Go to content Go to navigation Go to search

Otwarte okno

July 25th, 2013 by xAndrzej

Światowe Dni Młodzieży rzeczywiście są po to, żeby przewietrzyć Kościół. Ojciec Święty Franciszek ma rację, kiedy porównuje młodych do okna w Kościele przez które wchodzi świeże powietrze. Koniecznie musimy troszczyć się o otwieranie tego okna, bo inaczej Kościół zadusi się w starym myśleniu i zmęczy się zajęty tylko pilnowaniem tradycji. Kościół się odświeża nie tyle świeżością idei, czy nowych komentarzy do Biblii ale przede wszystkim i najpierw świeżością ludzi, ich młodością i radykalizmem. Moje kapłańskie zmęczenie dosięgnie dna gdy się zamknę na młodych, kiedy zacznę spędzać czas z dala od nich i kiedy zacznę wybierać kapłańskie posługi, które są już tylko przebywaniem z dorosłymi. Kościół bez młodych jest jak ciało bez ducha. Parafia bez młodych staje się wspólnotą bez ognia, plebania zamknięta na nich staje się szybko miejscem smutnej samotności i niekończącego się narzekania. Widzę często jak szybko więdnie ksiądz, który boi się młodych, jak szybko starzeje się jego kapłaństwo, kiedy zamiast duchowych wędrówek i wspólnych zmagań z młodymi wybiera spokojne życie i samotnie poszukuje realizacji własnych przyjemności.
Jak się otworzy okno to trzeba być przygotowanym na przeciąg. Nie upilnuje się wtedy zwłaszcza tego co zbyt lekkie i luźne. Przeciąg jest potrzebny, żeby poderwać coś co się zastało, poukładało się tak, że przestało się wiele widzieć i wiele chcieć. Młodość jest wymagająca i nie zadowoli się sloganami bez pokrycia, nadętym kaznodziejstwem, w którym nie mieszka kaznodzieja. Młodość wymaga wspólnej drogi a nie siedzenia w miejscu, przygotowania się na nieprzewidywalne doświadczenia, które poruszają naszą skostniałość. Młodość jest wreszcie do bólu szczera i odzierająca nas z mitu naszej własnej doskonałości. Nie tylko Kościołowi potrzebne jest okno młodości, ale każdemu z nas, w naszej kapłańskiej służbie.
Nawet czysto zewnętrznie młodzież nas przewietrza, wyciąga z wygodnej plebanii, z zapasionych odpustów i spod ekranu komputera czy telewizora. To tylko dzięki młodym nauczyłem się jeździć na nartach, pływać kajakami po rzekach i jeziorach, chodzić po wysokich górach i pielgrzymować w dalekie zakątki świata. Młodzi są najlepszym lekarstwem na nasze starzenie się w kapłaństwie. Bez nich stajemy się szybko marudni i smutni.
Otwieram więc okno i słucham młodych. Okazuje się, że są blisko Kościoła, tylko trzeba chcieć otworzyć okno, wyjrzeć i zaprosić do środka - parafii, świątyni, kapłaństwa, plebanii.
W ikonografii chrześcijańskiej Bóg Ojciec często jest przedstawiany jak starzec z siwą brodą. Jezus przychodzi na świat jako dziecko. Duch Święty malowany był czasem jako młody człowiek, bo bez młodych Kościół jest jakby bez Ducha.

