Go to content Go to navigation Go to search

Najważniejsza jest miłość

February 27th, 2011 by xAndrzej

W kapłańskim świecie ciężko jest mówić o miłości, bo my księża, chyba już trochę się przyzwyczailiśmy do tego, że głoszenie miłości to nasze wręcz zawodowe zajęcie, za którym nie muszą iść konkretne czyny. Masa słów jakie wypowiadamy przy różnych okazjach o miłości może pomniejszyć naszą wrażliwość na dzieła miłości i na codzienne ćwiczenie się w praktykowaniu tego przykazania. Ale w żaden sposób nie zmienia to faktu, że przykazanie miłości jest pierwsze i najważniejsze, że jest też czymś niesłychanie praktycznym. Najważniejsza jest miłość! Kiedy miłość odklei się od wiary zostaje już tylko religijny fanatyzm. Kiedy miłość rozminie się z rozumem ogarnia człowieka pycha i złudzenie, że sam jest źródłem prawdy i twórcą norm. Kiedy charyzmaty wyprzedzą miłość i zostawią ją w tyle stają się źródłem podziałów w Kościele i duchowych nadużyć. Choćbym mówił językami ludzi i aniołów, choćby moja wiara góry przenosiła, choćbym miał dar prorokowania, choćbym rozdał biednym wszystkie swoje rzeczy a zgubił miłość - wszystko bym zepsuł. Bóg bowiem jest miłością, a Jego największe przykazanie jest przykazaniem miłości. Najskuteczniejszym więc egzorcyzmem na świecie jest miłość. Ona nie tylko leczy ze zniewolenia ale jest przede wszystkim największą profilaktyką przed opętaniem. Tam gdzie Boża miłość rozlana jest w sercach naszych, gdzie z tego źródła obficie czerpiemy tam nie ma miejsca na zło. Pierwsza jest więc miłość, pierwsza w naszym kontakcie z Bogiem, w naszym duchowym wzroście, pierwsza w naszych relacjach wobec ludzi i świata. Tam, gdzie mało mówi się o miłości, tam mało jest Boga. Miłość jest podstawowym kryterium rozeznawania duchów.
Jakiś czas temu dopadł mnie na ulicy młody mężczyzna. Widząc mój strój duchowny z zapałem opowiedział mi największe odkrycie swojego życia: podstawową misją Jezusa jest walka z diabłem i on jako chrześcijanin musi się w tę walkę włączyć. Dalej opowiedział mi o swoich wizytach w różnych wspólnotach, które zajmują się egzorcyzmowaniem, o tym, że sam odkrył w sobie taką moc uwalniania opętanych. Od tej pory nagle zauważył, że prawie w każdym człowieku jest zły duch, a on musi z nim toczyć walkę. Walczy więc ze swoimi sąsiadami i znajomymi sypiąc na nich egzorcyzmowaną sól. Jeszcze bardziej mnie zasmucił, kiedy opowiedział mi o olbrzymich konfliktach w rodzinie, bo nawet w żonie i dzieciach zauważył moc złego ducha. Kiedy zacząłem go pytać czy nie przesadza, czy nie powinien bardziej z miłością spojrzeć na świat i ludzi i w ten sposób pokonywać zło, warknął na mnie pełen agresji i uciekł. Pewnie i ja byłem dla niego kimś zniewolonym.
Długo się za niego modliłem, a sam dziękowałem Bogu, że prowadzi mnie drogą miłości i pokoju. Wiem i przecież bardzo często podkreślam działanie złych duchów w dzisiejszym świecie, rozumiem doskonale, że w sytuacji opętania niezastąpiona jest rola egzorcystów, ale mocno wierzę, że najbardziej powszechną drogą jest droga miłości. Ona jest drogą Boga i Bożego pokoju. Podstawową misją Jezusa jest zbawienie ludzi, którego dokonał do końca nas miłując. Nie da się zwyciężyć ciemności jeśli nie wprowadzi się w nią światła. Mały promyk światła potrafi złamać wielką przestrzeń mroku. Jezus doprowadzał grzeszników do nawrócenia ofiarowując im swoją miłość. Wierzę w miłość bardziej niż w walkę.

