, jak ta przez MaryjÄ™. Nie potrzebujÄ™ na to żadnych dogmatycznych dowodów, bo najbardziej przekonuje mnie moje osobiste doÅ›wiadczenie wiary. Maryja staÅ‚a siÄ™ tak ważna dla mnie, bo przyniosÅ‚a mi Boga. To siÄ™ nie staÅ‚o jeden raz, to nie jest tylko sprawa betlejemskiej nocy. Maryja i dziÅ›, mnie i każdemu kto tylko otworzy siÄ™ na NiÄ…, przynosi Boga. W żaden sposób i nigdy nie zasÅ‚ania Boga. Nie trzeba siÄ™ o to martwić, nie trzeba szukać zagrożenia w tej prostej kobiecie z Nazaretu. Czy ktoÅ› tak pokorny, czysty i prosty może zasÅ‚onić Boga? Czy ta, która caÅ‚kowicie usunęła siÄ™ na bok w czasie ziemskiej dziaÅ‚alnoÅ›ci Jezusa, może nam dziÅ› Go zasÅ‚onić? Ona Go tylko chce przynieść, przybliżyć, pokazać jak trzeba Go kochać. Niepokalana, niepojÄ™cie czysta, staÅ‚a siÄ™ szczególnie pojemnym naczyniem dla Å‚aski. Moja wiara w Boga sama zaprowadziÅ‚a mnie do Maryi. Ani Jej nie szukaÅ‚em, ani Jej nawet przesadnie nie pragnÄ…Å‚em. WydawaÅ‚o mi siÄ™ przez dÅ‚uższy czas mojej drogi z Bogiem, że Bóg mi wystarczy, że nie potrzebujÄ™ żadnego poÅ›rednictwa. A dziÅ› skÅ‚aniam gÅ‚owÄ™ i jak tylko mogÄ™ biegnÄ™ przed oblicze Maryi, czujÄ…c, że taka jest wola Boga. OddajÄ™ Jej cześć nawet nie dlatego, że sam chcÄ™, ale dlatego, że pragnie tego Bóg. CiÄ…gle sÅ‚yszÄ™ w uszach Jego testament Jezusa: “Oto Matka twoja!” Kiepskim byÅ‚bym uczniem, gdybym nie wziÄ…Å‚ Maryi do siebie, na proÅ›bÄ™ samego Jezusa.
Witaj, błogosławiona między niewiastami, Panno przeczysta, pokorna Niewiasto walcząca ze Smokiem! Witaj!
Witaj! Ty, która jesteś moją drogą do Boga, witaj!

Bóg przyjdzie w człowieku

December 6th, 2009 by xAndrzej

Drugi tydzień Adwentu i druga część Bożego programu dla nas. W Betlejem narodzi się Syn Człowieczy, którym jest Mesjasz Pan. Przyszedł w ludzkim ciele, żeby mi przypomnieć, że moją drogą do nieba jest drugi człowiek. O ile tydzień temu, to sam Jezus dawał mi wskazówki na Adwent, to dziś Bóg posłużył się człowiekiem - Janem Chrzcicielem. Na początku czytanej Ewangelii było dziś wiele historycznych faktów, żebym sobie przypomniał, że Bóg jest obecnym również w mojej historii. Przygotowanie na Boże Narodzenie wymaga ode mnie nawrócenia w relacjach do ludzi, bo Bóg, jeśli przyjdzie to tylko jako Syn Człowieczy. Stąd ta posługa Jana Chrzciciela. Dziwny z niego człowiek. Nie dostał dekretu i nie działa formalnie. Nie został mianowany na przywódcę ludu, ale to właśnie lud tłumnie poszedł za nim. Jan Chrzciciel to człowiek oddolnej odnowy, a nie formalnych zmian. Wierzę w to mocno, że Bóg odnowi Kościół i mnie, może nie przez struktury i programy duszpasterskie, ale przez takich szaleńców jak Jan. Trudne jest jego zadanie. Musi zamknąć Stary Testament, oderwać się od tysięcy lat starego zakonu, starego prawa, starych zwyczajów i zaufać czemuś zupełnie nowemu, choć przepowiadanemu przez wieki. To też trudne w Kościele. Piękna i wielka tradycja w obliczu nowych czasów. I mieć w tym wszystkim janową odwagę w zupełnie nowy sposób zagospodarować stare doświadczenia i osiągnięcia. W Adwencie muszę pozamykać wszystko co stare, naprawić co się tylko da. Można to zrobić tylko w dwóch przestrzeniach: pustyni i źródła. Pustynia to rezygnacja z wszelkich więzów wobec rzeczy, stanowisk, przyzwyczajeń, nawyków. Rozgonić cały ten majdan nazbieranych, ludzkich obciążeń. Oby moje ręce porzuciły kosze i stały się wolne, żebym mógł je wznosić ku Bogu! Źródło to powrót do pierwotnej gorliwości, do młodzieńczych ideałów. Żeby dotrzeć do źródła trzeba zacząć płynąć pod prąd. Moje adwentowe nawrócenie musi być decyzją na rezygnację płynięcia z nurtem rzeki.
Po tym ważnym wstępie Jan Chrzciciel uczy nas przygotowania dróg Panu. Właściwie przekazuje naukę proroka Izajasza. Chodzi w niej o nasze ludzkie drogi, o nasze ludzkie relacje, po których przyjdzie do naszego serca Syn Człowieczy.