Mierzenie plonów

July 24th, 2013 by xAndrzej

Zapominam niekiedy, że to nie ja jestem siewcÄ… ale Bóg. To On sieje ziarna! Zapominam też, że nie jestem ziarnem, bo ziarnem jest SÅ‚owo Boże, każde najmniejsze sÅ‚owo zapisane w Biblii ma w sobie życie. Pozostaje mi wiÄ™c być glebÄ…, w którÄ… Siewca wsiewa ziarna. I tylko z tej perspektywy mogÄ™ mierzyć mój rozwój, to czy przynoszÄ™ plon stokrotny, sześćdziesiÄ™ciokrotny, czy trzydziestokrotny. Na czym polega bycie żyznÄ… ziemiÄ…? MyÅ›lÄ™, że na oddawaniu wszystkich swoich soków, minerałów i wszelkich bogactw dla rozwoju ziarna i ku radoÅ›ci Siewcy. Gdybym byÅ‚ ziarnem musiaÅ‚bym wszystko czerpać dla siebie, żeby samemu wzrastać i siÄ™ rozwijać. Gdybym byÅ‚ siewcÄ… musiaÅ‚bym myÅ›leć tylko o sobie, dla siebie rozwijać swoje talenty i sprawnoÅ›ci. Bycie ziemiÄ… zakÅ‚ada mój osobisty rozwój, ale nie ze wzglÄ™du na mnie samego, ale na Boga. Jan Chrzciciel mÄ…drze nas ustawiaÅ‚ wobec takiej miary duchowych plonów. Trzeba tak żyć, żeby samemu siÄ™ umniejszać, aby wzrastaÅ‚ Bóg. Uboga wdowa, która wrzuciÅ‚a tylko jednego pieniążka do skarbony przypomniaÅ‚a nam, że miarÄ… naszych plonów nie jest to ile daje, ale ile zostawiamy sobie. Duchowe “wiÄ™cej”nie znaczy wiÄ™c jakiegoÅ› pomnażania wÅ‚asnego posiadania, choćby to nawet byÅ‚y majÄ™tnoÅ›ci pobożne i duchowe, ale oznacza moje wiÄ™cej dla Boga - wiÄ™cej czasu, wiÄ™cej miÅ‚oÅ›ci, wiÄ™cej myÅ›lenia, wiÄ™cej dobrych uczynków dla innych. Dlatego poczÄ…tkiem nawrócenia i wÅ‚aÅ›ciwym ustawienie do mierzenia plonów jest pustynia. Najpierw trzeba wszystko oddać, żeby otrzymać. Trzeba zaryzykować zostawić wszystko, wycisnąć z siebie wszystko, żeby mógÅ‚ w nas wzrastać Bóg. CzujÄ™ jak Mu ciężko wzrastać we mnie, zwÅ‚aszcza wtedy, gdy wydaje mi siÄ™, że to ja jestem siewcÄ… i że to ja jestem, ziarnem. Jestem ziemiÄ… i moim zadaniem nie jest stawanie siÄ™ czymÅ› innym, jak tylko ziemiÄ… urodzajnÄ… a nie ugorem.
Ksiądz Wojciech mówił dziś na Apelu Jasnogórskim, że to niesłychanie ważne, żeby człowiek pozwolił Bogu być Bogiem.

Kartka z wakacji

Trwa u nas Rio in Częstochowa. Bóg jest zaskakujący, jak to dziś mówił Ojciec Święty Franciszek. Jak nie pojechałem do Rio w Brazylii to Pan Bóg urządził mi Rio pod oknem mojego mieszkania. W ogrodach seminaryjnych mamy blisko tysiąc młodych ludzi z całego świata. Nawet jest taki ksiądz, który trochę przypomina papieża Bergolio. Mamy też figurę Jezusa z Rio, a młodzi mówią różnymi językami świata. Najważniejsze, że jest mnóstwo modlitwy, uwielbienia i adoracji. Wystarczy tylko dać się zaskoczyć Panu Bogu!

