Go to content Go to navigation Go to search

Pracowita świętość

July 31st, 2014 by xAndrzej

To oczywiste, że świętość to przede wszystkim i najpierw olbrzymi dar z nieba, szczególna łaska dana ludziom, aby mogli chodzić po ziemi mając niebo w sobie. Świętość zaczyna się pewnie od niespodziewanej eksplozji łaski, jakiegoś mocnego uderzenia, czy pęknięcia od którego zaczyna się nowe życie.
Kiedy jednak gÅ‚Ä™biej wchodzÄ™ w życiorysy Å›wiÄ™tych to Å‚atwo zauważam, że Å›wiÄ™tość to również ogromna praca. Wystarczy poczytać Å›w. PawÅ‚a, żeby zobaczyć jak siÄ™ trudzi dla Ewangelii, ile znosi cierpieÅ„ i jak ciężko pracuje, żeby być wszystkim dla wszystkich, a żeby dla nikogo nie być ciężarem. Gorliwość aż do wycieÅ„czenia towarzyszy Å›w. Franciszkowi. Ktokolwiek myÅ›li, że jego życie byÅ‚o Å‚atwe i wolne od obowiÄ…zków ten w ogóle nie zna Å›w. Franciszka. Åšw. Dominik caÅ‚e noce spÄ™dzaÅ‚ na modlitwie, a w dzieÅ„ wÄ™drowaÅ‚ setki kilometrów, żeby ludziom gÅ‚osić kazania. Z przerażeniem przypominam sobie rozkÅ‚ad dnia Å›w. Jana Marii Vianneya. KilkanaÅ›cie godzin spowiadania, kilka godzin modlitwy i tylko szczÄ…tkowe chwile na odpoczynek i byle jakie jedzenie. Matka Teresa z Kalkuty wstawaÅ‚a bardzo wczeÅ›nie rano i staraÅ‚a siÄ™ wykorzystać każdÄ… chwilÄ™ czasu, żeby chwalić Pana i czynić miÅ‚ość najuboższym. “Czas to miÅ‚ość”- mawiaÅ‚ pracowity Prymas TysiÄ…clecia.
Prawdziwa świętość jest ogromnie pracowita. A przynaglenie do tej wielkiej pracy daje miłość do Jezusa.

Śledzę na odległość to co dzieje się na Przystanku Jezus. Miałem w tym roku tam być, ale nic z tego nie wyszło. Czytam więc wszystkie możliwe teksty z tego spotkania, oglądam zdjęcia i wspieram modlitwą. Najbardziej uderzyło mnie wezwanie do przebudzenia duchownych. O ile przez wiele lat mówiliśmy, że trzeba obudzić śpiącego olbrzyma, jakim są świeccy w Kościele, tak teraz zaczynamy mówić, że kapłani nie nadążają za grupami świeckich zaangażowanych w odnowę życia duchowego i w nową ewangelizację. Czy rzeczywiście my, kapłani, przesypiamy czas nowej ewangelizacji? Pewnie jak zawsze, jest to spore uogólnienie, ale coś jest na rzeczy. Obudzić kapłanów do nowej ewangelizacji, do nowego zapału w ich kapłańskiej służbie to zawsze bardzo aktualne wezwanie. Oby naszej kapłańskiej drodze do świętości nie przeszkodziła duszpasterska drzemka i upodobanie do świętego spokoju, bo świętość nie jest spokojna, jest niesłychanie pracowita.

