Go to content Go to navigation Go to search

Najprawdziwsza radość - bo bez nagłośnienia!

December 27th, 2008 by xAndrzej

Zachwyca mnie cisza Bożego Narodzenia. Od kiedy jestem księdzem i święta tylko w części są dla mnie okazją do goszczenia się i spotkań z przyjaciółmi, najbardziej doświadczam radości w ciszy betlejemskiej groty. Pewnie dla okolicznych pasterzy ta noc pozostała niezapomniana i miała w sobie dużo eksplozji, bo przecież zastępy anielskie chwaliły Pana, gwiazda świeciła jaśniej niż zwykle, to jednak było w niej dużo pokoju i ciszy. Inaczej fajerwerki ściągnęłyby do żłóbka całe, tłumne wtedy, Betlejem. Niebo cieszy się inaczej niż ludzie. Radość aniołów nie potrzebuje sztucznego nagłośnienia, bo jest to radość wewnętrzna. Trochę inaczej niż u nas, ludzi. My poszukujemy radości głośnej, takiej podawanej przez wzmacniacze, rozhulanej na zewnątrz. Taką sztucznie nagłośnioną radością próbujemy czasem zabandażować nasze smutki. Z pewnością życie nas wtedy przez chwilę mniej boli. Ale to nie wystarcza! Bóg przynosi nam radość o wiele głębszą, radość nie związaną tylko z zewnętrznymi okolicznościami, ale radość bez względu na okoliczności. Coraz częściej doświadczam takiej radości, Bóg daje mi łaskę wewnętrznej radości, która nie koniecznie potrzebuje towarzystwa, rzeczy, okoliczności. Bóg jest radością! Ksiądz Jan Twardowski mówił kiedyś, że są tak naprawdę cztery cnoty boskie: wiara, nadzieja, miłość i radość. Wczoraj ktoś mnie zapytał o kapłańską samotność, o to co ja robię w takie chwile jak święta, kiedy nie mam żony, dzieci, kiedy muszę czasem siedzieć na plebanii i być dla wszystkich, a tak do końca jakby dla nikogo? Nie mam gotowej odpowiedzi. Mogę tylko opowiedzieć, co zrobiłem wczoraj, kiedy rano obudziłem się w pustym seminarium i miałem całkowicie dla siebie całe przedpołudnie. Najpierw z obowiązku poszedłem mówić brewiarz w kościele, przy żłobku. A potem już sam Bóg mnie poprowadził, wlał w moje serce olbrzymi pokój, a na moje wewnętrzne pytania o to, co ja tu powinienem robić, odpowiedział wewnętrznym przekonaniem o swojej wierności. Bez ludzi, w seminaryjnej kaplicy poczułem się ogromnie kochany przez Boga, poczułem niewystarczalność ludzkich przyjaźni i miłości, tymczasowość największych nawet znajomości, poczułem, że bliskość z ludźmi i tak zawsze jest dystansem, największe nawet braterstwo z innymi jest związane z poranieniem. I na to wszystko dar Bożej miłości. Jeśli można powiedzieć, że coś usłyszałem od Boga to z pewnością było to kolejne zapewnienia, że nie ma większej miłości i przyjaźni od tej, którą proponuje mi Bóg. Jestem przekonany, że ta chwila modlitwy była dla mnie najczystszym Bożym Narodzeniem w te święta. To z niej wybuchła potem radość ze spotkania z ludźmi, radość odwiedzin i kolędowania. Ja, ksiądz, muszę być najpierw dla Boga i z Bogiem, a potem dopiero mogę być dla ludzi. Bo tylko wtedy jestem kapłanem, kiedy Bóg najpierw rodzi się we mnie, a potem zanoszę Go innym. Czy było u Was, w te święta, jakieś małe Boże Narodzenie? Jakaś chwila ciszy prze Panem, jakieś drobne poruszenie serca w Jego kierunku, jakaś prawdziwa radość, że znowu przypomniał nam o sobie? Pan już przyszedł! Jak dobrze, że między ludzkimi spotkaniami, doświadczyłem w te święta spotkania z Bogiem!

Wydarzenia dnia:
Mijają święta Bożego Narodzenia. Byłem u siebie w rodzinnym domu, powspominałem swoje lata dziecięce. Odprawiłem Pasterkę w parafialnym kościele i pomodliłem się przy chrzcielnicy, gdzie kiedyś pierwszy raz narodził się we mnie Bóg. Udało się też odwiedzić wielu znajomych i przyjaciół. Najważniejsze były odwiedziny u obłożnie chorej cioci i choć mnie już nie poznała, modliłem się za nią wiedząc, że pewnie bliżej jest spotkania z Bogiem, niż wielu z nas. W drugie święta niemal całe przedpołudnie spędziłem na wyciszeniu i modlitwie. Po obiedzie msza święta u św. Rocha, a po niej wspaniałe kolędowanie wśród moich znajomych rodzin. Adaś grał na organach, Max na gitarze, Ola na skrzypcach, Ks. Robert dyrygował, wszyscy inni śpiewali kolędy i w tak radosnej atmosferze spędziłem prawie dwie godziny. Potem jeszcze tradycyjne spotkanie w rodzinie Tomka. To już 10 lat jak się spotykamy w drugi dzień świąt.
Dzisiaj wspominaliśmy św. Jana Apostoła. Oczywiście dzień zaczęliśmy od wizyty u naszego Księdza Biskupa Jana, dzisiejszego solenizanta. Teraz zamierzam się pakować na jutrzejszy wyjazd. Jutro jadę do Brukseli na Europejskie Spotkania Młodych. Nie mogę się nadziwić skąd mam tyle radości w związku z tym wyjazdem. Przecież opuściłem już kilka takich spotkań i ostatnio wybierałem się na nie bez większego entuzjazmu. Czuję, że bardzo tęsknię za włóczęgą z młodymi ludźmi, za byciem pośród nich i wpatrywaniem się w ich twarze, gdy się modlą, cieszą i chwalą Pana.
Będę o Was pamiętał w Brukseli, zwłaszcza w sylwestrową noc. Chcę się bardzo modlić o pokój dla świata, bo coraz więcej jest takich miejsc, w których ludzie zabijają ludzi.

Leave a Reply

You must be logged in to post a comment.