Go to content Go to navigation Go to search

Zima księdza

February 15th, 2012 by xAndrzej

Zasypało dziś całą Częstochowę. W zaspach przedzierałem się do małego kościółka św. Rocha. Czarna sutanna mocno kontrastowała z bielą śniegu i przy większym wietrze napinała się jak żagiel. Na zaśnieżonych placach, tuż za Jasną Górą, spiesznie przemykały siostry zakonne. Wracały ze swojego codziennego oficjum u Matki Bożej. Grupa sióstr Zawierzenia, w swoich kremowych habitach kolorystycznie pasowała do zimy. Te siostry są jednak bardziej dyskretne niż my kapłani - nawet w kolorach swoich duchowych strojów. Ten czarny kontrast sutanny jest jednak po coś! To wielka strata kiedy na naszych ulicach trudno dziś spotkać księdza w kapłańskim stroju. Dlatego lubię, nawet w taką pogodę, zostawić w garażu swój wygodny samochód i przejść między ludźmi jak znak duchowej obecności Boga.
KoÅ›ciół Å›w. Rocha znajduje siÄ™ na najstarszym cmentarzu CzÄ™stochowy. Tuż przed nim jest grób KsiÄ™dza Grzegorza, mojego rocznikowego kolegi. Razem zostaliÅ›my wyÅ›wiÄ™ceni. Dla niego Bóg miaÅ‚ zupeÅ‚nie inny plan na kapÅ‚aÅ„stwo. Å»yÅ‚ krótko i umieraÅ‚ w wielkich mÄ™czarniach. Zawsze z nim rozmawiam i proszÄ™, żeby wstawiaÅ‚ siÄ™ u Boga za mnie, za wszystkich kapÅ‚anów i kleryków. “WybraÅ‚em sobie tego czÅ‚owieka za narzÄ™dzie” - to pawÅ‚owy cytat z jego obrazka prymicyjnego. Teraz zdobi jego nagrobek. Nawet księża majÄ… swoje powoÅ‚anie w powoÅ‚aniu. Najważniejszym powoÅ‚aniem w kapÅ‚aÅ„stwie Ks. Grzegorza byÅ‚o dopeÅ‚nienie cierpieÅ„ Chrystusa. Szkoda, że wielu ludzi nie widzi, jak wielu kapÅ‚anów skÅ‚ada Bogu w ofierze dar olbrzymiego cierpienia. Ã…Å¡nieg zupeÅ‚nie przysypaÅ‚ mogiÅ‚Ä™ Grzesia. NoszÄ™ w sobie wielkÄ… pewność, że przez cierpienie, jego grzechy wybielaÅ‚y jak Å›nieg.

Stanąłem wreszcie przy ołtarzu. W kościele garstka ludzi. Jedni przyszli, żeby pomodlić się za swoich zmarłych. Trochę mi szkoda, kiedy ludzie chodzą tylko na Mszę wtedy, gdy zamawiają intencje za kogoś zmarłego z rodziny. Jakby śmierć Chrystusa, uobecniana na każdej Mszy świętej, była mniej godna obecności. Są też nasze świątobliwe panie. Niech świat nazywa je jak chce, ale to są filary Kościoła. Nasza pani Helena ma pewnie już ponad osiemdziesiąt lat i bez względu na pogodę zawsze jest na Eucharystii. Przyszła i dziś, cała biała od śniegu i czerwona na twarzy z ogromnego wysiłku. Czy Bóg mógłby być obojętny na taką ofiarę? Jakimi jesteśmy mięczakami wobec takiej kruchej kobiety, dla której nie istnieją żadne przeszkody, których by nie pokonała, żeby tylko być na Mszy świętej.

Siostra Anna użalała się dziś na losem Pana Jezusa, myśląc po ludzku, że pewnie Mu zimno w tak mroźnym kościele. Tłumaczyłem jej, że dla Jezusa temperatura nie ma znaczenia. On najbardziej cierpi kiedy jest sam, kiedy mamy mnóstwo ważniejszych spraw niż On. A przecież tylko adoracja jest termometrem naszej miłości do Boga. Bez adoracji nie ma prawdziwej miłości.

W drodze powrotnej wiało jeszcze bardziej. Przypomniał mi się proboszcz z Ars, który pisał kiedyś jak w wielkim zimnie szedł z komunią do chorego. Całą drogę się modlił i nawet nie odczuł zmęczenia i wielu kilometrów w nogach. Może moja modlitwa w drodze nie była aż tak gorliwa, ale wcale nie czułem zimna. Uwielbiałem Boga za spotkanych dziś ludzi. To najcudowniejsza strona kapłaństwa - bycie z ludźmi i dla ludzi w Chrystusie. Po wielu latach złożył mi dziś wizytę student z duszpasterstwa. Nie widziałem go siedem lat. Ożenił się, a największym problemem jego małżeństwa był brak dzieci. Nic nie pomagało, żadne leczenie, ani nawet naprotechnologia. Siedem lat oczekiwania i żadnego skutku. Kilka miesięcy temu udali się z żoną na modlitwy charyzmatyczne. Prowadzący kapłan wypowiedział proroctwo, że kilka obecnych na modlitwie par mających trudności z urodzeniem dziecka wreszcie doczeka się potomstwa. I trafiło na nich! Od tej chwili są jednym wielkim głosem uwielbienia Boga! Czyż życie nie jest w całości w rękach Pana!

Na takich myślach przeszła mi droga powrotna. W mieszkaniu odmówiłem nieszpory. Znów musiałem się ciągle poprawiać, żeby nie było tak, że nawet nie wiem co czytam. Mamy przecież tak często, że odmawiamy brewiarz, ale bez głębszego wejścia w sens odmawianych psalmów.

Po kolacji wziąłem łopatę i zacząłem odśnieżać nasze seminaryjne podwórko. Niestety jego wielkość i śnieżne zawieje zupełnie mnie pokonały. Symbolicznie jednak czułem się solidarny z wieloma kapłanami, z małych wiejskich kościółków, którzy wstają dużo wcześniej przed poranną mszą, żeby odśnieżać drogę do kościoła.

Za chwilę pójdę do kaplicy, żeby na modlitwie zakończyć kolejny, zimowy dzień mojego kapłaństwa. Zwykły dzień, ale nawet taki jest jeszcze jednym dowodem ogromnej miłości Boga i piękna kapłańskiego życia. Jeśli widzę jakiś sens opisywania okruchów mojego kapłańskiego życia, to tylko w tym, żeby każdemu, kto czuje wezwanie na tę drogę, powiedzieć, że nie ma nic piękniejszego jak tylko odważnie przyjąć to wezwanie.

Leave a Reply

You must be logged in to post a comment.