Charyzmat przebitego serca

July 21st, 2013 by xAndrzej

Wiara jest Å‚askÄ…, ale Bóg rozlaÅ‚ tÄ™ Å‚askÄ™ w sercu każdego czÅ‚owieka. Nie sÄ…dzÄ™, żeby byli ludzie, którzy tej Å‚aski nie majÄ…. Nie wyobrażam sobie, żeby Pan Bóg jednym daÅ‚ wiarÄ™, a innych pozbawiÅ‚ tego daru. Tak jak “miÅ‚ość Boża rozlana jest w sercach naszych” tak również i wiara obecna jest gdzieÅ› gÅ‚Ä™boko w sercu każdego z nas, nawet tego najbardziej “niewierzÄ…cego”, kogoÅ› kto kompletnie nie czuje Boga, albo nawet walczy z wiarÄ… w Niego. Tyle, że te źródÅ‚a wiary w nas sÄ… czasem tak mocno przywalone skaÅ‚ami i ziemiÄ…, że nie czujemy ich ożywiajÄ…cej mocy, nawet samej ich obecnoÅ›ci w nas. To jest tak jak ze studniÄ… na pustyni. GdzieÅ› gÅ‚Ä™boko w ziemi jest woda, ale trzeba jakiegoÅ› wysiÅ‚ku, żeby siÄ™ do niej dostać. Serce czÅ‚owieka może być pustyniÄ… z gÅ‚Ä™boko ukrytÄ… wodÄ… lub skalistÄ… górÄ…, gdzie pod zwaÅ‚ami skaÅ‚, pÅ‚ynie rwÄ…cy strumieÅ„ wiary. Można próbować o wÅ‚asnych siÅ‚ach szukać tej wiary, przewalać tony piachu i tracić siÅ‚y na rozbijanie skamieniaÅ‚ego serca. WierzÄ™ jednak, że Jezus ma jakiÅ› inny, lepszy, bo boski sposób odkrywania Å‚aski wiary. Bóg posyÅ‚a do nas Duch ÅšwiÄ™tego. WyczytaÅ‚em gdzieÅ›, że pierwszym darem Ducha ÅšwiÄ™tego jest charyzmat przebitego serca. Kiedy Jezus na krzyżu wyzionÄ…Å‚ ducha, wkrótce po tym żoÅ‚nierz przebiÅ‚ Jego serce włóczniÄ… i wypÅ‚ynęła krew i woda. Duch ÅšwiÄ™ty wykorzystaÅ‚ to przebicie Serca Jezusowego na wylanie charyzmatów - życiodajnych źródeÅ‚ dla ożywienia ludzi. Po zesÅ‚aniu Ducha ÅšwiÄ™tego, kiedy serca apostołów napeÅ‚niÅ‚y siÄ™ ogniem Ducha, wyszli oni na pierwsze gÅ‚oszenie Jezusa i nawracaÅ‚o siÄ™ po kilka tysiÄ™cy ludzi. A Å›w. Łukasz napisze w Dziejach Apostolskich, że pod wpÅ‚ywem mowy apostołów serca tych ludzi “przenikaÅ‚ Duch”, inaczej mówiÄ…c, przebijaÅ‚ ich serca. Zanim pojawiÄ… siÄ™ inne charyzmaty Duch ÅšwiÄ™ty chce przebić nasze serce, wÅ‚aÅ›nie po to, że rozbić te wszystkie skaÅ‚y narosÅ‚e wokół serca, żeby przekopać te kilometry ziemi do studni Å‚aski wiary.
Często modlę się więc o taki dar przebitego serca. Kiedy czuję, że ono we mnie zamienia się w kamień, proszę Ducha Świętego, żeby je przebijał i wypalał swoim ogniem. Duch Święty ma tysiące nieprzewidywalnych sposobów na przebijanie naszych serc. Niektóre muszą być bolesne, jak każda zadana rana. Inne są drobne, a niekiedy nawet przyjemnie, ale zawsze zaskakujące.
Módlcie się często o dar Ducha Świętego jakim jest dar przebitego serca. Nie bójcie się kiedy Bóg przebija wam serce. On chce się dostać do miłości i wiary, które są rozlane w naszych sercach.
Duchu Święty przyjdź i przebijaj serca ludzi, aby wypływała z nas miłość i wiara.

