Go to content Go to navigation Go to search

WierzÄ™ i kocham PolskÄ™

November 10th, 2014 by xAndrzej

Pierwszy raz w życiu byłem w Auschwitz już jako młody ksiądz. Obok zwiedzania obozu zagłady mogłem usłyszeć poruszające świadectwo dawnej więźniarki, francuskiej Żydówki. Paradoksalnie, ta kobieta odnalazła swoją wiarę w Chrystusa, właśnie w miejscu, o którym jej współbracia Żydzi mówią, że Bóg tam milczał. Kiedy bydlęcym wagonem, po prawie tygodniu drogi z Paryża, jej transport dotarł do Oświęcimia, przeżyła gehennę. Jeszcze w pociągu, wierzyła, że może nie jest to pociąg do wolności, ale że w ludzkich warunkach uda jej się jakoś przeżyć wojnę. Na miejscu okazało się, że ludzka nienawiść i podłość nie mają granic. Zabrano jej wszystko, każdą osobistą rzecz, wszystkie dokumenty tożsamości. Ogolono jej głowę, a na nagim ciele wypalono obozowy numer. Na koniec ubrano w więzienne pasiaki i wrzucono, jak zwierzę, do baraku. „Stałam zziębnięta, niezdolna ani do płaczu, ani do krzyku. – wyznawała ze spokojem - Czułam, że jestem nikim, że jestem tylko jakimś numerem w więziennej machinie zbrodni. Pytałam resztkami sił, jak to wszystko pojąć. Kto w tej sytuacji może tak naprawdę zrozumieć ten ogrom cierpienia człowieka, któremu odebrano tożsamość i uczyniono z niego kogoś do człowieka niepodobnego. Dziś wiem, że wtedy Bóg odpowiedział na mój krzyk. Przypomniałam sobie o Bogu chrześcijan, o Jezusie, który doświadczył podobnej kaźni na krzyżu, aż po śmierć. Czułam, że tylko on może zrozumieć moją historię i że tylko dzięki Niemu, ja sama mogę w tej sytuacji zrozumieć siebie i nie zwariować, nie poddać się, walczyć o swoje i cudze życie, walczyć o godność człowieka, o pokój.”
Tylko dzięki Chrystusowi mogłam zrozumieć swoją historię – powiedziała ta kobieta. Myślę, że my, Polacy, może dlatego ciągle łączymy swoją historię z wiarą, bo czujemy, że tylko w Chrystusie potrafimy ją właściwie odczytać. Bez Chrystusa byłaby ona po pierwsze zakłamana, bo nie da się Chrystusa wykreślić z dziejów Polski, a po drugie, czasem zbyt romantyczna, a nawet pozbawiona sensu. Kiedy dziś, wielu Polaków, traci wiarę, zaczyna jednocześnie podważać sens wielu trudnych chwil z historii Polski. Po co były powstania, listopadowe, styczniowe, warszawskie? Czy nie warto się było dogadać z okupantem, a nie przelewać tyle krwi i pozwalać na zniszczenie tylu pięknych miejsc? Po co polscy ułani na konikach i z szabelką szli na czołgi we wrześniu 1939 roku? Czy nie wiedzieli, że z góry skazani są na przegraną? Ludzie bez wiary mogą tak kontestować każdą przelaną krople krwi, bo w życiu bez wiary nie liczą się ideały, wartości – liczy się zysk. A Chrystus uczy nas, że są takie przegrane, które zamieniają się w zwycięstwa, że żadna kropla krwi, przelana z miłości do Ojczyzny i ludzi, nigdy nie jest bezsensu.
Nasza historia podobna jest wreszcie do historii Jezusa. Ktoś może powiedzieć, że odtwarzam jakąś mesjanistyczną ideę polskości. Ale, czy istnieje lepszy klucz do zrozumienia dziejów człowieka i narodu, niż klucz Chrystusa, w którym jest miejsce na Wcielenie, Męczeństwo i Zmartwychwstanie?
Św. Urszula Ledóchowska, wielka patriotka, tak zresztą dzieliła historię Polski. Dla niej Polska to nie była rzecz, instytucja, geograficzne miejsce na ziemi, ale to przede wszystkim była ludzka rodzina, mająca tak silne korzenie, dzięki, którym Polacy stanowili Polskę, jak jakąś jedną zbiorową osobę. Dla niej Polska to nie było coś, ale ktoś. I tak ja za drugiego człowieka trzeba życie dać, tak też za Ojczyznę warto oddawać życie.