Uczeń misjonarz

July 30th, 2014 by xAndrzej

Pogadałem sobie dzisiaj trochę z misjonarzem z Kazachstanu. I to w momencie kiedy cały czas myślę o naszej misyjności, o ewangelizacji i świadczeniu o Jezusie. Od czasu lektury dokumentów z Aparecidy nie umiem inaczej myśleć o sobie, o moich braciach w kapłaństwie i wszystkich ochrzczonych jak tylko przez określenie uczeń misjonarz. Fundamentem nawrócenia pastoralnego całego Kościoła jest na nowo odkrycie swojej tożsamości ucznia i misjonarza. Utknęliśmy gdzieś pośrodku. Wydaje nam się, że już bardzo dużo wiemy, doskonale się na wszystkim, co kościelne, znamy i zatracamy zdolność bycia uczniem. Wygoda, w miarę spokojne i dostanie życie sprawiają natomiast, że misyjność i misjonarzy umieściliśmy dla świętego spokoju już tylko w Afryce i Azji. Coraz częściej jednak dopada nas niepokój o Kościół, który jest blisko nas, a który zaczyna pustoszeć i okazuje się czasem tak płytki, że nawet drobny deszcz świata zmywa z nas odwagę do czytelnego świadectwa, do stawania po stronie Chrystusa. Ten niepokój o Kościół, o wiarę własną i cudzą, to jest wyraźne wołanie Ducha Świętego, abyśmy stali się misjonarzami we własnych środowiskach.
Na modlitwie pytałem dziś trochę Boga jak to zrobić, żeby być skutecznym misjonarzem? W odpowiedzi Jezus przypomniał mi rozmowę z Nikodemem. Mam wiele wspólnego z Nikodemem. Jestem faryzeuszem, dostojnikiem kościelnym ( nie wiem czy prałat i rektor seminarium to już dostojnik kościelny, ale chyba coś w tym stylu?) i mam swój wiek - nie jestem już młody. Zrozumiałem natychmiast, że Jezus nie chce mi pokazać gotowych metod, nie da mi podręcznika technik nawracania ludzi, ale każe mi się na nowo narodzić i to z Ducha Świętego. Nawet mój wiek nie ma znaczenia w obliczu ponownych narodzin w Duchu Świętym i wywyższeniu Jezusa. Wołać o Ducha i na pierwszym, najwyższym miejscu postawić Jezusa - to są fundamenty ucznia misjonarza. I choćbym miał najnowocześniejsze środki, znałbym wszystkie mądre koncepcje pastoralne, miał największe menadżerskie i organizacyjne zdolności i taką kasę, że wybudowałbym za nią największe kościoły, a nie miałbym Ducha i od siebie uzależniłbym skuteczność swojej misji nie byłbym misjonarzem Jezusa.
“Jestem sam jeden i sÄ… ze mnÄ… jeszcze dwie bezhabitowe siostry. To wszystko na miasto, które liczy ponad dwieÅ›cie tysiÄ™cy ludzi. Ale katolików jest może z 30. Reszta to muzuÅ‚manie, prawosÅ‚awni, protestanci i zdecydowana wiÄ™kszość niewierzÄ…cych. Mocno wierzÄ™, że to wszystko nie przekracza możliwoÅ›ci Boga i dlatego wierzÄ™, że jeÅ›li Bóg zechce to nawróci caÅ‚e to miasto” - mówiÅ‚ mi dziÅ› ten mÅ‚ody misjonarz z Kazachstanu. A dalej z zachwytem opowiadaÅ‚, jak w jego ubogie Å›rodki wchodzi Bóg udzielajÄ…c Ducha tej maÅ‚ej wspólnocie, udzielajÄ…c wiele nadzwyczajnych darów, o których nawet on, jako ksiÄ…dz, miaÅ‚ maÅ‚e pojÄ™cie. Każdego dnia ta maÅ‚a wspólnota katolików adoruje przez godzinÄ™ NajÅ›wiÄ™tszy Sakrament i odprawia nabożeÅ„stwo różaÅ„cowe. Tak jest codziennie, przez caÅ‚y rok, obok codziennej Eucharystii. A jak jest u nas? A jak jest ze mnÄ…? Jak mogÄ™ stać siÄ™ misjonarzem Jezusa, bez codziennego spotkania siÄ™ z Jezusem?
Wieczorną modlitwę odmawiałem w intencji misji i misjonarzy, w intencji nas wszystkich, którzy jako chrześcijanie, musimy sobie przypomnieć nasze dwa ważne imiona: uczeń - misjonarz.

Zbutwiały pas

July 28th, 2014 by xAndrzej

LubiÄ™ te wszystkie obrazy przez które Bóg mówi do proroków. Dzisiaj Jeremiasz otrzymaÅ‚ obraz pasa, który raz miaÅ‚ zaÅ‚ożyć na biodra, a innym razem wÅ‚ożyć w rozpadlinÄ™ skalnÄ…. Kiedy trzymaÅ‚ go na biodrach pas utrzymywaÅ‚ go w wiernoÅ›ci Panu, a kiedy wydobywaÅ‚ go z rozpadliny skalnej, lniany pas byÅ‚ zbutwiaÅ‚y i do niczego siÄ™ nie nadawaÅ‚. Podstawowym warunkiem wiernoÅ›ci Bogu jest czuwanie, posÅ‚uszeÅ„stwo i duchowa dyscyplina. To sÄ… wszystko symbole pasa, którym musimy przewiÄ…zać nasze biodra, abyÅ›my siÄ™ nie rozwalili w życiu. Rozpadlina skalna to przecież symbol nie tylko rozkÅ‚adu samego pasa, ale też rozpadniÄ™cia siÄ™ nas samych, naszej wewnÄ™trznej jednoÅ›ci. Rozwalamy siÄ™ czasem nie ze zÅ‚ej woli, ale z gnuÅ›noÅ›ci, lenistwa i ospaÅ‚oÅ›ci. “Niech bÄ™dÄ… przepasane wasze biodra i zapalone wasze pochodnie” - mówi Pan.
Nawet w taką pogodę jak dzisiaj, kiedy upał wypala w nas energię i zmusza do chowania się w cieniu, nie możemy zdjąć pasa z bioder i odłożyć go na bok. Wakacje, choć są koniecznym czasem odpoczynku, nie mogą być wakacjami od Boga. Przeciwnie, trochę mniej zajęć zewnętrznych powinno nam dać okazję do większej komunii z Bogiem. W Bogu naprawdę odpoczywa się idealnie.