Kartka z wakacji

Wróciliśmy z Rzeszowa, z ingresu Księdza Biskupa Jana. To dawny nasz rektor i biskup pomocniczy naszej diecezji. Z olbrzymią uwagą i wzruszeniem słuchaliśmy jego homilii właśnie o Sercu Jezusa i o programie na jego biskupią posługę: uczynić serce własne i serca ludzi łagodnymi i pokornymi, na wzór Serca Jezusa. Jak dobrze, że wszystko było o Jezusie, że nie padały jakieś wielkie ideologiczne hasła i programy, bo czy może być dla Kościoła inny program niż Jezusowy? Modlę się ciągle za Księdza Biskupa Jana i proszę Boga, aby dalej miał wielką wiarę w miłość i ostateczne zwycięstwo pokory, cichości i łagodności. Tak trudno w dzisiejszych hałaśliwych czasach mieć odwagę bycia jak Jezus - cichym i pokornym. Jesteśmy winni biskupowi Janowi wyrazy największej wdzięczności za jego gorliwość i służbę. Dziękuję Ci, Jezu, za niego!

Kompleks tożsamości

July 19th, 2013 by xAndrzej

Złoszczę się na siebie kiedy ogarnia mnie skrępowanie wobec rzeczy i postaw pełnych pobożności. Wielu ludzi afiszuje się wręcz ze swoimi poglądami. Dla podkreślenia stylu swojego życia i swoich poglądów potrafią głupio się ubierać, kaleczyć ciało, żeby zawiesić na nim swoje propagandowe ozdoby, tatuować duże połacie swojej skóry, żeby na zawsze wypisać swoje życiowe „credo”. A ja usprawiedliwiam się czasem, ze przeżegnanie się przed posiłkiem w restauracji albo noszenie koloratki w supermarkecie to lekki „obciach”. Skąd się w nas bierze taki kompleks pobożności? Czuję, że jest to wciąż znak tego, że wiara jest za mało moim życiem, że nie jest jeszcze rozlana na wszystko co stanowi moją codzienność. Wciąż coś chcę zostawić dla siebie, jakiś kawałem prywatności, maleńką przestrzeń na świeckość. I nie chodzi tu wcale o jakiś zewnętrzny pomysł na pobożnościowy wizerunek siebie, ale o taką wolność, która właśnie wzbudzi we mnie przekonanie, że to normalne być pobożnym i oznaczać tę pobożność na zewnątrz.
Słyszałem ostatnio jak młody ksiądz tłumaczył klerykowi, że taki biały, plastikowy listek pod szyją nie czyni go księdzem. I pewnie miał rację, ale najwyraźniej chciał zachęcić swojego młodszego współbrata do rezygnacji z noszenia stroju duchownego. Tylko po co? Czy wolność tego młodego księdza słusznie objawia się w zaniku zewnętrznego przyznawania się do tego kim się jest? Czy do takiej wolności mam wychowywać w seminarium przyszłych księży? Pytam często Boga, jak wychowywać do takiej wolności, która nie zmusza, ale jest wewnętrznym pragnieniem, jakąś wewnętrzną ambicją i dumą, żeby nie wstydzić się bycia księdzem, nie ukrywać swojego kapłaństwa.
We wtorek odprawiałem Mszę świętą u Sióstr Karmelitanek w naszym częstochowskim Karmelu. Było akurat wspomnienie Matki Bożej Szkaplerznej. Podczas Mszy kilkudziesięciu ludzi przyjęło szkaplerz – dwa brązowe kawałki materiału z wizerunkiem Serca Jezusowego i Matki Boskiej. Po nabożeństwa jakaś młoda, elegancka kobieta zapytała, czy może swój szkaplerz wymienić na nowy, bo ten stary mocno się już zniszczył. Kiedy podawałem jej nowiusieńki szkaplerz z dumą zawiesiła go sobie na szyi mówiąc: „To moja najcenniejsza biżuteria!”. „A nie tęskni pani czasem za jakimś naszyjnikiem z pereł, albo przynajmniej za złotym łańcuszkiem?” – zapytałem zaczepnie. „Pewnie byłoby mnie stać, bo Pan Bóg błogosławi i dobrze mi się w życiu powodzi, ale bez tego szkaplerza po prostu nie byłabym sobą!” – odpowiedziała spokojnie i bez żadnej egzaltacji. A mnie długo jeszcze dźwięczały w uszach jej słowa: „Nie byłabym sobą!”. Dla tej kobiety ten znak wiary jest też znakiem jej tożsamości, jej bycia sobą i dlatego nosi go dzień i noc, żeby zawsze być sobą.
Może to zwykłe przyzwyczajenie, ale po dwudziestu latach kapłaństwa też nie czuję się sobą, kiedy muszę ubrać się w świeckie, modne ubrania i iść w takie miejsca gdzie mój strój duchowny zwyczajnie nie pasuje. Mam przekonanie, że te miejsca po prostu nie są dla mnie, bo ja nie mogę w nich być sobą. Kiedy jestem w nich to narzuca mi się samo to pytanie: kim ty właściwie jesteś, skoro nie wypada ci pokazać, że jesteś księdzem?