1. Zasypać doły - to znaczy zlikwidować te wszystkie miejsca, w których powstała przepaść między nami a ludźmi. Czasem to są już rzeczywiście wielkie przepaście. Zaczęły się może od małych, odgradzających nas od siebie dołków, pretensji, rozczarowań. Jak zwlekaliśmy z zasypaniem to nic dziwnego, że zrobiły się już z tego oddzielające nas kaniony i nie mamy siły ich zasypać. Bóg ma moc je wyrównać.

2. Wyrównać góry i pagórki - Oddziela nas od innych nasza pycha, nasze wynoszenie nad innymi i patrzenie na nich z góry. Pychy nic nie tłumaczy, ani nasze stanowiska, ani nasze ważne funkcje w Kościele i świecie, ani nasze tytuły naukowe, ani nawet nasze majętności. Chrystus będąc Bogiem, uniżył samego siebie. Jeśli On będąc Bogiem nie bał się stać pokornym, to od tej chwili nie ma nic takiego na ziemi, co by zwalniało nas od pokory.

3. Wyprostować drogi - Najtrudniejsza jest prostota. Skomplikowaliśmy sobie życie, relacje z drugimi, pokręciliśmy słowa i ich znaczenie, dorobiliśmy mnóstwo własnych interpretacji. Trzeba to teraz szybko wyprostować. Życia nie można rozgrywać jak gry w zakryte karty. Bóg chce nauczyć nas prostoty, w której gra się w karty odkryte.

4. Wyboiste drogi wygładzić! - Brakuje nam bardzo łagodności. Wbijamy sobie szpile, ranimy słowami, emocjami i dlatego często nasze życie przypomina drogę po wybojach - pełną szarpnięć i uszczypliwości. Bóg jest Bogiem łagodności. Nie bez powodu Jan Chrzciciel poznał w Jezusie Baranka, a nad Jordanem zobaczył Ducha Świętego pod postacią Gołębicy. Baranek i Gołąb to najbardziej łagodne zwierzęta. Bóg jest Bogiem łagodnym, nie wyboistym i dlatego każe nam wygładzić wszelkie nasze relacje z drugimi.

Intencje modlitewne:
Za naszych kleryków o umiejętność prawdziwej radości z Bożych spraw; o nowe powołania kapłańskie i zakonne; za świeckich misjonarzy i głosicieli Słowa; za kapłanów chorych i wypalonych; za ludzi ubogich, chorych, samotnych - w nich bije przecież najwięcej Bożego światła; za wspaniałą siódemkę ludzi z Apostolstwa Margaretka - którzy podjęli się do końca życia modlić za moją kapłańską posługę; za małżeństwa, które błogosławiłem i za dzieciaki, które chrzciłem - niech Bóg umacnia ich w wierze. Za przyjaciół mojego blogu - nie mogę wam przesłać materialnych prezentów na św. Mikołaja, ale ofiaruję za Was część Różańca.