Byłem dziś u małych dzieciaków w domu dziecka. Ponad czterdziestka maluchów z poplątanym na starcie życiorysem. Rozwalone matki i ojcowie, rozwalone rodziny, i co najgorsze, w wyniku ich wewnętrznego porozwalania - bieda tych dzieci, które często nie będą się już umiały poskładać. Każdego człowieka, który tak gładko mówi o aborcji, każdą parę małżeńską, która nie walczy o jedność i korzysta z łatwizny rozwodu, każdego człowieka, który w imię własnej wolności nie umie być odpowiedzialnym ani za siebie ani za innych, zamknąłbym w tym domu dziecka, żeby zobaczyli te cudowne dzieciaki z ogromnym pragnieniem życia i z rączkami żebrzącymi o miłość. Tak panicznie boimy się dziś prawa Bożego, węzłów małżeńskich, wewnętrznej dyscypliny i pracy nad sobą, tego biblijnego pasa na biodrach, przez co życie nam butwieje.
Kolejny już raz mogłem pobłogosławić małego chłopca. Ma trzy miesiące i jak byłem ostatnio, przywieźli go właśnie ze szpitala. Matka go urodziła i uciekła. Modlę się za tę kobietę i myślę z bólem, jak jej życie musi być rozwalone, że nie umie tego wszystkiego poskładać. A wszystko przez to, że zamiast trzymać pas na biodrach, wyrzucamy go w rozpadliny skalne, łudząc się, że bezgraniczna wolność, pogoń za przyjemnością i wygodą dadzą nam szczęście. Tylko, że zamiast być szczęśliwymi coraz częściej jesteśmy zbutwiali i rozwaleni.
Bóg wybaczy nam wiele, ale nie wiem, czy będzie umiał wybaczyć nam krzywdy zadane dzieciom, i to tym najbardziej bezbronnym i słabym?

Rachunek za światło

July 27th, 2014 by xAndrzej

W ramach wolniejszego, niedzielnego przedpołudnia i krótkiego odpoczynku po rekolekcjach ze Wspólnotą Rodzin Emaus jednym tchem przeczytałem wspomnienia o Matce Teresie z Kalkuty. Jej autor, ks. Leo Maasburg był ostatnio w naszym seminarium podczas spotkania wspólnoty Emmanuel.
Z bardzo wielu wydarzeń z życia tej siostry od najuboższych z ubogich zatrzymałem w pamięci jedno. Matka Teresa cieszyła się, że kiedy stanie na sądzie przed Panem nie będzie miała grzechu mówienia źle o innych. Nauczyła ją tego jej matka. Kiedy w dzieciństwie mówiła o kimś źle, matka za karę wyłączała prąd. Miało to uświadomić tej małej dziewczynce, że jak ktoś nie widzi w drugim światła, to sam tkwi w ciemnościach i nie opłaca się dla niego płacić za prąd.
Gdyby tak podchodzić do naszego złego mówienia o innych w bardzo wielu domach i w bardzo wielu plebaniach nie byłoby światła. To wielka sztuka widzieć w każdym człowieku dobro. Na tym chyba polega miłość Jezusa do nas. Dla Niego kochać to znaczy wiedzieć światło w drugim, to światło, które nosimy w sobie jako dar łaski w nas. Jak łatwo, mając w sobie światło, wpychamy się w ciemności. Ludzie bardziej umiłowali ciemność. Nawet całkiem pobożni ludzie! Ile to razy wpychamy się w ciemność lęku, poczucia winny, nieustannego narzekania i przeklinania. Ile razy sami siebie wpychamy do piekła przez smutek, brak przebaczenia, niewiarę w siebie, widzenie wszędzie i we wszystkich samego zła. Sami sobie wyłączamy prąd, kiedy na świat patrzymy tylko przez pryzmat ciemności, wyliczając grzechy świata i wszelkie możliwe zagrożenia. A przecież Jezus, nasz Pan, jest Światłością świata! Bez Jezusa wszytko jest ciemne. Bez Niego, sami pogrążeni w ciemnościach, widzimy w innych tylko ciemności. Pełne miłości światło Chrystusa nie oślepia naszych oczu na istnienie grzechu, ale rozświetla nasz grzech pewnością zwycięstwa nad nim i zdolnością do nawrócenia.
Dobrym mówieniem o innych i do innych spłacam Bogu rachunek za światło, bo On po to mi daje łaskę, żebym widział Go w drugich.

