Go to content Go to navigation Go to search

Tatrzańskie rekolekcje

July 21st, 2007 by xAndrzej

Tatrzańskie rekolekcje

18 lipca
Uciekłem z domu, z budowy, z zajęć. Może to jest niedojrzałe, porzucać wszystko i uciekać. Ludzie zazwyczaj planują, organizują, zwalniają się, rezerwują miejsca. A ja uciekłem. Oczywiście, że mam świadomość, że świat się nie zawali, a ludzie uzupełnią doskonale moją nieobecność. W każdym razie zwiałem w góry. Wyjechałem z domu parę minut po 17. W drodze drobna przygoda, a właściwie, ledwie uszedłem z życiem. Jakaś wielka ciężarówka nagle przejechała środkową linię i jechała prosto na mnie. Udało mi się uciec, choć zawadziłem barierkę i zepsułem prawe koło. Ale żyję, a i straty niewielkie. To pierwszy znak moich górskich rekolekcji: już to, że żyję jest wielkim darem od Boga. Każdy dzień jest darem i powinniśmy budzić się z dziękczynieniem.
Tym razem zamieszkałem w „Księżówce” – domu kapłanów. Tutaj mam ciszę, spokój i kaplicę. Nie planuję jakiś wielkich rekolekcji, ale chcę szukać Boga na szczytach gór i słuchać, po prostu słuchać.
Wieczorem pierwsza rekolekcyjna medytacja. Dostałem słowo o uzdrowieniu niewidomego i głuchoniemego. Już nawet się nie zadziwiam tym moim powołanie do towarzyszenia chorym. Nawet na tych rekolekcjach Bóg od samego początku potwierdza swoje słowo: na mojej drodze Jezus chce postawić chorych, a ja mam nieść im Boże uzdrowienie.

19 lipca 2007

Wstałem dość późno, bo o 7.15. Obiecuję sobie odpoczywać ile się da i nie oszczędzać na spaniu, zwłaszcza, że mam tu idealny spokój i wspaniałe górskie powietrze. O 8.00 odprawiałem mszę świętą razem z trzema kapłanami. Większość kapłanów odprawiała o 7.30. Przyglądam się tu dokładnie moim braciom kapłanom. Jest wśród nich wielu naprawdę rozmodlonych księży. To piękne i budujące. Dobrze, że tu jestem i przyglądam się modlitwie kapłanów z całej Polski. Po mszy św. śniadanie. W gronie księży jest Ksiądz Kardynał Macharski. Dobrze go widzieć, bo od razu na myśl przychodzi mi postać Jana Pawła II. Po śniadaniu odmawiam brewiarz i próbuję zrobić rozmyślanie. Kompletnie mi nie wychodzi. Cały czas myślę o górach. Z wielką zachłannością myślę o czasie, który mi ucieka, bo chcę porządnie połazić po górach. No, to idę. Dzisiejsza trasa: Kuźnice – Murowaniec – Krzyżne – Dolina Pięciu Stawów – Dolina Roztoki – Wodogrzmoty Mickiewicza – Palenica. Trasa bardzo długa, choć technicznie prosta. Pogoda dobra do wędrówki, bo małe chmurki co chwila chowają słońce. Kondycję mam nadspodziewanie dobrą. Do Murowańca dochodzę bez żadnego zatrzymania i bardzo żwawo. W czasie trasy trzy rozmyślania, związane z trzema przystankami i trzema ciekawymi obrazami.

Obraz I: Mała skała podtrzymuje wielką górę
Na szczytach Krzyżnego robię pierwszą medytację. Siadam akurat przed skałami i dziwnym widokiem. Olbrzymia skała, jakby oderwana od całości gór, trzyma się dzięki małej skałce, na której się opiera. Fizycznie pewnie jest inaczej, ale dla mnie to ciekawy i duchowy obraz. To co małe, może czasem podtrzymywać góry. Nie mogę się bać małości, bo moją wielkością i mocą jest Chrystus. Ja jestem mały, On mój Bóg jest wszechpotężny, ale bardzo potrzebuje, mojej małości, aby zbawiać świat. Chcę być taką małą skałą, na której oprze się Chrystus, aby głosić światu Ewangelię.

Obraz II: Jagoda na sośnie.
Drugą medytację robię w lesie. Trochę po to, żeby ukryć się przed słońcem. Siadam przy starym, sosnowym pniu z którego wyrasta wspaniały, zielony krzew jagody. Zastanawiam się, na ile wzrastając w latach promuje młodych ludzi, na ile pozwalam, aby dzięki mnie, jakaś młoda osoba mogła wejść dojrzale w życie. Ten obraz to piękny symbol zmiany pokoleń i oddawania swych ostatnich soków, aby mógł wyrosnąć ktoś zupełnie inny, nawet nie taki, jakiego ja oczekuję. Będę się przecież robił po woli „starym pniakiem”.

