ÅšwiÄ…teczny posiew kontemplacji
December 27th, 2011 by xAndrzej
Znów czytam Mertona. Kiedy czas jest trochę luźniejszy i można się oddać swoim upodobaniom zazwyczaj sięgam po jego książki. Tym razem czytałem o kontemplacji, o tym, czym ona nie jest. Ciekawe, czy wystarczy w dzisiejszych czasach po prostu kontemplować Boga, samemu się Nim napełniać, żeby ewangelizować świat? Nie mam wątpliwości, że nasza komunia z Bogiem, doświadczenie Boga, jest fundamentem świadectwa, ale co zrobić, jeśli przekształca się ona w koncentrowanie się wyłącznie na własnej relacji z Bogiem?
Jest mi bardzo dobrze pogłębiać swoją przyjaźń z Jezusem, doświadczać wielu duchowych doznań i pławić się w nich z poczuciem, że może to być najpobożniejsze zajęcie na jakie mnie stać. Możemy przecież nawet w modlitwę wpadać jak w trans, możemy uprawiać tak skomplikowane formy duchowości, że będą one jakąś formą duchowej hipnozy, omdlenia i ekstazy. Ale czy wtedy będzie to na pewno dzieło Boga? Merton zachwyca mnie integralnością swojego myślenia o życiu duchowym. Obce mu są wszelkie skrajności, a za podstawę wszelkich duchowych doznań uznaje zawsze Bożą łaskę, tajemniczą inicjatywę Boga, któremu człowiek ma po prostu ufać i mądrze oddawać się do dyspozycji.
Klęczę czasem w kaplicy, wyciskam z siebie wszelkie pobożne myśli, marszczę do bólu czoło, dyscyplinuję uwagę i badam emocje, żeby wyraźnie poczuć Boga, ale stając w prawdzie, doświadczam, że wszystko co wtedy czuję, choćby nawet miało pozory największego mistycznego doznania, jest owocem mojego wysiłku, a nie dialogiem z Bogiem. Takie doznania są moje i nie pochodzą od Boga. Czuję wtedy, że sami z siebie możemy wywołać dużo takich reakcji, które kojarzą nam się z życiem duchowym, a wcale nim nie są.
Może, gdybym się postarał, umiałbym nawet wywołać podobne stany u innych. Ekspresją i siłą głosu obudzić w innych skrajne emocje, docisnąć ich głowę do ziemi, aż do omdlenia, ale to znowu, nie miałoby nic wspólnego z Bogiem. W końcu niejeden pogański szaman potrafi zahipnotyzować wielką grupę ludzi i wcale nie robi tego mocą Boga. Nie mogę więc oceniać cudzej wiary, według swojej miary, definiować cudze doświadczenia Boga, bo to zawsze będzie moja miara, a Bóg mierzy inaczej.
Życie duchowe, jeśli ma być Boże, nie może być moim życiem, ale życiem Boga. Wszelką inicjatywę i sposób działania mam zostawić Bogu i głęboko wierzyć, że On sam mnie obudzi, sam mnie poprowadzi w doświadczenie Siebie.
Pierwszym, boskim życiem we mnie, jest moja codzienność. Bóg przyszedł na świat, przyjął ludzkie ciało, wszedł w historię każdego z nas, żeby powiedzieć, że On w nich jest.
W Å›wiÄ™to Å›wiÄ™tego Szczepana, u mnie na wsi Å›wiÄ™ci siÄ™ ziarna owsa, a kiedy ksiÄ…dz chodzi z kropidÅ‚em po koÅ›ciele, ludzie rzucajÄ… w ksiÄ™dza owsem. To niby na pamiÄ…tkÄ™ ukamienowania Szczepana. JakoÅ› w tym roku przypomniaÅ‚em sobie w tym momencie sformuÅ‚owanie Mertona o “posiewie kontemplacji”. Bóg rozsiewa wokół nas ziarna swojej obecnoÅ›ci i każe nam je uprawiać. WolÄ… Bożą nie sÄ… wiÄ™c jakieÅ› odrealnione, nawet najbardziej nieziemskie dziaÅ‚ania, ale to, co sieje Bóg w moim życiu jako mojÄ… historiÄ™, jako doÅ›wiadczenie mojego ciaÅ‚a, mojej rodziny, mojej pracy, jako splot codziennych zdarzeÅ„, w których mam widzieć Chrystusa.
Kontemplacja Boga nie jest więc jakimś sztucznym i oderwanym od życia duchowym doświadczeniem. Właśnie w takich oderwanych od życia doświadczeniach ukrywa się najwięcej demonów.
Kiedy modliłem się dziś przy żłóbku o jakieś nadzwyczajne, duchowe przebudzenie, kiedy prosiłem Pana, żeby wyraźniej objawił mi swoją wolę, moje myśli natychmiast wytworzyły całą masą niepojętych projektów na wielkie duchowe dzieła i doświadczenia. Zapragnąłem mistycznych uniesień, jakiejś wewnętrznej boskiej mocy, żeby pociągnąć za sobą tłumy, żeby zbudować, jakąś niepojęcie zjednoczoną i dynamiczną wspólnotę, żeby odnowić cały Kościół i cały świat nawrócić do Chrystusa. Głowa mi pękała od cudownych wizji i nabożnych pragnień. I nagle zerknąłem na żłóbek, na małego Jezusa, pokorną Maryję, prostego Józefa, kilku zwykłych pasterzy oderwanych od brudnej roboty, na kilka owiec i krowę. Żłóbek sprowadził mnie na ziemię, jakbym dopiero w tej chwili zrozumiał Boże Narodzenie. Bóg wcale nie narodził się w mojej pysznej głowie, pełnej planów na osobistą świętość. Pokazał mi, że jest obecny w mojej rodzinie, takiej jaką ona jest. Jest obecny w mojej aktualnej pracy, tu w seminarium, z takimi klerykami, jacy akurat teraz tworzą te wspólnotę. Jest obecny w konkretnej historii mojego życia, z jej radościami i smutkami. Zamiast wielkich wizji wyjątkowych duchowych doświadczeń, Jezus ze żłóbka postawił mi kilka prostych pytań, o mój codzienny pacierz i różaniec; o solidnie odprawioną Mszę świętą i dobrze przygotowane kazanie; o konkretnych ludzi, których postawił na mojej drodze na wypróbowanie mojej autentycznej miłości.
Moja świąteczna kontemplacja była jak zejście Boga na ziemię, zamiast bujać w obłokach zobaczyłem Jezusa we wszystkich otaczających mnie ludziach, a jego wolę odkryłem w zadaniach, jakie na dziś mi wyznaczył w Kościele.
- Posted in Inne