Bóg jest z nami

July 16th, 2014 by xAndrzej

W naszych seminaryjnych ogrodach trwa Forum Młodych zorganizowane przez wspólnotę Emmanuel. Seminarium zapełniły rodziny z małymi dziećmi. To niecodzienny widok, kiedy poważne, seminaryjne mury wypełnia ruchliwa ciekawość i radość dziecięcych głosów. Nasz wielki refektarz pełen jest dzieci. Wierzę mocno, że przynoszą nam one szczególne błogosławieństwo. Jezus prosi, abyśmy pozwolili dzieciom być w Kościele. Kościół pełen dzieci ma przyszłość, bez nich jest jak starsza pani, lub jak to mówił ostatnio papież Franciszek - zamiast być matką, Kościół staje się babcią. Emmanuel - Bóg jest więc z nami w tych małych dzieciakach. Jest też w sporej grupie ludzi młodych.
Już drugi raz stykam się z duchowością tej wspólnoty. Najbardziej fascynuje mnie w niej pokora, prostota i całkowite oparcie w Eucharystii. Główną częścią każdego spotkania jest adoracja Najświętszego Sakramentu. W naszych ogrodach przez cały dzień stoi namiot, w którym wystawiony jest Najświętszy Sakrament. Zawsze grupka ludzi klęczy tu i wchodzi w głęboką relację z Jezusem.
Podoba mi się też jakieś wielkie oparcie się na Bożej miłości, radości i pokoju. Każde nauczanie i modlitwy to wielkie uwielbienie Boga i rozważanie o tym, jak pozytywnie głosić Jezusa ludziom. Nie ma tu emocjonalnych modlitw o uwolnienia i choć mówi się o grzechu i zagrożeniach w świecie, nie one stanowią główny przedmiot zainteresowań. Najważniejsze jest radosne głoszenie Ewangelii. Tam gdzie jest Ewangelia i Jezus tam dokonuje się przecież egzorcyzmowanie świata. Koncentracja na Jezusie ma już wystarczającą moc uzdrowienia. Nie możemy świata przeklinać, ale mamy pomóc Jezusowi zbawiać świat przez orędzie miłości i przez błogosławieństwo. Emmanuel - Bóg jest z nami.
CzerpiÄ™ dla siebie jak najwiÄ™cej z tych duchowych darów tego spotkania. PojawiajÄ… siÄ™ u nas też ludzie, którzy mogÄ… być prawdziwymi nauczycielami radosnego i miÅ‚osnego ewangelizowania Å›wiata. Wczoraj poznaÅ‚em Martine Catta - współzaÅ‚ożycielkÄ™ wspólnoty Emmanuel. Ciekawie jest poznać kogoÅ›, kto u boku niesamowitego Piotra Goursat podejmowaÅ‚ ten niesamowity charyzmat w KoÅ›ciele. Ma też być obecny ksiÄ…dz Leo Maasburg z Austrii, który dÅ‚ugie lata pracowaÅ‚ razem z bÅ‚. MatkÄ… TeresÄ… z Kalkuty. Do tego wszystkiego Å›wiadectwo dajÄ… mÅ‚odzi ludzie, zaangażowani w szkoÅ‚y nowej ewangelizacji z Polski, Francji, WÅ‚och, Czech. Mamy wiÄ™c “pod nosem” prawdziwÄ… szkoÅ‚Ä™ gÅ‚oszenia Jezusa współczesnym ludziom. Szkoda tylko, że tak maÅ‚o księży i osób Å›wieckich z CzÄ™stochowy korzysta z daru tego spotkania. Ufam jednak, że sama obecność tych ludzi, ich Å›wiadectwo, modlitwy uwielbienia, a nade wszystko adoracja NajÅ›wiÄ™tszego Sakramentu sprawi, że Bóg jeszcze bardziej bÄ™dzie z nami, żeby nas mobilizować do szukania ludzi dla Jezusa.

Nowa czy lepsza ewangelizacja?

July 14th, 2014 by xAndrzej

Nie wszystko co nowe jest dobre. Może bardziej nam powinno zależeć na lepszym życiu niż na nowym życiu? Miewam czasem pokusę, że w nowym miejscu, z nowymi ludźmi, w nowych okolicznościach wszystko będę robił lepiej i nie widzę, że tyle dobra mogę zrobić tu, gdzie teraz jestem. Jest chyba coś takiego jak pokusa nowości? Dziś zresztą, mało jest rzeczy, które naprawiamy. Wyrzucamy zwykle stare i kupujemy nowe. Ogarnia nas mania nowości. W technicznym świecie wszystko szybko się starzeje. I pewnie dlatego przeraża nas starość. Ale człowiek nie jest rzeczą i jego wartości nie wolno mierzyć nowością czy starością. W Biblii nowy człowiek to nie jakiś oryginał, który zerwał z tradycją i zaczął tworzyć nową kulturę, ale człowiek, który zerwał z grzechem i stał się przyjacielem Chrystusa. To człowiek na tyle nowy, na ile stał się lepszy. Dlatego Kościół traktuje w ścisłej łączności Stary i Nowy Testament i uczy, że ten Nowy zawiera się w Starym, a Stary można tylko zrozumieć z perspektywy Nowego.
Nowoczesny ksiądz to nie ten bez koloratki i ubrany całkowicie po świecku, ale ten, który mocno wierzy, że ta stara Ewangelia, którą głosił Jezus ponad dwa tysiące lat temu mam moc i daje życie również dzisiaj. Nowy ksiądz, to niekoniecznie ten jeżdżący najnowszym modelem samochodu i posługujący się nowoczesnym sprzętem komputerowym, ale ten, który jeśli ma nowe rzeczy to tylko po to, żeby skorzystać z nich do głoszenia Jezusa. Nowoczesny duszpasterz to nie zawsze ten, który jest świetnym menadżerem i który potrafi świetnie zorganizować masową imprezę, ale ten, który i dzisiaj potrafi na kolanach wpatrywać się w Najświętszy Sakrament, żeby usłyszeć co na dziś mówi Duch Święty do Kościoła i który wierzy, że i dziś Słowo Boże ma taką moc, że samo wystarczy i nie potrzebuje bogatych środków, żeby głosić Ewangelię - wystarczy mu proste, ale głębokie spotkanie z ludźmi na dzieleniu się Słowem Bożym. Nowoczesny ksiądz to wcale nie ten, który sili się na własną teologię, żeby nie być posądzonym o zbytnią lojalność wobec Kościoła, ale ten, który w dzisiejszym zamęcie poglądów potrafi nauczać z przekonaniem, że jemu się nie wydaje, ale że jest pewny, że Jezus jest Panem i Zbawicielem wszystkich ludzi. To nic, że świat będzie mówił o księdzu, że jest staroświecki, bo siedzi w konfesjonale, pobożnie odprawia Mszę święta, wierzy w wielkie znaczenie celibatu, kieruje się Dekalogiem, jest posłuszny papieżowi i nie nadąża za modą i postępem w świecie. Ksiądz nie musi być postępowy, bo postępowy może być też paraliż.
To samo myślę sobie o nowej ewangelizacji. Czy ona zawsze i za wszelką cenę musi być nowa? A może po prostu chodzi o to, żeby była lepsza? Żebyśmy nie wszystko robili w Kościele od nowa, ale to co jest dobre, robili lepiej.