Migawki z życia:
Tęsknie trochę za Jasną Górą. Może za bardzo się oszczędzam nie wychodząc z domu, ale już dawno nie miałem tak długiego przeziębienia i czuję, że muszę bardziej uważać i wreszcie posiedzieć trochę na miejscu i dać sobie szansę na wyzdrowienie. Wczoraj trochę stchórzyłem, bo nie miałem odwagi publicznie powiedzieć klerykom, że są moją największą troską, największą miłością i największą nadzieją. A może właśnie lepiej tego nie mówić, tylko tym żyć?! Powiem o tym bezpośrednio Panu Bogu.

Intencje modlitewne:
Za kleryków naszego seminarium o wytrwanie w powołaniu i pełną świadomość sensu seminaryjnej drogi ku kapłaństwu; za kapłanów, szczególnie tych mocno pogubionych i zmęczonych; za chorych księży; za ludzi cierpiących i starszych; za Piotra o zdrowie i szczęśliwy przebieg leczenia; za moich rodziców w dniach ich imienin ( odprawiłem za nich Msze święte) ; za moich młodych przyjaciół z DA; za tych co pomagali mi budować kościół dla studentów; za dobrodziejów naszego seminarium dzięki którym możemy kształcić przyszłych księży; za tych, którzy się za mnie i za nas modlą, za czytelników tego wpisu.

Dar świeckości

February 24th, 2011 by xAndrzej

Gdyby kapłaństwo polegało tylko na zewnętrznym złożeniu Bogu Ojcu w ofierze Jego Syna Jezusa Chrystusa to w jakimś sensie musielibyśmy nazywać kapłanami wszystkich, którzy przybijali Jezusa do krzyża. A przecież to byli oprawcy a nie kapłani. Kapłaństwo Nowego Testamentu złączyło w jedno ofiarę i kapłana. Jezus samego siebie złożył w ofierze. I stąd właśnie ten upór Kościoła, żeby kapłaństwa nie traktować jak zawodu, jak czynności wykonywanej tylko zewnętrznie, bez konieczności całkowitego daru z siebie. Staję się kapłanem tylko wtedy gdy wraz z ofiarą Chrystusa składam też ofiarę z siebie. Jasne, że ta moja ofiara jest niewspółmierna do ofiary Jezusa, ale jest potrzebna, abym mógł uczestniczyć w Jego kapłaństwie. Dopiero ta zdolność do ofiarowania siebie czyni mnie kapłanem. Stąd też nie możemy ulec presji świata, żeby krok po kroku zwalniać się z tego daru i szukać w kapłaństwie czegoś dla siebie, dla własnej samorealizacji, ludzkiego spełnienia, godziwego wynagrodzenia, dostatniego życia.
Tam, przy krzyżu, odkryłem również, że Bogu bardzo zależy na tym, żebym wśród wielu ofiar z siebie, szczególnie zdecydowanie oddał Bogu moją świeckość. Jezus nie został skazany na śmierć jako kapłan, ale jako człowiek świecki, jako przestępca skazany za to, że podburza lud. Myślę, że wraz z ukrzyżowaniem siebie Jezus ukrzyżował, niejako przekreślił, swoją świeckość i przez to stał się kapłanem. Mamy odtąd żyć w świecie, ale nie być z tego świata. Może właśnie na tym polega specyfika bycia księdzem w odróżnieniu od człowieka świeckiego? Ksiądz to ktoś, kto dla Boga złożył w ofierze swoją świeckość, swoje świeckie maniery, świeckie imprezy, świecki styl życia, a nawet świecki strój. Naprawdę dobrze czuję się w czarnej sutannie z białą koloratką pod szyją. Może dla świata wyglądam jak dziwak, ale mocno wierzę, że świat bardzo potrzebuje tego dziwnego znaku, jakiejś paradoksalnej żałoby wobec tego świata i błysku nadziei płynącej z białego listka wsuniętego w kołnierz. Wierzę, że gdy świat goni za modą, wydaje krocie na modne ciuchy, mój jednostajny i szary strój cicho podpowiada, że szczęście nie zawiera się w błyskawicznie zmieniających się trendach mody, ale w pewnej stałości, bez przesadnego podkreślania siebie.
W tym darze świeckości, może dużo bardziej niż o zewnętrzne znaki chodzi o moją wewnętrzną postawę wobec świata. Rezygnując ze świeckości nie chcę się obrażać na świat, ani nawet nie chcę z niego uciekać, ale chcę, przy całej swojej małości, choć trochę przyczynić się do sakralizacji świata. Kapłańska ofiara ze świeckości nie jest przeciwko światu ale jest dla świata.