Adwentowe zamierzenia

December 3rd, 2009 by xAndrzej

Na Adwent nie mam wielkich postanowień, choć bardzo pilnuję, żeby świat nie ukradł mi tego ważnego czasu. Wiem doskonale, że jeśli nie przygotuję serca na nowo na przyjście Jezusa, to minę się z Nim w drodze i nie będzie żadnego Bożego Narodzenia. Nie zamierzam oczekiwać od świąt miłych klimacików. Święta nie muszą być miłe, ale mają ożywić moją wiarę, odbudować nadzieję i radość, wyciągnąć mnie ze zmęczenia. W tym roku w Słowie Bożym szukałem programu na Adwent i natychmiast znalazłem. W Ewangelii z pierwszej niedzieli Adwentu Jezus sam podpowiada, co trzeba zrobić, aby przygotować się na przyjście Syna Człowieczego:
1. “Nabierzcie ducha” - koniec z przesadnym inwestowaniem w ciaÅ‚o. Rozrasta siÄ™ we mnie to co cielesne i materialne, a duch karÅ‚owacieje. A przecież to mój duch ma ciÄ…gnąć ciaÅ‚o, a nie odwrotnie. Tymczasem to ciaÅ‚o czÄ™sto mnÄ… rzÄ…dzi, dyktuje warunki, decyduje o zaniechaniu wielu potrzebnych dziaÅ‚aÅ„. MuszÄ™ w Adwencie wzmocnić ducha trochÄ™ tak jak siÄ™ Å‚aduje akumulator, czy komórkÄ™. MuszÄ™ podÅ‚Ä…czyć siÄ™ do solidnego kontaktu z Bogiem.
2. “PodnieÅ›cie gÅ‚owy” - za dużo patrzÄ™ na to co przyziemne. GÅ‚owa to siedziba oczu i mojego umysÅ‚u. JeÅ›li moje oczy bÄ™dÄ… patrzeć na to co Boże, a mój umysÅ‚ zaprzÄ…tać bÄ™dÄ… Boże myÅ›li, to gÅ‚owa, rzeczywiÅ›cie wzniesie siÄ™ ku górze. DiabeÅ‚ jest jak wąż, który zawsze musi peÅ‚zać po ziemi i nie umie zbyt wysoko podnieść gÅ‚owy. CzÅ‚owiek chodzi po ziemi zaledwie maÅ‚Ä… czÄ…stkÄ… swojego ciaÅ‚a i nie bez powodu ma gÅ‚owÄ™ na samej górze, żeby jego oczy patrzyÅ‚y w niebo, a myÅ›li biegÅ‚y ku Bogu. Nawet w internecie postaram siÄ™ szukać tego co Boże, a z książek wybiorÄ™ tylko te, które mówiÄ… o Bożych sprawach Najlepiej bÄ™dzie, jeÅ›li jedynÄ… książkÄ… na Adwent bÄ™dzie Pismo ÅšwiÄ™te.
3. “Uważajcie na siebie, żeby wasze serca nie byÅ‚y ociężaÅ‚e na skutek obżarstwa, pijaÅ„stwa i trosk doczesnych” - JeÅ›li ma mi prawdziwe smakować wieczerza wigilijna to byÅ‚oby dobrze trochÄ™ skromniej siÄ™ odżywiać. O pijaÅ„stwie nie ma co nawet mówić, choć już nie pamiÄ™tam kiedy ostatnio coÅ› piÅ‚em. W każdym razie żadnego alkoholu! No i te troski doczesne! ChoinkÄ™ mogÄ™ ubrać najwczeÅ›niej w wigiliÄ™ wigilii, nie mogÄ™ siÄ™ zamartwiać wystrojem domu na Å›wiÄ™ta, sprzÄ…taniem, kupowaniem jeÅ›li wczeÅ›niej porzÄ…dnie siÄ™ nie wyspowiadam i nie wyczyszczÄ™ sumienia.
4. “Czuwajcie i módlcie siÄ™ w każdym czasie!” - ZacznÄ™ może od porannej modlitwy. Jak siÄ™ nie da odprawiać rorat to przynajmniej wstanÄ™ wczeÅ›niej, żeby siÄ™ pomodlić i od porzÄ…dnego spotkania zacząć dzieÅ„. Przecież, jak pisaÅ‚em już nie jeden raz, modlitwa jest ważniejsza niż sen.

To tyle programu na Adwent. Nie pozwolę go sobie ukraść specom od reklamy i od zarabiania na obsesji kupowania i gromadzenia świątecznych gadżetów. Święta nie muszą być miłe, bogate, wystrojone. Ważne, żeby odrodził się we mnie Bóg.

Migawki z życia:
Dziś byłem w Krakowie. Sporo ważnych spotkań, na jeszcze wyższym szczeblu, ale i tak w sercu sporo myślenia o Bogu. Było trochę mgły i nie zobaczyłem eremu Kamedułów, ale westchnąłem w tamtą stronę z tęsknotą za wyłącznym życiem dla Boga, choć u Księdza Kardynała usłyszałem, że najważniejsze w naszym kapłańskim życiu to znaleźć równowagę między modlitwą i pracą. Przegięcie w którąś stronę jest przegięciem w kapłaństwie.

Intencje modlitewne:
Cała dusza wołała dziś do Pana żniwa o nowych robotników, o nowe powołania kapłańskie i zakonne. Na adoracji uświadomiłem sobie, że w dziele powołań absolutnie nic ode mnie nie zależy - to jest suwerenne wołanie Boga i wolna odpowiedź człowieka. Jak zawsze pierwszą intencją mojej modlitwy była świętość i dojrzałość naszych kleryków - choć i tak za mało się za nich modlę, a pewnie jeszcze mniej za nich pokutuję i poszczę. Za ks. Marka, który dziś znów mnie zaskoczył swoją dobrocią i troską. O uzdrowienie chorych - Piotrka, Gosi, wujka Staszka, moich rodziców. Za Anię, Grzesia i dwóch ich wspaniałych synów. Za wszystkie rodzinki z DA, które są moją dumą, kiedy słyszę, że tak dzielnie trwają przy Bogu. Za tych, którzy pomagali mi budować kościół dla studentów i za tych, których zaniedbuję i rozczarowuję swoim brakiem kontaktu. Za czytelników tego blogu, o dobry Adwent dla Was!

« Previous Entries