Między zasiewem a żniwami

July 13th, 2014 by xAndrzej

Żniwa mimo tego, że wymagają olbrzymiego wysiłku, mają w sobie więcej atrakcji, niż czas zasiewu i wzrostu. Kilka dni temu chodziłem między polami zbóż i z wielką radością liczyłem ile ziaren jest w jednym kłosie pszenicy. Patrząc na kłosy można już widzieć jakie będą plony. Inaczej jest z zasiewem. Trzeba siać i nie wiadomo, ile ziaren wybije się w roślinę i wyda plon. Trzeba siać i nie wolno się poddać myślom o tym, że może nie wyrosnąć, że może się nie udać. Trzeba siać z olbrzymią cierpliwością i pokorą wobec wzrastania. Trzeba siać i pracowicie pilnować swojego pola, żeby ptaki nie wydziobały ziaren, żeby chwasty nie zagłuszyły wydostających się z ziemi delikatnych roślinek zbóż, żeby ziemia tak nie stwardniała, że nawet wielka siła życia nie zdoła przebić się przez tę skałę. Mamy sporo roboty wokół ziaren. To jest chyba największe nasze zadanie, które w języku służby Bożej nazywa się gorliwością. Oto Siewca sieje ziarno! Robi wręcz to bez roztropności - z wielką rozrzutnością i bez czekania na przygotowanie żyznej gleby. Bóg sieje, a od nas zależy jaką staniemy się ziemią dla tych ziaren. Między zasiewem a żniwami jest sporo czasu. Nie można chcieć od razu mieć żniwa. Nie można rośliny ciągnąć za liście, żeby szybciej rosła, kwitła i wydawała owoce. Za szybko chciałbym coś osiągać i czegoś doświadczać. Świat zewnętrzny podkręca tempo i żąda natychmiastowych sukcesów. Jak trudno nam czasem to tempo świata przestawić na tempo królestwa Bożego, które jest jak ziarno. Nawet w życiu wiary, po szalonym i intensywnym w emocje tempie nawrócenia i przebudzenia duchowego przychodzi czas spokojnego wzrastania, aż do żniw. Bóg daje najpierw mleko, a potem pokarm stały. W języku Ojca Pio była mowa o tym, że Bóg najpierw daje cukierki, a potem razowy chleb. Wszystko po to, żebyśmy nie byli dziećmi, którymi miotają fale, które gonią za przyjemnościami i atrakcjami bez myślenia o prawdziwym owocowaniu.

