Go to content Go to navigation Go to search

Chmura miłości własnej

July 25th, 2010 by xAndrzej

No to się zachmurzyło! Mamy z jednej strony trochę oddechu po upałach, ale jak wszystko, co skrajne, pewnie i deszcz znudzi nam się szybko. Mam chyba pierwszą, prawdziwie wakacyjną niedzielę. A dzięki chmurom będę siedział w domu i z największą rozkoszą i pokojem w sercu spędzę sporo czasu na modlitwie. Chrześcijanin to ktoś, kto chyba nigdy nie może powiedzieć, że nie ma co robić. Każda wolna chwila, czy dziura w planie zajęć może stać się przecież doskonałą okazją do lektury Słowa Bożego, czy do osobistego namiotu spotkania. W seminarium mam jeszcze ten luksus, że mieszkam pod jednym dachem z Jezusem, a do najbliższej kaplicy dzieli mnie zaledwie kilkadziesiąt kroków. To niewiarygodne, jak różni się modlitwa we własnym pokoju od tej spędzonej w obecności Najświętszego Sakramentu. Stara praktyka życia duchowego kapłanów nakazywała częstą adorację i modlitwę przed tabernakulum. Doznaje człowiek wtedy pełnego i bardzo osobistego przekonania o prawdziwej obecności Jezusa w Eucharystii. Warto się więc wysilić, żeby zostawić ciepełko i wygodę własnego mieszkania i poszukać jakiegoś otwartego kościoła, żeby usiąść w ławce i posiedzieć w bliskości Boga. Będzie to niesłychane doświadczenie tego, że Bóg jest Osobą, że nie jest moją własną ideą, czy elementem czysto rozumowego poglądu na świat. Tak jak w spotkaniu z kimś drugim, trzeba czasem zostawić swój dom, żeby udać się w gościnę. Wyrazem zażyłości z kimś drugim są częste odwiedziny, wysiłek zostawienia swojego domu, żeby wejść w progi domu Przyjaciela. Myślę czasem, że Bóg jest samotny, że jego decyzja na bycie z nami pod postacią Chleba, jest również decyzją Boga na częstą samotność. W naszych kościołach i kaplicach przecież Bóg najczęściej jest sam. Ten wybór samotności Boga to również kolejna konsekwencja Jego miłości do nas. On gotów jest czekać, gotów jest skazać się na zamknięcie i samotność dla małej chwili naszych odwiedzin, dla krótkiego choć gestu naszej adoracji przez którą odpowiadamy na Jego miłości. Kiedy czasem chcę się skarżyć na moją ludzką samotność, muszę pomyśleć o samotności Boga. Najczęściej to nie Bóg mnie zostawił, ale to ja zostawiam Boga. Moje poczucie samotności wyglądałoby zupełnie inaczej, gdym nauczył się adorować i odwiedzać Boga. Samotność księdza przestałaby być dokuczliwa, gdyby zamieniała się na systematyczne i długie adoracje Boga.
Co nam przeszkadza w realizacji tej utęsknionej przecież bliskości z Bogiem? Przecież każdy z nas, wierzących, nosi w sobie jakąś ciekawość Boga, jakieś marzenie o fizycznym wręcz doświadczeniu Jego obecności. Chyba każdy chciałby doznać jakiegoś olśnienia, jakiegoś strumienia światła z nieba, które rozwiałoby mroki wątpliwości w wierze? Na porannym rozmyślaniu czytałem kolejne listy św. Katarzyny ze Sieny. Ta mistyczka pisze konkretnie, że główną przeszkodą w naszym doświadczeniu i kochaniu Boga i ludzi jest nasza miłość własna. My, mimo wszystko, bardziej kochamy siebie niż Boga, bardziej nam zależy na sobie, niż na Bogu, bardziej szukamy własnej przyjemności, niż gotowi jesteśmy zrezygnować z czegoś ze względu na Jezusa. Miłość własna jest jak te dzisiejsze, poranne, czarne chmury nad Częstochową, prze które tak trudno przebić się słońcu. Chmura miłości własnej najbardziej zasłania nam Boga! Nawet nasza chwila na modlitwę, na wysiłek do codziennej adoracji Najświętszego Sakramentu mogą być zasłonięte i niezrealizowane z powodu miłości własnej. To samo dotyczy naszych relacji z ludźmi. Tak jak miłość Boga jest zwykle zachmurzona umiłowaniem siebie, tak i nasze relacje z drugimi stają się niejasne i skomplikowane prze miłość własną. Im bardziej kochamy siebie, im więcej skupiamy się na sobie, tym częściej wnosimy w nasze wspólnoty ciemne chmury, a czasem nawet burze i spięcia. Człowiek ogarnięty miłością własną jest zawsze skazany na cierpienie, na poczucie, że nikt go nie rozumie, nie docenia, lekceważy. Jest zawsze skazany na zamknięcie we własnym świecie z całkowitą utratą wrażliwości na drugich.
Na całe szczęście świeci zawsze nad nami słońce Bożej łaski, Bóg zawsze na mnie czeka w Najświętszym Sakramencie i w moim własnym domu przez zaproszenie do modlitwy. Im częściej będę zostawiał Boga samego, tym więcej będzie w moim żyć chmur miłości własnej. Im mniej Bóg będzie sam, tym mniej i ja będę samotny.

Migawki z życia:
Minął tydzień. Najwięcej radości sprawili nam ostatnio młodzi z Fundacji Nowego Tysiąclecia. To prawdziwy, żywy pomnik Jana Pawła II. Gościliśmy w Częstochowie ponad 2000 młodych, którzy dzięki stypendiom mogli się uczyć i podejmować studia. Wierzę, że okażą się dalej wdzięczni Bogu za dobrych ludzi, że będą aktywną siłą Kościoła. Wbrew wszystkiemu to właśnie młodzi są najbardziej otwarci na wiarę i są prawdziwą nadzieją Jezusa.

Intencje modlitewne:
Za wszystkich naszych alumnów ( ostatnio mocno zmobilizowałem się do większej modlitwy za nich! Drodzy Bracia! W sobotę odprawiłem w waszej intencji Mszę Świętą, żebyście nie zgubili Boga w czasie wakacji!); o nowe powołania kapłańskie i zakonne, w tym szczególnie o powołania do naszego seminarium; za moich rodziców i całą rodzinkę; za Księży Profesorów i moich współpracowników z seminarium; za wszystkich naszych wspaniałych świeckich pracowników; za moich studentów i przyjaciół; za tych, którzy pomagają mi swoją radą w sprawach administracyjnych i technicznych; za solenizantów - Kingę, Anie, Krzyśków, Jakubów; za czytelników tego blogowego wpisu

Leave a Reply

You must be logged in to post a comment.