Kartka z wakacji:

Jesteśmy już po pierwszej turze przyjęć kandydatów do seminarium. Gratulujemy i cieszymy się tymi, którzy już podjęli decyzję o wejściu na drogę ku kapłaństwu. Codziennie modlę się, żeby Pan Bóg dodał odwagi, tym których powołał.
Wróciłem z rodzinnego domu. Przy okazji odprawiłem Mszę świętą w moim kościele parafialnym i odmówiłem wyznanie wiary przy chrzcielnicy. W Roku Wiary uzyskuje się odpusty za modlitwę i wyznanie wiary w miejscu swojego chrztu. Jakoś mocno mnie to poruszyło, kiedy dotykałem chrzcielnicy. Bogu niech będą dzięki, że zanim przyszła mi jakakolwiek świadomość już Bóg mnie adoptował za swoje dziecko.
Od ubiegłej niedzieli biegam trochę po szpitalach. Mieliśmy kilku chorych i mnie samego też trochę połamało. I pomyśleć, że w ubiegłą niedzielę była ewangelia do Dobrym Samarytaninie. Kończyła się ona konkretnymi słowami: „Idź i ty czyń podobnie!” Rozglądałem się w niedzielę, gdzie może leżeć jakiś obity człowiek i po południu Pan Bóg dał kilku takich ludzi pod opiekę. Ewangelia jest zdumiewającą konkretna! Tylko trzeba ją dosłownie potraktować.
Dziewczyny z Rio piszą mi co jakiś czas sprawozdania z pobytu. Tęsknie za byciem z młodymi. Musi mi już wystarczyć miłość, modlitwa, tęsknota i solidarność z młodymi. Choć i tak ciągle czuję, że jeszcze przyjdzie czas kiedy Bóg mnie wśród nich postawi.
Serdecznie pozdrawiam z wakacji, które spędzam we własnym domu. Dobrze może czasem spojrzeć na swój dom w wakacyjnej atmosferze.
Wszystkim Czytelnikom, Przyjaciołom i naszym Klerykom ofiaruję swoje modlitewne czuwanie przed Panem.