Najpiękniejsza góra jest w Częstochowie

July 12th, 2014 by xAndrzej

Tatry są piękne. Może jeszcze piękniejsze i wyższe są inne góry? Nie mam jednak wątpliwości, że najpiękniejsza góra jest w Częstochowie. Nie chodzi o jakieś estetyczne walory, ale o duchową moc i Bożą obecność. Bóg nam to potwierdza, że wybiera sobie takie miejsca, w których działa wyjątkowo mocno. Ludzie czują to działanie i dlatego tak licznie przychodzą na te miejsca święte. W sumie chyba nie umiałbym wyobrazić sobie mojej duchowej drogi bez Jasnej Góry. Doskonale też rozumiem setki tysięcy ludzi, którzy pieszo idą kawał drogi, czasem w deszczu i niewygodzie, żeby być tutaj i spotkać się z Bogiem w domu Jego Matki. Gdzie można najpewniej spotkać Syna jak nie u Matki?
Spędziłem ostatnią noc na czuwaniu przed Cudowną Ikoną Maryi. To niesamowite móc z bliska i długo wpatrywać się w Jej wizerunek. Nie zachwyca mnie w nim bogato zdobiona suknia, ani wszelkie najcenniejsze oprawki. Choć one mnie wcale nie gorszą, bo jak ktoś kocha to chce ofiarować kochanej osobie najcenniejsze dary. Zachwyca mnie zmęczona i poraniona twarz Maryi. Bije z niej miłość pomimo zranienia. Ona nie jest jak młoda, beztroska dziewczyna, ale jak Matka, która tym więcej cierpi im więcej kocha. Tak jak Ewa była szczytem stwórczego działania Boga, tak Maryja stała się szczytem i wzorem człowieka wybranego i odkupionego przez Jezusa.
Jasna Góra jest najpiękniejszą górą dzięki pięknu Maryi, bo kobieta jest stworzona do piękna. Dziwię się kobietom, które nie chcą być piękne, które wybierają duchową brzydotę, zasłaniając ją czasem sztucznym makijażem.
Ta góra jest największym zwycięstwem człowieka, bo jest zwycięstwem Maryi nad grzechem. Wcale nie jest łatwo zwyciężyć grzech! Każdy z nas wie o tym aż do bólu. Udajemy czasem siłaczy, a nie umiemy sobie poradzić z maleńkimi grzechami. Wydaje nam się, że jesteśmy panami, a tak naprawdę stajemy się niewolnikami grzechu. Ta pokorna kobieta z Nazaretu zwyciężyła Szatana, a tyle dzisiejszych kobiet daje się przez niego zniewolić.
Szczytem osiągnięć Maryi jest Jej macierzyństwo. Co może być największym spełnieniem kobiety, jak nie to, żeby stać się matką? Największym znakiem kryzysu świata jest kryzys macierzyństwa. Jeśli kobieta nie chce być matką, jeśli matka potrafi zabić lub porzucić swoje dziecko to świat traci nadzieję i traci przyszłość.
Jest jeszcze mnóstwo innych powodów dla których kocham Jasną Górę, ale najważniejszym z nich jest Ona - Matka mojego Pana.

Bliżej nieba

July 11th, 2014 by xAndrzej

Bliżej nieba
Niedziela, 6 lipca 2014r.
No i na tydzień wylądowałem w Zakopanem. Zamierzam chodzić po górach, niewiele czytać, a więcej się modlić. Nie umiem określić tego rodzaju modlitwy. Jest ona przede wszystkim zachwytem nad Stwórcą. Już od Nowego Targu, kiedy za szybą samochodu ukazały się szczyty Tatr poczułem się bliżej nieba. I pomyśleć, że jeszcze rano, na Mszy świętej w mojej rodzinnej parafii ( na kompletnej mazowieckiej równinie) mówiłem o rodzajach radości, w tym również i o radości z zachwytu na przyrodą. Czy ludzie potrafią się dziś zachwycić i czerpać radość z przyglądania się naturze? Czy technika nie wykradła z nas tego podziwu nad pięknem przyrody? Muszę zdobyć wysokie szczyty, żeby z nich wołać do Boga w intencji świata, Kościoła i tylu konkretnych spraw, które przeżywają bliscy mi ludzie. Choć pewnie jestem mocno oszczędny w składaniu ludziom wizyt i wyrazów pamięci to jednak noszę ich wszystkich w sercu i rozmawiam o nich z Bogiem. Będę też szturmował niebo w intencji powołań, żeby ci, którzy ciągle boją się powiedzieć Bogu tak – nabrali odwagi.
Towarzyszem moich wędrówek będzie Duch Święty. Czuję Go w każdym tchnieniu wiatru, tam, gdzie wśród gołych skalnych wierchów jest tylko wiatr. Na szczycie gór nie można się ukryć przed wiatrem, a do tego wszystkiego widok ze szczytu zapiera dech w piersiach i daje pełne doświadczenie prawdy, że nad ziemią unosi się Duch. Potrzebuję więcej Ducha, dużo więcej! Ostatnio wpadło mi do ucha kilka myśli Małej Arabki, właśnie o Duchu Świętym, który pragnie być codziennie czczony przez nas, a w zamian za to daje nam nieprawdopodobną odwagę i moc. Przyjdź, Duchu Święty! Przyjdź do moich zmagań z fizyczną słabością, do moich myśli, aby w całości zamieszkały w Sercu Jezusa, do mojej woli, aby z pokorą i w bezwarunkowym posłuszeństwie weszła w komunię z wolą Boga.

Nie dać się chmurom
Poniedziałek, 7 lipca 2014r.