Migawki z życia:
Wczoraj miałem cały dzień w drodze. Do południa posiedziałem trochę w szpitalu i pooddychałem atmosferą ludzkiego cierpienia. Po południu miałem dwa spotkania z młodzieżą. Pomogli mi odkryć, że ich zagubienie i uzależnienia tak naprawdę rodzą się z braku mistrzów. Jak młodzi nie mają mistrzów to dają się poprowadzić komukolwiek.
DziÅ› już caÅ‚kowicie byÅ‚em dla seminarium i jego spraw. LubiÄ™ to seminaryjne “uzależnienie”.

Intencje modlitewne:
Poruszyło mnie dziś wezwanie Maryi z Medjugorie do wielkiej modlitwy i postu w intencji pokoju. Rzeczywiście za dużo jest ostatnio walk i przelanej krwi. Modliłem się więc sporo o pokój.
Za kapÅ‚anów; w intencji naszych alumnów o wytrwanie i mÄ…drość; za księży diakonów w pierwszych dniach ich “parafialnego” życia; za neoprezbiterów o wzrastanie w kapÅ‚aÅ„skiej miÅ‚oÅ›ci; o nowe powoÅ‚ania kapÅ‚aÅ„skie i zakonne; za chorych i cierpiÄ…cych; za Piotrka o zdrowie i sukcesy we wszelkich medycznych zabiegach; za moich rodziców i caÅ‚Ä… rodzinkÄ™; za mÅ‚odzież, szczególnie tÄ™ z wczorajszych spotkaÅ„; za moich wychowanków z DA; za tych, którzy pomagali mi budować koÅ›ciół dla studentów; za wszystkich, którzy siÄ™ za mnie modlÄ…; za czytelników tego wpisu

Śladami św. Pawła

February 21st, 2011 by xAndrzej

Na dzisiejszej medytacji próbowaÅ‚em sobie wyobrazić Å›w. PawÅ‚a borykajÄ…cego siÄ™ z trudnoÅ›ciami we wspólnotach chrzeÅ›cijaÅ„skich. Może to grzech, jeÅ›li ktoÅ› cieszy siÄ™ z trudnoÅ›ci innych, ale mocno mnie uspokoiÅ‚o to, że już nawet Å›w. PaweÅ‚ musiaÅ‚ nieustannie zmagać siÄ™ z podziaÅ‚ami i różnorodnoÅ›ciÄ… w KoÅ›ciele. Pewnie to żaden powód do dumy, ale dobrze jest sobie uÅ›wiadomić, że nasze współczesne problemy nie sÄ… wcale takie nowe i że Chrystus z tÄ… naszÄ… ludzkÄ… sÅ‚aboÅ›ciÄ… umie sobie doskonale poradzić. UczyÅ‚em siÄ™ dziÅ› od Å›wiÄ™tego PawÅ‚a tak patrzeć na Chrystusa, żeby zrozumieć, że On nie przyszedÅ‚ tylko do wybranych, ale do wszystkich, bo wszystkim chce gÅ‚osić EwangeliÄ™. UczyÅ‚em siÄ™ od PawÅ‚a co to znaczy “być wszystkim dla wszystkich”, żeby umieć zrozumieć Greka i Å»yda, wierzÄ…cego i poganina, tego dawno już nawróconego i neofitÄ™, żeby umieć siÄ™ modlić z tymi, którzy prorokujÄ… i mówiÄ… jÄ™zykami, ale też i z tymi, którzy pokornie i dokÅ‚adnie recytujÄ… psalmy. UczyÅ‚em siÄ™ od PawÅ‚a odwagi mówienia o Chrystusie wÅ›ród intelektualistów z greckiego Areopagu i prostych wytwórców namiotów i koszów. Jak mocno musiaÅ‚ być wpatrzony w Chrystusa, żeby nie zapatrzeć siÄ™ na jakieÅ› ludzkie spory, gusta, sojusze, żeby być ponad presjÄ… jakiegoÅ› ugrupowania czy skrajnej ideologii. CzuÅ‚ na swoich plecach kamienie oburzonych faryzeuszów, ryzykowaÅ‚ życiem wyrzucony ze statku za poglÄ…dy i pewnie wszÄ™dzie musiaÅ‚ czuć siÄ™ trochÄ™ obco - bo jedni ciÄ…gle wypominali mu przeszÅ‚ość nie dajÄ…c wiary w nawrócenie, a inni nie chcieli zaakceptować jego nawrócenia namawiajÄ…c, żeby siÄ™ cofnÄ…Å‚ do Starego Testamentu. MyÅ›lÄ™, że to wszystko byÅ‚o możliwe tylko dziÄ™ki temu, że PaweÅ‚ nie przywÅ‚aszczyÅ‚ sobie Jezusa, nie uznaÅ‚, że to on-PaweÅ‚ - jest teraz głównym specjalistÄ… od Bożej woli, ale ciÄ…gle czuÅ‚ siÄ™ sÅ‚ugÄ… nieużytecznym, “poronionym pÅ‚odem”, który swoje nowe życie zawdziÄ™cza tylko i wyÅ‚Ä…cznie Å‚asce Bożej, a nie sobie samemu. On staÅ‚ siÄ™ gÅ‚upi dla siebie i Å›wiata, a za jedynÄ… mÄ…drość uznaÅ‚ caÅ‚kowite posÅ‚uszeÅ„stwo Ewangelii. Nie bojÄ™ siÄ™ różnic w KoÅ›ciele, nie mam wÄ…tpliwoÅ›ci, że Chrystus umarÅ‚ za każdego czÅ‚owieka, bez wzglÄ™du na jego pochodzenie, kulturÄ™, jÄ™zyk. Ale chyba najbardziej bojÄ™ siÄ™ nieustannego tropienia wroga, nieustannego gorszenia siÄ™ innymi i uznawania siebie za kogoÅ› lepszego w oczach Pana. Dobrze, że Å›wiÄ™ty PaweÅ‚ nie traciÅ‚ energii na nieustanne taksowanie ludzi, sam miaÅ‚ na swoim koncie grzeszne życie, wiÄ™c pewnie rozumiaÅ‚ ludzkie potkniÄ™cia i bÅ‚Ä™dy. ZnaÅ‚ doskonale siÅ‚Ä™ i przebiegÅ‚ość diabÅ‚a, ale skupiaÅ‚ siÄ™ głównie na gÅ‚oszeniu Ewangelii wierzÄ…c, że to najlepszy egzorcyzm dla Å›wiata.
Uspokoiłem się czytając dzisiaj Dzieje Apostolskie i widząc Pawła szarpanego na różne strony, ale nieugiętego w głoszeniu Ewangelii wszystkim narodom.