Wakacje wiary w Roku Wiary

July 10th, 2013 by xAndrzej

Jak refren powtarzam klerykom, że takimi będą księżmi, jakimi są klerykami podczas wakacji. Seminaryjne życie, wspólne modlitwy, zajęcia, prace, robienie tego wszystkie co robią inni nie do końca pokazuje prawdę o mnie. Może to wszystko być dobrym znakiem na przystosowanie. Umiemy się przystosować do wymagań, do przyjętego stylu życia, do bycia w sieci razem z innymi. Wakacje to czas egzaminu mojego życia wiarą w warunkach wolności, braku kontroli i własnych wyborów. Wiara owocuje życiem, przekłada się na moją kulturę i wybory, a przede wszystkim na moje świadectwo. Wakacyjny czas to niesamowita szkoła rozeznawania duchów. Duch porusza nasze sumienie poprzez różne odczucia. Kiedy czujemy się wyzwoleni z kieratu duchownego stroju i mamy ochotę wziąć sobie urlop od kapłaństwa musimy się przyznać, że kapłaństwo niepostrzeżenie staje się dla nas zwykłą rolą do odegrania, może całkiem porządnie wypełnianym zawodem, ale już nie życiem. A Bogu obiecaliśmy przecież życie! Nawet na wakacjach!
Podobnie jest z każdym człowiekiem wierzącym. Wiara nie jest przypisem do życia, ale jest życiem. Święty Paweł bardzo wyraźnie rozróżniał w swoim życiu jakby dwa etapy: życie w ciele i życie wiary. Po swoim nawróceniu i radykalnym zawierzeniu Jezusowi wyznawał z całą pewnością, że choć dalej musi prowadzić życie w ciele, jest już nowym człowiekiem, ma nowe życie i jest to życie wiarą. Za sobą zostawia starego człowieka, stare życie i biegnie do przodu, czyniąc niby to samo ale inaczej. Dalej musi jeść i pić, pracować i odpoczywać, spać i chodzić, spotykać się z ludźmi i ubierać się ale od czasu nawrócenia robi to wszystko już nie ze względu na siebie, ale na Chrystusa, bo choć żyje wciąż Paweł, to tak naprawdę, żyje w nim Chrystus. Wiara Pawła nie była dołożeniem do starego życia, jakiś nowych elementów, okraszeniem świeckości jakąś dodatkową dawką pobożności. Zmieniło się całe jego myślenie, poprzestawiały się całkowicie jego priorytety, odmienił się styl jego życia i treść jego myślenia. We wszystkim chciał być in Christo!
W wakacyjnej wolności doskonale wypełnia się moje osobiste wyznanie wiary. Tym razem nie chodzi o publiczną deklarację podczas zorganizowanych uroczystości, ale o codzienność życia w wierze, kiedy chcę żyć wiarą, choć nie muszę, kiedy sam przed sobą świadczę o tym, jak dalece już Chrystus i jego Ewangelia stały się całym moim życiem, takim bez urlopu, choć w słońcu i w odpoczynku, choć poza miejscem służby czy formacji i w większej prywatności. To ciekawe, że czasem bardziej chodzi o to, żeby najpierw przed samym sobą przyznać się do Jezusa, zanim przyznamy się do Niego przed innymi.