Zwykle na rozpoczęcie górskich wędrówek wybieram Czerwone Wierchy. Po rocznej przerwie one stają się testem mojej kondycji i możliwości. Muszę przecież zmierzać się z upływającym czasem, którego miernikiem jest również i to, że nie da się wejść na tak wysokie szczyty, po których chodziło się za młodu. Proces dorastania, a może bardziej starzenia polega na umiejętności oddawania i rezygnowania z szans, które jeszcze niedawno były w zasięgu możliwości. Ale nie jest jeszcze tak źle! Bez większych trudności wszedłem na Kopę Kondracką a z niej, szczytami gór aż na Kasprowy Wierch i z powrotem do Kuźnic. Przez te kilka godzin marszu za plecami miałem czarne chmury i porykujące grzmoty burzy. Co chwila trzeba było decydować czy iść dalej, czy zawracać. W Biblii Izraelici szli za obłokiem, ale te dzisiejsze chmury nie były znakiem prowadzenia przez Pana, ale bardziej prowokacją do rezygnacji. Postanowiłem nie dać się chmurom. Choć co chwila pogoda straszyła kroplami deszczu to ani przez chwilę nie przemieniła się w ulewę, a burza mimo pojedynczych błysków szła gdzieś bokami. Kiedy chodzę po górach wszystko staje się dla mnie materiałem do refleksji. Dzisiejsze chmury też … Myślałem o naszych rezygnacjach i ucieczkach w chwilach pojawiającego się zagrożenia. Gotowi jesteśmy spełniać życzenia Boga, kiedy mają one w sobie jasność i pogodę. Gorzej, kiedy nad nami kłębią się czarne chmury, które wzbudzają w nas lęk. Ile to razy uciekałem, albo chciałem uciekać? Ile razy rezygnowałem i marudziłem, że okoliczności nie są sprzyjające, żeby iść za Panem? Nie wolno poddać się czarnym chmurom naszych lęków czy humorów, bo Pan przeprowadza nas przez największe burze i uspokaja błyskawice i wichury. Prosiłem dziś Ducha Świętego o Jego światło, kiedy zaczyna brakować światła słonecznego. Duch Święty świeci światłem Bożym, a nie naturalnym i dlatego zawsze jest Orędownikiem w chodzeniu w ciemnościach.

Gdy Bóg dopuszcza burzę natychmiast daje schronienie
Wtorek, 8 lipca 2014 r.

Dzisiaj dwa razy dościgła mnie burza. Miałem wejść na Orlą Perć, żeby spełnić pragnienie bycia bliżej nieba. Niestety już na Hali Gąsienicowej zaczęło padać a szczyty gór ginęły w kłębach ciemnych chmur. Lekko zmoczony wpadłem do schroniska Murowaniec i zmieszałem się z tłumem ludzi chroniącym się przed deszczem. Jakiś młody człowiek wyciągnął komórkę i odnalazł w niej prognozę pogody. Według internetowych zapowiedzi miało się przejaśnić na dwie godziny, a potem ma dopiero rozpętać się prawdziwa burza. Posłusznie przyjąłem komunikat ratowników górskich, żeby raczej zrezygnować z wypraw na wysokie szczyty i po przeczekaniu największego deszczu zacząłem schodzić w dół. Rzeczywiście wyjrzało na chwilę słońce, a deszcz tylko od czasu do czasu leniwie popadywał. W połowie drogi do Kuźnic przysiadłem się do kilkuosobowej grupy młodych ludzi. Cichutko i skromnie usiadłem na rogu ławki, żeby nie zakłócać ożywionej rozmowy. Okazało się, że temat rozmów tych młodych ludzi jest akurat „pod księdza”. Jedna z nastolatek, jak największą sensację opowiadała całej reszcie, że jej koleżanka z pokoju hotelowego codziennie modli się piętnaście minut przed snem. „Bajerujesz, to niemożliwe!” – komentował tę informację młody chłopak. „Na serio! Kiedy ja leżę już w łóżku, ona klęczy i klęczy i cały czas się modli” – potwierdzała. Ta historia była dla nich czymś wyjątkowo nadzwyczajnym, wręcz niepojętym. Poczułem ze smutkiem, że dla tych młodych ludzi świadectwo modlitwy jest szokujące. W duszy dziękowałem Bogu, że jest taka młoda dziewczyna, która nie wstydzi się na wakacjach dać świadectwo, że modlitwa jest po prostu czymś bardzo naturalnym.
Udało mi się ze zejść do Kuźnic i przejechać do centrum Zakopanego. Pomyślałem sobie, że skoro nie mogę chodzić po górach, przejdę się po Krupówkach i pooglądam rozrywkowych ludzi. Moja pasja odwiedzania kościołów jednak zwyciężyła. Zacząłem od nawiedzenia Najświętszego Sakramentu w kościele Świętej Rodziny. Przez pierwszy kwadrans modliło mi się super, ale potem zacząłem się wiercić i szykować do wyjścia. Nagle przypomniała mi się ta modląca się młoda dziewczyna. „No i co, proszę księdza, a księdzu się już śpieszy po dziesięciu minutach?” – pomyślałem z zawstydzeniem i dalej zostałem w kościele. Nagle na zewnątrz zaczęły bić pioruny i rozpętała się zapowiedziana burza. A ja byłem w najbezpieczniejszym miejscu na ziemi – wpatrzony w żywego Boga. Doświadczyłem wyraźnie, że gdy Bóg dopuszcza w naszym życiu burze, natychmiast daje schronienie. Kiedy wybiła 15 pomyślałem o Bożym Miłosierdziu i siostrze Faustynie. Faustyna w Dzienniczku pisała kilka razy, że kiedy nieprzyjemne emocje kotłowały się w jej wnętrzu, Jezus prosił ją aby schroniła się w Jego Sercu, a tam znajdzie pokój. Najświętszy Sakrament, który adorowałem, znajdował się akurat przy ołtarzu Serca Jezusowego. Na zewnątrz szalała burza, a w środku świątyni panował boski pokój. Czemu, gdy się szarpiemy w środku nie szukamy schronienia w Sercu Jezusa?