Migawki z życia:
Najważniejsza jest adoracja. Takim się stajesz na co się patrzysz. Chrystus uzdrowił niewidomego z Betsaidy poza wsią, żeby nie musiał oglądać zła świata, ale żeby osobiście i bardzo wyraźnie mógł zobaczyć najpierw dobro w pojedynczych ludziach. Mieliśmy dziś spotkanie z kilkunastoma proboszczami z Częstochowy. Bez względu na wszystko myślę, że siła Kościoła jest w parafii i w posłudze proboszczów. Ich szara, zwykła praca, ich codzienne spowiadanie, odprawianie Eucharystii jest istotą życia Kościoła. Gdyby można zliczyć owoce ich posługi z pewnością byłby to największy ruch i największa wspólnota w Kościele.

Intencje modlitewne:
Za naszych diakonów u początku ich praktyk duszpasterskich; za wszystkich kleryków o większe wpatrywanie się w Chrystusa niż w zagrożenia na świecie; o nowe powołania kapłańskie i zakonne; za chorych i cierpiących; o uzdrowienie dla Piotra; o zdrowie dla rodziców; za przyjaciół z DA; za ludzi, którzy się za nas modlą; za kapłanów, a szczególnie za proboszczów i wikariuszy o odczucie największego sensu ich posługi; za dzieci, które ochrzciłem; za małżeństwa, którym błogosławiłem; za ludzi, których spowiadałem, za czytelników tego wpisu

