Go to content Go to navigation Go to search

Wiara i pokusy

February 26th, 2007 by xAndrzej

Mówiłem dzisiaj kazanie o tym, że ludźmi wierzącymi okazujemy się tak naprawdę wtedy, gdy jesteśmy kuszeni. Łatwo jest mówić, że się wierzy w zwykłych okolicznościach, ale wyznać wiarę, gdy coś kusi, żeby pójść na skróty, żeby sobie coś ułatwić - to już trudne zadanie. Jeszcze trudniej wyznać wiarę w okolicznościach cierpienia, głodu, biedy. Dlaczego mam nie ukraść skoro jestem biedny? Dlaczego mam nie pójść na kompromis z grzechem skoro wszyscy wokoło grzeszą i nieźle na tym wychodzą? W życiu ciągle jesteśmy kuszeni przez diabła i to jacy jesteśmy w tej pokusie pokazuje tak naprawdę czy jesteśmy ludźmi wierzącymi. Ciągle brakuje mi tej wiary! Czasem wręcz zapominam, żeby w jakiś trudnych sytuacjach po prostu modlić się do BOga! Nie mogę sobie darować wielu takich sytuacji, w których nie uwierzyłem w moc Chrystusa! Zdarza mi się na przykład spotkać z ludźmi cierpiącymi, widzę ich chorobę, w środku czuję, że mam się modlić o ich uzdrowienie, a potem spokojnie odchodzę i jedynie gdzieś na odchodne odmawiam jakąś zdrowaśkę. Ale to już się nie liczy, bo to jest modlitwa bez wiary!
Mówiłem dziś również o grzechu noszenia talizmanów i energetycznych kamieni. Kilka już lat temu przyszła do mnie dziewczyna z problemem nieustannych lęków, wewnętrznej pustki i rozpaczy. PO kilku minutach rozmowy przyznała mi się, że kupiła sobie w sklepie indyjskim jakiś naszyjnik, który miał miec ponoć jakąś magiczną moc. Poprosiłem by go zdjęła i wyrzuciła do kosza. Tak zrobiła. Nieszczęsny najszyjnik trafił do mojego kosza pod zlewem. Dziewczyna poszła uspokojona. Tej nocy nie mogłem zasnąć. Wierciłem się potwornie i pociłem na łóżku może do 2 nad ranem pytając siebie co to za dziwny stan i skąd się mógł wziąć. Nagle uświadomiłem sobie, że przecież w moim domu jest ciągle ten naszyjnik. Wstałem i w środku nocy wyniosłem go do kontenera na śmieci. Wróciłem i bez najmniejszych problemów zasnąłem. Nie wiem czy była to podświadomość, czy jakaś rzeczywista zła moc w tym przedmiocie, ale jestem przekonany, że nie ma się co bawić z rzeczami, które mają choćby pozory zła. Panem jest Jezus i niech to wystarczy.

Dziś była niedziela - dla księży jak zawsze pracująca. Przed południem normalne Msze św. w auli. Ochrzciliśmy dziś małego Antosia Dobosza. Gratulujemy Wam - Madziu i Piotrze takiego wspaniałego syna. Zachowywał się dzielnie i nawet raz nie zapłakał. Co to znaczy wierząca rodzina! Po Mszy o 11.15 znów kilka osób wpisało się do naszej sztafety postnej. To cudowna inicjatywa i bardzo wierzę w jej skuteczność. Dziękuję wszystkim, którzy podejmują post za Kościół w Polsce i nasze środowisko akademickie.
Po Mszy św. spotkanie tzw. Rady Parafialnej. Obiad dziś robiłem sobie sam. Cztery jajka smażone na smalcu własnej roboty, a na deser trzy ciasteczka. ( To dla tych, którzy twierdzą, że kler się opycha!)
O 15 wyjechałem na oazę rodzin. Spotkanie odbyło sie u Kleciów w Blachowni. Kolejna dawka wiedzy o życiu rodzinnym. Najpierw mówiliśmy o chorobach dzieci ( dzieci są fajne ale chorują!), potem sie wspólnie modliliśmy a następnie próbowaliśmy dyskutować o krzyżu w życiu małżeńskim. Myślałem, że w małżeństwie krzyże się sumują i małżonkowie muszą więcej dźwigac niż ja, żyjący w pojedynkę. Okazuje się, że następuje rozłożenie ciężarów i jest lżej je dźwigać. To są plusy małżeństwa - krzyże rozkładają się na dwie osoby i stają się lżejsze. Wieczorem byłem na Gorzkich Żalach, trochę pospowiadałem w kościółku i odprawiłem Mszę św. Wieczorem też trochę posiedziałem na internecie. Odpisałem na kilka listów, złapałem kontakt z Ks. Piotrkiem Pawlukiewiczem i skontaktowałem się z Ks. Manfredem z Oświęcimia. Ale najcudowniej było na koniec. Miałem wspaniały nastrój do modlitwy. Lubię, kiedy ma się taką moc na modlitwie. Rozmyślałem o męce Chrystusa ( taka moja Droga Krzyżowa na siedząco) i bardzo czułem solidarność z bólem Zbawiciela. Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!

Uwagi o ludziach:

Pani Marysia - nasza gaździna z Zakopanego - Miała pani szczęście, że odebrałem telefon, bo zwykle nie ma mnie w domu i nie ma kto odbierać stacjonarnego telefonu. Dziękuję za pozdrowienia z Zakopca i zaproszenie. To kusząca propozycja, żeby spędzić za darmo dwa dni i to jeszcze z zapewnieniem, że jest śnieg na Kasprowym. Modlę się za Józka i jego zdrowie. Szkoda Gazdy, że tak musi cierpieć. Dobry Pan Bóg! A Jaśkowi rzeczywiście trzeba trochę przykrócić komputera, bo co to za góral co nie chce jeździć na nartach. Waldaka niech pani nie bije, a Kakę niech zostawi w spokoju. Z jej wadą wymowy jest doskonała dla obcokrajowców.

Psychicznie chora dziwczyna z kościółka - Przyglądam się jej co niedziela. Wchodzi w połowie Mszy, rozgląda się po kościele i spokojnie siada w ławce. Dziś mnie zupełnie zadziwiła. Ukradkiem weszła do zakrystii, położyła coś na stoliku i delikatnie stuknęła w plecy siostrę Darię i wyszła. Okazało się, że przyniosła dla siostry cukierka. Taki maleńki gest dobroci. Myślę, że taki mały gest zrobiła św. Weronika na drodze krzyżowej. Taki cukierek dla Jezusa, który osłodził Mu trochę Jego męki. Błogosławieni ubodzy w duchu!

Å›w. Augustyn - biskup - “Znamy siebie na tyle na ile jesteÅ›my kuszeni!” ÅšwiÄ™ta prawda!

Leave a Reply

You must be logged in to post a comment.