Winda do nieba

July 9th, 2013 by xAndrzej

Życie jest proste tylko my jesteśmy potwornie skomplikowani. Dlatego też ulubioną postawą Boga jest pokora, a cechą złych duchów jest cwaniactwo i hipokryzja. Bóg jest zainteresowany moją czystością, bo w czystości nie ma nic brudnego, nie ma nic do ukrycia. Czystość nie boi się światła, bo ono harmonijnie odbija się w czystości i jeszcze bardziej wzmacnia jej blask. Każdy grzech prowokuje mnie do ukrycia, do ucieczki od światła, żeby tylko świat nie zobaczył moich brudnych myśli, nieprzyjemnych emocji i nieczystych pragnień. Ma rację papież Franciszek, że my, grzesznicy, skazani jesteśmy na smutek, jeśli tylko dajemy przyzwolenie na grzech i nosimy go w sobie bez zdecydowanego oddania go Bogu. Każdy z nas jest grzesznikiem, ale każdemu z nas daje Bóg nieustanną szansę na przebaczenie. To znowu jest takie proste, tylko my, ludzie, podchodzimy do tego w bardzo skomplikowany sposób. Przychodzi mi na myśl biblijna scena uzdrowienia chorego w wodach Jordanu. Przyszedł z daleka ze swoim bólem, myślał, że prorok w imieniu samego Boga będzie wypowiadał tajemne słowa i czynił mnóstwo skomplikowanych gestów. Tymczasem wystarczyło wejść do rzeki, obmyć się i wyjść zdrowym. Nie mieściło mu się w głowie, że przez prosty gest może być uleczony ze swojego skomplikowanego bólu i choroby.
Zdarza mi się w skomplikowany sposób myśleć o uzdrawianiu świata, Kościoła i mnie samego. Gotów jestem napisać całą mądrą koncepcję na naprawienie świata, a Bóg się z tego śmieje i wciąż pokazuje mi najprostsze lekarstwa na ból, na grzech, na konflikty i poranienia.
W ostatnią niedzielę miałem szczęście być w wielkiej grupie kapłanów, którzy odprawiali Mszę świętą pod przewodnictwem Ojca Świętego Franciszka. Onieśmiela mnie jego wolność i prostota w głoszeniu Ewangelii przez słowa i gesty. Kiedy papież komentował niedzielny fragment z proroka Izajasza i na naszych oczach rozważał, co to znaczy, że Bóg nas pociesza, zaczął nagle się kołysać, uśmiechać się i mówić z olbrzymią radością w głosie, że Bóg jest dla nas jak matka, która kołysząc swoje dziecko pociesza je w smutku i w poczuciu zagrożenia. Kołyszący się papież, zachwycony przypomnieniem sobie prawdy o pocieszającym nas Bogu stał się dla mnie nowym prorokiem radości i nadziei. Chciało mi się kołysać razem z nim, żeby całe moje ciało zrozumiało, że w każdej chwili mojego życia, a szczególnie w jego najtrudniejszych momentach Bóg, pociesza mnie, jak najwspanialsza matka. Nie mam powodów do rozpaczy, nie muszę się bać życia, służby, misji - bo jeśli tylko będę pełnił wolę Boga, to On mnie weźmie w ramiona i gdy będzie mi ciężko, zajmie się mną jak matka małym dzieckiem. Tylko trzeba wejść w ramiona Boga!
Bardzo często wracam do doświadczenia świętej Tereski. Jako młoda, krucha dziewczyna nosiła w sobie jakieś paradoksalne zderzenie się wielkich pragnień oddania wszystkiego dla Boga ze swoją ludzką słabością i bezradnością. I wtedy właśnie po raz pierwszy w życiu zobaczyła windę. Ona, słaba, chorowita Tereska, która marzyła, żeby dostać się na szczyty świętości, nagle zrozumiała, że nie musi wdrapywać się na wielkie góry o własnych siłach, że jest inny, doskonalszy sposób, że jest taka Boża winda do nieba, którą jest Jezus! Wystarczy wszystko włożyć w ramiona Jezusa, a On podźwignie to wszystko ku niebu.
Jest taka winda, która nas, słabych, grzesznych i skomplikowanych ludzi może w łatwy sposób przenieść w przestrzeń nieba - to są ręce Jezusa. O tym właśnie prorokował Izajasz, że ręce Boga będą pocieszać lud, jeśli tylko swoje życie złoży w te ręce. Bóg będzie wtedy jak kochająca matka kołysząca pod sercem swoje małe dziecko. Wystarczy tylko dać się włożyć w ręce Boga - to takie proste, a dla nas niekiedy takie bardzo skomplikowane.

Kartka z wakacji
Wróciliśmy wczoraj z Rzymu. Byliśmy tam razem z diakonami na pielgrzymce seminarzystów, nowicjuszy, nowicjuszek do grobu św. Piotra. Nie sposób opowiedzieć wszystkich przeżyć. Duch Święty cudownie buduje Kościół tak jak chce i wbrew naszym ludzkim oczekiwaniom i prognozom. Olbrzymie wrażenie zrobiła na mnie postać Ojca Świętego Franciszka. Jego słowa i gesty są jednocześnie pełne nadziei i pocieszenia, ale też upomnienia o powrót do życia zgodnego z Ewangelią. Dalej więc kocham Kościół i nadziwić się nie mogę jak bardzo kocha go Bóg i jak nim steruje.
W seminarium modlę się nieustannie o nowych kandydatów. Każde wakacje są dla mnie wielkim wołaniem do Pana żniwa o nowych robotników. Nie mamy innego sposobu na powołania jak tylko żarliwa modlitwa do Boga.
Byłem też dziś na dworcu, żeby pożegnać trzy osoby wyjeżdżające do Rio na Światowe Dni Młodzieży. Błogosławiłem ich na drogę i byłem pełen podziwu, bo z naszej starej ekipy pasjonatów Światowych Dni Młodzieży te trzy osoby trwają do końca w wierności pielgrzymowaniu młodych z Ojcem Świętym.