Ty tylko mnie poprowadź …

February 20th, 2011 by xAndrzej

Nie muszę wymyślać żadnych oryginalnych programów dla mojego kapłaństwa, nie muszę się wysilać na robienie rzeczy, które pozwolą mi zaistnieć. Moje kapłańskie istnienie wpisane jest całkowicie w kapłaństwo Chrystusa. Chyba zresztą całe chrześcijaństwo na tym polega, żeby po prostu dać się Bogu poprowadzić. Jesteśmy jedyną religią według której grzeszny człowiek nie odkupił sam swoich grzechów, nic nie zrobił sam, żeby przed Bogiem usprawiedliwić swoje winy. To Syn Boży zszedł z nieba na ziemię, żeby wziąć wszystkie nasze grzechy, oddać za nas swoje życie. To Jezus za nas cierpiał rany, za nas był wyszydzony, za nas został zabity na krzyżu. Myśmy nic nie zrobili, żeby zadośćuczynić za nasze grzechy. Jedyne, co teraz możemy zrobić, to przyjąć te wszystkie dary, dać się poprowadzić Bogu i trwać w dziękczynieniu. Mam wielką pewność tego, że najlepszą drogą wiary jest rzucić się w ramiona Boga i możliwie najpełniej realizować Jego program. Nie mam innego programu, nie myślę nad nowymi aktywnościami, ale proszę Ducha Świętego, żeby tylko dał mi siły i mądrość by całkowicie dać się spalać dla Chrystusa i jak najlepiej realizować Ewangelię. Nawrócenie świętego Pawła szło chyba właśnie w tym kierunku. Szaweł przed swoim mistycznym doświadczeniem spod Damaszku chciał bardzo dużo robić dla Boga, szukał własnej religijnej ekspresji, chciał samemu znaleźć sposób na zaistnienie przed Bogiem. Damaszek pozwolił mu odkryć inną drogę, żeby mniej robić dla Boga, a wszystko robić z Bogiem.
Noszę więc w swoim sercu olbrzymi pokój, jakieś radosne otwarcie się na Boże prowadzenie i Boże propozycje. One są milion razy lepsze niż moje, setki razy skuteczniejsze od moich po ludzku najbardziej skutecznych działań. I nie ma w tym żadnego duchowego lenistwa czy braku działania. Odkrywam każdego dnia, że kiedy pozwalam się Bogu prowadzić On kieruje mnie w najbardziej ewangeliczne miejsca i działania. Nigdy bym sobie ich nie wymyślił, ani nie zaplanował. Coś, co sam planuję jest zwykle nadęte, ludzkie, świeckie. Wystarczy zatrzymać się przy ludziach, których się spotyka, wejść w swoje własne obowiązki i działania, skupić się na tym, co niesie życie i w tym wszystkim zobaczyć Boga, i na to wszystko zareagować z miłością. Myślę, że starczyłoby tego na najlepszy program życia, na najbardziej ewangeliczne postawy i gesty. Ewangelia nie jest tylko jakimś programem na życie, Ona jest życiem. Boże prowadzenie nie jest jakimś skomplikowanym i zakamuflowanym szyfrem Pana Boga, ale Jego obecnością w każdej sytuacji i w każdym spotkaniu, które niesie dzień. Wystarczy dać się tylko Bogu poprowadzić, a resztę On sam zaplanuje. Cała trudność polega na tym, żeby Boga nie wyprzedzić ani swoimi pomysłami, ani nawet swoją pobożnością. Ty tylko mnie poprowadź, Panie mój!

Migawki z życia

Miałem dziś piękną niedzielę, taką mocno kapłańską. Do południa modlitwy, Msza święta, konferencja i spotkania z rodzicami naszych diakonów. Myślę, że rodzice są dla każdego księdza jego największym zapleczem modlitewnym, największym źródłem wsparcia i zaufania. Po południu, podczas Mszy świętej, udzieliłem chrztu czterem dzieciom z domu dziecka. Chyba pierwszy raz tak mocno zrozumiałem, co to znaczy, że przez chrzest stajemy się dziećmi Boga, że Bóg jest naszym Tatusiem. Dla tych dzieci to było wyjątkowo ważne, jakby wyrywające ich ze stanu bycia sierotami. Poznałem też pięknych ludzi - młode małżeństwo z Francji, które podjęło decyzję adopcji trójki dzieci, trójki rodzeństwa. Ile w ich oczach było radości i zaufania.

Intencje modlitewne
Za kapłanów; za diakonów w intencji ich praktyk na parafiach i już ostatnich tygodni przed święceniami; za naszych alumnów - wszystkich razem i każdego z osobna; o nowe powołania kapłańskie i zakonne; za rodziców naszych diakonów i kleryków, za rodziców wszystkich kapłanów za moich rodziców i rodzeństwo; za dzieci z Domu Dziecka; za tych spotkanych młodych ludzi otwartych na przyjęcie dzieci; za zmarłych, a szczególnie za zmarłego Ks. Abpa Józefa ( był naszym absolwentem, wychowawcą i profesorem); za chorych; za Piotra i jego rodziców - o szczęśliwy przebieg leczenia; za ubogich, cierpiących, bezrobotnych; za czytelników tego wpisu na blogu

