Go to content Go to navigation Go to search

Oczy księdza

September 21st, 2013 by xAndrzej

Zastanawiałem się dzisiaj czy przyjąłbym celnika Mateusza do seminarium? Narobił tyle zła, miał fatalne CV, poszedł na współpracę z wrogiem i ręce kleiły mu się do pieniędzy. Dość dużo tego jak na kandydata na apostoła. Pewnie bym się wystraszył, nie przyjął papierów i nie daj Boże, odesłał gdzie indziej. Doradziłbym mu pewnie gruntowną terapię i skierował, jeśli nie do egzorcysty, to z pewnością na długie modlitwy o uwolnienie. A przecież klasyczne dla powołań zawołanie Jezusa: Pójdź za Mną! - jest wyraźnie zaadresowane do niego.
Wszystko zadziało się tak szybko! Jezus spojrzał na niego, ten wyszedł ze swojego cła, a potem już była wspólna kolacja i pewna droga za Jezusem. To jest siła jezusowego zaufania! Wiem i czuję to często, że Bóg bardziej ufa mnie niż ja Jemu.
Historia powołania Mateusza znów mi pokazuje, że ciągle muszę zmieniać nastawienia i swoją własną narrację wobec świata i ludzi. Ciągle na nich patrzę swoim wzrokiem, wzmocnionym i ustawionym przez świat, a nie umiem patrzeć wzrokiem Jezusa! Cała tajemnica nawrócenia polega na zmianie patrzenia, żeby nie patrzeć na siebie i innych według własnych kryteriów, ale uczyć się wzroku Jezusa.
Najpierw trzeba chyba uświadomić sobie jak patrzy na mnie Jezus. Nie bać się wzroku Jezusa i być pewnym, że w Jego oczach jest bezwarunkowa miłość. To trudne do uwierzenia, że Bóg, na mnie, słabego, szwankującego, zawalającego wiele spraw człowieka, może patrzeć z miłością. Sam siebie nie umiem kochać tak mocno, jak kocha mnie Bóg. Czasem tak właśnie się modlę. Siadam w ławce w kościele i mówię: popatrz na mnie Jezu! I wyobrażam sobie, jaki może być wzrok Jezusa? Nie pasują mi żadne ludzkie wzorce. Nie mam wątpliwości, że On patrzy na mnie z miłością, inną niż wszyscy.
A potem zastanawiam się, jak ja patrzę na ludzi, jaki jest mój, kapłański wzrok w ich stronę. Nie ukrywam, że często wstydzę się swojego wzroku, okularów spuszczonych nisko na nosie, zmarszczonych powiek w geście dezaprobaty i zniechęcenia, rozbieganych gałek, które wyraźnie pokazują innym, że mam inne sprawy na głowie niż oni. Wstydzę się czasem oczu zamkniętych na kazaniu, jakbym się odciął od ludzi i zamknął w samym Panu Bogu. Nie lubię mieć w oczach zmęczenia i smutku, bo czuję, że wzrokiem gaszę cudzą radość. Wstydzę się oczu pełnych goryczy i rozczarowania, zwłaszcza wtedy gdy mówię, że Jezus jest Panem, a w oczach widać, że nie bardzo w to wierzę.

To, co będzie z tym Mateuszem? Czy zmieniłem wreszcie patrzenie na niego i pozwolę mu zostać apostołem? Jeszcze nie jestem tego pewien, ale dziś jedno wiem na pewno, że to nie ja jestem panem jego powołania, ale Jezus. Jeśli Jezus go zawoła to nic nie znaczy mój wzrok i moje patrzenie. Obym nigdy nie zapomniał, że nie jestem panem cudzego powołania, a mam być tylko sługą jego drogi.

Leave a Reply

You must be logged in to post a comment.