Góry – przykryjcie nas !
Åšroda, 9 lipca 2014r.

W górach bardzo realnie brzmi wezwanie proroka Ozeasza, aby góry nas przykryły. Bo góry niesamowicie uczą pokory. Wobec wysokich szczytów człowiek odkrywa swoją małość. I to nie tylko w proporcjach długości, choćby takich jak wzrost człowieka i wysokość Rysów, ale również w doświadczeniu ludzkiej słabości. Góry wymagają od człowieka olbrzymiego wysiłku, ale też niekiedy całkowitego poddania się. Akurat dziś trzeba się było poddać górom. W całych Tatrach panowały wielkie ulewy. Trzeba było odłożyć na potem ambicje zdobywania szczytów. Góry nas przykryły i stały się dziś dla nas mało osiągalne. Z wysokości gór spłynęły mgły i deszcze – dosłownie jak u Ozeasza, góry przykryły wszystkich nas. To one decydowały dziś o sposobie spędzania czasu, rodzajach wyjść i wypraw. Na tym polega ta górska szkoły pokory. Nie jesteśmy panami gór tak jak nie jesteśmy nimi w naszym życiu. Jedynym Panem jest Bóg.

Aż tyle otrzymujemy za darmo!
Czwartek, 10 lipca 2014r.

Dziś kapłański dzień. Duchowo i dosłownie zaczynam szturmować niebo w intencji kapłanów i powołań kapłańskich. Msza święta i każda modlitwa miała tę intencję. Rano, w kaplicy w Księżówce, Mszy św. przewodniczył Bp Andrzej z Opola. Na samym początku zapowiedział tę intencję i wezwał nas do wspólnej modlitwy za kapłanów. W krótkiej homilii poprosił abyśmy próbowali dziś uświadamiać sobie, ile otrzymujemy od Boga, i to za darmo! Zanim zaczniemy cokolwiek dawać, powinniśmy widzieć jak bardzo jesteśmy obdarowani. Chyba pierwszy raz tak wyraźnie sobie uświadomiłem, że Bóg nie posyła nas z niczym. Nawet jeśli nic nie każe uczniom brać na drogę, to jednak oni nie idą z niczym – idą z najważniejszym darem samego Boga. A to naprawdę wystarczy! Pan sam wystarczy!
Dosłownie, szturmowanie nieba zacząłem po śniadaniu. Ruszyłem w długą trasę. Księża dowieźli mnie do Bukowiny, dalej busem podjechałem do trasy na Morskie Oko. Stąd, cudowną doliną Roztoki wszedłem do Doliny Pięciu Stawów. Wodospad Siklawa i górskie jeziora zachwycały swoim pięknem. Duża ilość deszczu w ostatnim czasie sprawiły, że Siklawa tętniła mocą spadającej wody, a wszystkie inne jej dopływy szumiały pośród gór piękną muzyką źródeł. Do tego ciemne chmury leniwie wznosiły się ku górze odsłaniając od czasu do czasu szczyty gór. Z Doliny Pięciu Stawów przeszedłem kawałek Orlej Perci aż do Krzyżnego. Tu nie było żadnych widoków, tylko mgła, mżawka i wąskie przesmyki skalne. Z Krzyżnego schodziłem długą drogą do Hali Gąsienicowej. Po drodze minąłem może ze cztery osoby. Cudowna cisza i długi czas marszu w wąwozie skalnym. Im niżej tym jaśniej i więcej widoków. Schodząc, pomimo zmęczenia, czułem się jak dziecko, o którym mówił dziś Bóg w księdze proroka Ozeasza. Czułem się kochanym dzieckiem Boga, a serce wypełniała mi wdzięczność wobec Pana, który opiekuje się nami, kocha nas i uczy nas chodzić. Łączy nas ze sobą niesamowitymi więziami miłości. W górach aż tyle dostaje się za darmo! Nie ma tu sklepów, techniki, bogatych sprzętów, komputerów i telewizorów, a otrzymuje się tyle bogactw - za darmo! Nie zarabia się tu srebra ani złota, nie napełnia się portfeli ani kont bankowych, nie potrzebne są markowe ciuchy i najlepsze ubrania – a Bóg w górach uzdrawia człowieka, wskrzesza w nim podziw dla piękna i mądrości Stwórcy, wypędza złe duchy brzydoty i kłamstwa. Aż tyle otrzymujemy za darmo!