Idźcie sami na miejsce pustynne

February 5th, 2011 by xAndrzej

Niebezpiecznie jest uciekać od samotności. Mimo, że czasem boli, jest konieczna do duchowego rozwoju. Samotne wyjście na miejsce pustynne pozwala nam zregenerować się w Bogu. Tak jak sen regeneruje nasze siły fizyczne i psychiczne, tak wyjście na samotność regeneruje nasze siły duchowe. Wartość snu wynika właśnie z tego, że wyłączamy się z życia. Kiedy śpimy jesteśmy samotni. Podobnie jest z samotnym wyjściem na miejsce pustynne. Ze względu na mnóstwo zajęć pewnie jest to niemożliwe codziennie, ale trzeba powalczyć o taki kawałek pustyni, choćby tylko na jedną godzinę w tygodniu, choćby tylko na jedną godzinę adoracji w ciszy. To może stać się naszym kołem ratunkowym, hamulcem bezpieczeństwa wobec zawrotnego tempa naszego życia i naszych emocji.
Nie dziwię się tej reakcji tłumu na wiadomość, że Jezus oddalił się na miejsce pustynne. W duchowym sensie dotyka to każdego, kto odważy się wejść w dłuższą chwilę ciszy. Duchowa regeneracja pustyni nie zawsze jest spokojnym snem, a częściej nawet jest jakąś walką, jakąś rewizją życia z udziałem wielu koszmarów. Kiedy znajdziesz się na miejscu pustynnym dopadnie cię zawsze cały tłum twoich trudnych spraw, ludzi poranionych przez nas, lub tych, którzy nas poranili. Przybiegną do ciebie, choć przecież chciałeś się od nich uwolnić, odpocząć od tego zgiełku trudnych spraw. Bóg jednak pozwala im dojść do siebie, bo właśnie wtedy gdy dopadają nas w samotności, Bóg może je razem z nami przepracować na nowo.
Wzorcowa jest ta reakcja Jezusa na tłum przychodzący w czasie pustyni. Jezus ujrzał tłum, zdjęła Go litość i zaczął ich nauczać.

Ujrzał tłum. Zobaczył wielką rzeszę ludzi, którzy przecież nie biegli za Nim, żeby pochwalić się sukcesami. Biegli z powodu swojego cierpienia. To byli w większości ludzie chorzy, beznadziejnie chorzy. Poznali swoją chorobę i dlatego z taką determinacją szukali Jezusa. Dopóki udaję zdrowego i najmądrzejszego nie ma we mnie tego niepohamowanego pragnienia bycia przy Jezusie. Kiedy staję w prawdzie o sobie, o swoim grzechu i swojej bezradności wtedy jestem gotowy na spotkanie z Jezusem. Ale ta prawda przychodzi do mniej najpełniej wtedy gdy jestem samotny. Boimy się samotności, bo w niej krzyczą nasze choroby, wyłażą nasze grzechy. Nie możemy używać bandaży, żeby ukryć swoje rany. Nie możemy zasłonić uszu kolejną porcją muzyki, kolejnym serialem w telewizji, kolejną nawet najbardziej pobożną aktywnością. Cisza jest trudna bo obnaża najpierw moją chorobę, ale jest to cisza z Bogiem. I tu zaczyna się proces uzdrawiania.

Zdjęła Go litość. Jezus się nie zdenerwował, że przeszkodzili Mu w czasie do Jego dyspozycji. Jezus nie miał nic dla siebie, do końca nas przecież umiłował. Kiedy więc w ciszy zaczynają krzyczeć moje rany Bóg je leczy swoją miłością. Nie lękam się wtedy swoich słabości. Chrześcijaństwo jest przecież nade wszystko głoszeniem Bożej miłości. Bóg nie przyszedł, żeby mnie potępić, ale żeby się nade mną zmiłować. Kiedy podczas samotności krzyczy we mnie świadomość, że jestem przegrany, Bóg zaczyna odkrywać we mnie nowe światło. Jego moc zaczyna się doskonalić w moich słabościach. Odkrywając, że jestem beznadziejnie chory jednocześnie zaczynam otwierać się na Boga, który jest moim uzdrowieniem. Przestaję się opierać na sobie, na swoich planach, zamierzeniach, ambicjach i zaczynam opierać się na Jezusie. Moim oparciem nie jest odtąd moja mądrość, moje znajomości, funkcje czy sukcesy. Zaczynam się opierać całkowicie na łasce Pana.