Obraz III: Moje stopy w Wielkim Stawie
Moczę nogi w stawie w Dolinie Pięciu Stawów i robię sobie trzecią medytację. Wyciągam nawet komórkę, żeby zrobić zdjęcie moim stopom. Mam zmęczone nogi. Zastanawiam się od czego w moim codziennym życiu mam zmęczone nogi? Czy od pogoni za rzeczami tego świata, za przyjemnościami i moimi osobistymi sprawami? Panie, spraw, aby moje stopy, służyły przede wszystkim Tobie.

Do „Księżówki” wróciłem o 18.30. Spóźniłem się na początek kolacji, więc zjadłem ją w samotności.
Wieczorem brewiarz i medytacja. Słowo o Adamie i Chrystusie ( z Listu do Rzymian). Paweł każe walczyć z każdym grzechem, ale jednocześnie przypomina, że łaska Boża jest i tak większa niż grzech. To jest mi potrzebne, bo czując się potwornym grzesznikiem, jeszcze bardziej muszę się poczuć dzieckiem ukochanym przez Boga.

20 lipca 2007
Kiedy piszę te słowa, za oknem szaleje burza. Taka prawdziwa, górska burza z błyskawicami, piorunami i ulewą. Dzień za to był piękny i słoneczny. Duchowo i fizycznie kręciłem się wokół krzyża. Dziś piątek, więc chciałem być blisko zbawczej ofiary Jezusa. Wstałem, tak jak wczoraj i bez żadnego pośpiechu wszedłem w dzień zajęć. Najpierw Msza św. o 8.00. Potem śniadanie. W gronie kapłanów jest dziś Arcybiskup Stanisław Ryłko z Rzymu. Patrząc na niego i słuchając myślę najpierw o Światowych Dniach Młodzieży, a potem o samych młodych ludziach. Ksiądz Arcybiskup odpowiedzialny jest w Watykanie za Światowe Dni Młodzieży. Po śniadaniu szybko odmawiam brewiarza, tak szybko, że nawet nie wiem o co się modliłem. Aż wstyd. To mój pierwszy krzyż, a może pierwsze cierpienie, które zdałem dziś Jezusowi. Odfajkowanie modlitwy. Trasę wybieram taką, żeby widzieć krzyż na Giewoncie. Na sam szczyt nie wchodzę, bo musiałbym iść w kolejce – tak dużo jest ludzi. Idę więc następującą trasą: Kuźnice – Hala Kondratowa – Kopa Kondracka – Czerwone Wierchy – Kasprowy Wierch – Kuźnice. Całe czas widzę krzyż na Giewoncie. Od czasu do czasu błąka mi się myśl, że całe życie kręcę się wokół krzyża, ale boję się do niego dojść i go przyjąć. Jestem blisko, ale jeszcze na dystans. Znów trzy medytacje i trzy obrazy.

Obraz I – Źródełko przy pustelni św. brata Alberta na Kalatówkach
Chciałem się napić wody ze źródełka przy pustelni, żeby nie zużywać mojego zapasu. Technicznie wyglądał to tak, że musiałem uklęknąć, żeby dostać się do wody. Strumień lał się wolno, a mnie się chciało pić. Usiadłem potem obok źródła i przeprowadziłem medytację patrząc na ludzi pijących z tego samego źródła. Trzeba uklęknąć, żeby pić ze źródła i trzeba klęczeć z dużą cierpliwością. To zadanie dla mojego życia i mojej modlitwy. Na klęczkach i cierpliwie.

Obraz II – Kozica za plecami
Druga medytacja na przełęczy pod Kopą Kondracką. Siedzę i patrzę znudzony na krzyż na Giewoncie. Nie przychodzą mi żadne oryginalne i pobożne myśli. Jakby się nic nie działo. Cisza i spokój. Nagle odwracam się za siebie i dosłownie metr od moich pleców stoi kozica. Jeśli byliście w Tatrach to wiecie, że trudno zobaczyć kozicę, a jeszcze trudniej stanąć oko w oko wobec niej. Chciałem wyciągnąć komórkę, żeby zrobić zdjęcie, ale uciekła. To kolejny duchowy symbol. Trzeba czasem wejść w modlitwę mimo znudzenia i uważnie się rozglądać i oczekiwać. Bóg nas zaskoczy! Można też stracić tę chwilę obecności Pan jeśli się spróbuje Go zatrzymać używając środków tego świata. (Moja kozica uciekła, kiedy chciałem ją utrwalić na zdjęciu – Boga nie da się sfotografować)

Obraz III – Ciepełko usypia
Trzecia medytacja zaplanowana na Czerwonych Wierchach. Rozłożyłem się wygodnie, wyjąłem nawet Pismo Święte ( oczywiście Snikersa i soczek też) i zamierzałem medytować. Słoneczko świeciło cały czas, a wiatr z grani sprawiał, że nie miało się wrażenia upału. Było mi miło i dobrze. Do tego cudowne widoczki po słowackiej stronie. Atmosferka – marzenie. I nagle obudziłem się po 30 minutach. Zasnąłem leżąc wygodnie na wypalonej od słońca trawie. Cóż, ciepełko usypia. Jeśli wiara będzie dla mnie tylko poszukiwaniem ciepełka – to uśpię Boga w sobie.