Święta Urszula pisała, że Polska miała swój czas Wcielenia. Od Chrztu w 996 roku aż po pierwszy rozbiór Polski. Od Mieszka I, który szybko zrozumiał, że nic tak głęboko i na trwałe, nie jest w stanie złączyć w jedno liczne pogańskie plemiona. Może to tylko wiara. To wiara była źródłem wielu sukcesów w dziejach Polski. A była to wiara ewangeliczna. Kiedy europejczycy zamykali się przed Żydami, Polska przyjmowała ich gościnnie, jak w domu. W czasach reformacji, wielu protestantów znalazło schronienie w tej katolickiej Polsce. Nie jeden też raz Polska stanowiła ochronny płaszcz dla Europy, broniąc ją choćby przed naporem islamu.
Ale Chrystus ma też swoje Męczeństwo. Polska to też ziemia męczenników. Ojczyzna sprzedana, rozgrabiona, rozdarta i to czasem przez swoich. Od pierwszego rozbioru Polski aż do 1918 roku – w niewoli. Tyle trzeba było czekać i modlić się. Jakoś dziwnie siłą do powstawania z popiołów była znowu dla Polaków wiara. Może i dlatego, że jak trwoga to do Boga. To w Kościołach mówiono zawsze po polsku, to w kościołach Bóg gromadził Polaków i podtrzymywał ich nadzieję. I za to też cierpiał Kościół i kapłani. W czasie pierwszej wojny światowej ( obchodzimy 100 rocznicę jej wybuchu) Polacy walczyli ze sobą, w przeciwnych sobie armiach. Wspomniana św. Urszula Ledóchowska opisuje taki moment kiedy na froncie niemiecko- rosyjskim, tuż przed wschodem słońca i przed kolejną bitwą, nagle po obu stronach frontu niósł się głos śpiewanych Godzinek: „Przybądź nam miłościwa Pani ku pomocy, a wyrwij nas z potężnych nieprzyjaciół mocy”. To śpiewali polscy żołnierze, tyle , że jedni zwerbowani przez Rosjan, a inni przez Niemców.
Ale miała też Polska swoje wskrzeszenia, swoje zmartwychwstania. I to może nie były kategorie darmowych cudów, ale skutek ofiary ludzi, którzy oddali za Ojczyznę swoją krew. Bo jeśli zmartwychwstanie jest cudem, to zawsze musi je poprzedzać ofiara i cierpienie. Bez tego nie ma zmartwychwstania, jest tylko rozpad rozpuszczonego w wygodzie i przyjemnościach ciała.
My, chrześcijanie, tak jak o Kościele mówimy, że jest naszą Matką, bo rodzi nas dla Chrystusa, tak i Ojczyźnie mówimy, że jest naszą Matką, bo nas wykarmiła, wychowała. Tak jak umiała i tak jak my ją uszanowaliśmy.
Żyję na tym świecie już prawie 50 lat. Bóg na szczęście ochronił mnie przed doświadczeniem wojny. Wojnę znam tylko z opowieści. Wychowałem się w wiosce położonej nad Bzurą. Przez całe dzieciństwo i młodość, we wrześniu każdego roku, biegałem pod pomnik ku czci bohaterów walki nad Bzurą. Patrzyłem na ułanów, na ich dumę, że życie oddali Polsce. Poznałem też kilka osób zesłanych na daleką Syberię, wyrwanych nagle z rodzinnego ciepła, na stepy Kazachstanu. Każdy z nich mówił mi wciąż to samo: że kiedy wszystko im zabrali jedyną siłą była dla nich wiara. Dlatego nie mam wątpliwości, że wiara i miłość do Ojczyzny idą w parze. Bo nawet gdyby zabrali mi wszystko, a będę miał wiarę ocalę siebie i swoją Ojczyznę. Kiedy jednak będzie mi się wydawać, że mam wszystko, a nie będę miał wiary, zabiorą mi to co mam i wygonią z domu. Może dopiero wtedy znowu zacznę szukać Boga i odkryję, że On jest najgłębszym źródłem mojej prawdziwej wolności i najpewniejszym fundamentem mojego ojczystego domu.

Leave a Reply

You must be logged in to post a comment.