I zaczął ich nauczać. Po tej zmianie życiowych oparć Jezus może już wkroczyć ze swoją nauką. Właściwie dopiero wtedy jestem gotowy ją przyjąć i zrozumieć. A na początku tej Jezusowej nauki jest prawda o błogosławieństwie płynącym z bycia ubogim w duchu. Stanowczo jestem za ciężki, za bardzo obciążony obmyślaniem taktyki zachowań, obrony moich ważności, zaspokojeniem moich ambicji. Moje ręce muszą pozostawić kosze, żeby stać się rękami wolnymi do przejęcia Boga. Mała Siostra od Jezusa Magdalena pisała do swoich sióstr, że mają być ta lekkie i ubogie jak bańki mydlane, żeby powiew Ducha Świętego mógł je prowadzić według swego tchnienia. Jesteśmy za bardzo obciążeni sprawami tego świata a przez to oporni na życie w Duchu Świętym. To doświadczenie jest chyba najważniejszym owocem pustyni. Wyjście na miejsce pustynne nie musi mnie uzdrowić fizycznie, nie musi zmienić realiów mego życia, wystarczy, że rzucę się w ramiona Ducha Świętego i pozwolę, żeby zaprowadził mnie tam gdzie On chce.

Intencje modlitewne:
Za wszystkich naszych alumnów, żeby odpoczÄ™li nieco w domach rodzinnych i z dystansu zobaczyli jak wielkie rzeczy czyni Bóg w naszych codziennych seminaryjnych doÅ›wiadczeniach; za kapÅ‚anów, szczególnie za księży neoprezbiterów - Bogu niech bÄ™dÄ… dziÄ™ki za ich kapÅ‚aÅ„skÄ… sÅ‚użbÄ™ i ciÄ…gÅ‚y zapaÅ‚ w pracy dla Boga i ludzi; za chorych i cierpiÄ…cych; za moich rodziców i caÅ‚Ä… rodzinÄ™; za poleconego moim modlitwom O. Mariusza; za tych, którzy siÄ™ codziennie za mnie modlÄ… ( szczególnie osoby z dwóch “margaretek”); o nowe powoÅ‚ania kapÅ‚aÅ„skie i zakonne; za moich wspaniaÅ‚ych przyjaciół z DA i za tych, którzy pomagali nam budować koÅ›ciół dla studentów; za naszych seminaryjnych dobrodziejów, którzy przez swojÄ… modlitwÄ™ i ofiary pomagajÄ… nam w normalnym życiu; za czytelników tego wpisu, żeby mieli czas na miejsca pustynne

Zmysł wiary

February 1st, 2011 by xAndrzej

CzÅ‚owiek wierzÄ…cy widzi, sÅ‚yszy, czuje trochÄ™ inaczej niż inni. Wiara jest swego rodzaju dodatkowym zmysÅ‚em. WchodzÄ…c do koÅ›cioÅ‚a bez wiary można zobaczyć ludzi tak czy inaczej ubranych, usÅ‚yszeć lepiej lub gorzej Å›piewane pieÅ›ni, skupić siÄ™ na estetyce i zupeÅ‚nie nie zauważyć, że dziejÄ… siÄ™ rzeczy wielkie, boskie. Nadprzyrodzony zmysÅ‚ wiary każe mi inaczej oglÄ…dać rzeczywistość. Każda okoliczność staje siÄ™ poligonem miÅ‚oÅ›ci i wplata siÄ™ w mojÄ… historiÄ™ zbawienia. Dla czÅ‚owieka wierzÄ…cego wszystko ma sens nadprzyrodzony, nie ignorujÄ…c natury, wiara każe mi myÅ›leć o wiecznoÅ›ci. WidzÄ™ wiÄ™c dalej i mam o wiele wiÄ™kszÄ… perspektywÄ™ na życie niż ci, którzy marzÄ… o 100 latach życia na ziemi. WÅ‚aÅ›ciwie mniej mnie interesuje dÅ‚ugość mojego ziemskiego życia, a bardziej dostanie siÄ™ do wiecznoÅ›ci. I w tym sensie wiara pozwala mi przekraczać Å›mierć. Ale nie tylko w rzeczach wielkich wiara staje siÄ™ moim dodatkowym zmysÅ‚em. PatrzÄ™ przez jej pryzmat na rzeczy maÅ‚e i codzienne. Ona uczy mnie przebaczać, choć po ludzku mam tysiÄ…ce powodów do gniewu, ona uczy mnie kochać, nawet wtedy gdy jestem raniony, uczy mnie mieć nadzieje w czasach beznadziejnych. I jak tu żyć bez wiary? Może jako ksiÄ…dz jestem już mocno przez niÄ… zaprogramowany? Przypominam sobie czasem wyrzut pewnego mÅ‚odego czÅ‚owieka, że poszedÅ‚em na Å‚atwiznÄ™, że zamiast samemu zmagać siÄ™ z życiem, uwierzyÅ‚em Jezusowi i staÅ‚em Mu siÄ™ caÅ‚kowicie posÅ‚uszny. Tak, to jest Å‚atwizna. Wcale nie ukrywam, że jest mi Å‚atwiej żyć, Å‚atwiej siÄ™ starzeć, Å‚atwiej myÅ›leć o przyszÅ‚oÅ›ci, kiedy wszytko widzÄ™ oczyma wiary. Bez wiary zostajÄ… tylko ograniczone ludzkie zmysÅ‚y. A przecież moje oczy widzÄ… tak niewiele, moje uszy coraz mniej sÅ‚yszÄ…, a odczucia gubiÄ… siÄ™ w gÄ…szczu pragnieÅ„, ambicji, poruszeÅ„. Wiara to wszystko porzÄ…dkuje bo jest jakimÅ› nadzmysÅ‚em, zmysÅ‚em nadprzyrodzonym. DziÅ› w ewangelii Jezus daje zdecydowane pouczenie: “Tylko wierz!”. Zwraca siÄ™ w ten sposób i do chorej kobiety i do Jaira, którego córka jest już martwa. Tylko wiara sprawiÅ‚a, że kobieta wyzdrowiaÅ‚a, a mÅ‚oda dziewczynka powstaÅ‚a z martwych. Tylko wiara!

Migawki z życia:
ByÅ‚em dziÅ› w Domu Opieki SpoÅ‚ecznej dla upoÅ›ledzonych mężczyzn. Panowie w ramach swojego teatru “Minutka” wystawiali jaseÅ‚ka. Jeden anioÅ‚ bujaÅ‚ siÄ™ do przodu i do tyÅ‚u w rytm choroby sierocej, a drugi ze zÅ‚ożonymi sztywno dÅ‚oÅ„mi byÅ‚ tak zaangażowany w rolÄ™, że nawet nie wytrÄ…ciÅ‚y go z niej koÅ„cowe oklaski. Józef byÅ‚ najbardziej ewangeliczny ze wszystkich Józefów jakich kiedykolwiek widziaÅ‚em - zapomniaÅ‚ rolÄ™ i nie powiedziaÅ‚ prawie żadnego sÅ‚owa. Maryja, grana przez starszego pana, do zÅ‚udzenia przypominaÅ‚a MatkÄ™ TeresÄ™ z Kalkuty. Trzej królowie tak siÄ™ zawziÄ™li w ukÅ‚onach, że omal nie zapomnieli dać darów Jezusowi, jakby rzeczy nie byÅ‚y ważne kiedy siÄ™ kocha i czci. To byÅ‚ rzeczywiÅ›cie jakiÅ› absurdalny teatr, w którym siÄ™ czuÅ‚o, że najbardziej naturalni sÄ… aktorzy, a najbardziej sztuczni widzowie. SiedzieliÅ›my na widowni wedÅ‚ug swoich ról: pani z MOPS-u, generaÅ‚ z zakonu, rektor z seminarium, a na scenie Bóg raz jeszcze uobecniaÅ‚ Betlejem i raz jeszcze przypomniaÅ‚, że te rzeczy zakryte sÄ… przed mÄ…drymi a jasne i zrozumiaÅ‚e sÄ… dla prostaczków.

Intencje modlitewne:
Za wspaniaÅ‚ych ludzi z DPS-u przy ul. Å›w. Jadwigi; za kleryków, żeby nigdy nie zatracili wrażliwoÅ›ci na ubogich; o nowe powoÅ‚ania kapÅ‚aÅ„skie i zakonne; za kapÅ‚anów o jakiegoÅ› nowego ducha na nowe czasy; za chorych i cierpiÄ…cych, za moich rodziców i rodzinÄ™; za tych, którym obiecaÅ‚em modlitwÄ™; za małżeÅ„stwa, którym bÅ‚ogosÅ‚awiÅ‚em i za dzieci, którym udzielaÅ‚em chrztu; za tych, którzy codziennie siÄ™ za mnie modlÄ…, za czytelników tego wpisu….