Wróciłem do „Księżówki” o 17.30. Ledwo wszedłem do domu rozpętała się burza. Odpocząłem trochę, bo nogi potwornie mnie bolały. Potem była kolacja. Zjadłem ją w towarzystwie miłego księdza z diecezji radomskiej. Wieczorem medytacja w kaplicy. Nie szukałem tekstów, ale rozważyłem Mękę Jezusa.

21 lipca 2007

Dzień zacząłem praktycznie od powitania Marcina. Był już o 7.00 pod „Księżówką”. O 7.30 Msza św., a potem śniadanie. Marcin poszedł swoją drogą i swoim tempem w góry. Ja zostałem, żeby porządnie zmówić brewiarz i naprawić awarię w samochodzie, żeby można było bezpiecznie wracać do domu. Ok. 10.00 wyruszam w góry. Wybieram sobie dość łatwą trasę: Kuźnice- Jaworzyna – Hala Gąsienicowa – Czarny Staw Gąsienicowy – Boczań – Kuźnice. Dziś nie tyle towarzyszyły mi jakieś obrazy, ale ludzie. Postanowiłem przyglądać się i przysłuchiwać ludziom. Ten trzeci dzień moich górskich rekolekcji chciałem poświęcić na refleksję nad moją miłością i troską do ludzi. Takie nastawienie dało mi mnóstwo materiału do przemyślenia. Dzielę się z wami trzema podsłuchanymi, albo przeżytymi sytuacjami.

Scena I – Ojciec jest po to, abyś zawsze mówił mu prawdę

U zbiegu szlaków żółtego i niebieskiego, tuż pod Halą Gąsienicową siadłem na jakimś pniaku by odpocząć i posłuchać ludzi. Obok mnie, pan, może trochę młodszy ode mnie, dodawał otuchy swojemu synowi do dalszej wędrówki w góry. A potem nagle zaczął mu tłumaczyć, czego oczekuje od swojego syna. „Widzisz synku, chciałbym, żebyś wiedział, że zawsze możesz być ze mną szczery, że masz prawo mówić tacie nawet takie rzeczy, które są nawet przeciwko tacie. Najważniejsze, żebyś nie bał się przychodzić do mnie z najtrudniejszymi nawet sprawami”.- ten dialog trwał długo i był o wiele bogatszy. To była piękna katecheza o ojcostwie. Nigdy w życiu nie słyszałem takiego dialogu syna z ojcem. Zastanawiałem się potem długo, jakim jestem ojcem duchowym? Odkryłem, że jest mi bardzo daleko do tego ojca z gór.

Scena II – Pokochaj nawet tych, którzy są trudni
To miała być piękna medytacja. Dotarłem nad Czarny Staw, znalazłem ustronne i ciche miejsce, rozłożyłem cały swój turystyczny majdan i miałem się zastanawiać nad moją miłością do ludzi. Nagle, może metr obok mnie, z wielkim hukiem usadowiło się dwóch panów. Siarczyście przeklinali, opowiadali sobie o nocnych hulankach i zabawach z dziewczynkami. Szczytem ich marzeń było dojść na Zawrat i zrobić sobie zdjęcie z flaszką wódki. Oczywiście zaczepili i mnie, częstując alkoholem i próbując wciągnąć w sprośne dowcipy. Kompletnie nie wiedziałem jak się zachować. Już miałem ochotę powiedzieć im, że jestem księdzem, żeby się odczepili ode mnie i dali mi święty spokój, bo ja akurat rozmyślam! Powstrzymałem nerwy. Próbował przeczekać całą tę sytuację. W końcu pierwszy się spakowałem i odszedłem. To jest konkretna odpowiedź Boga na moją chęć rozmyślania o miłości do ludzi. Czy potrafię kochać nawet takich ludzi? Poganie kochają tych miłych i dobrych, a chrześcijanie kochają wszystkich! Kolejna sytuacja do rachunku sumienia.

Scena III – Nie zapominaj szybko o ludziach
Schodziłem z Czarnego Stawu. Było już blisko Murowańca. Z grupy turystów nagle stanęła przede mną para młodych ludzi. Chłopak krzyczy rozradowany na mój widok. Chwali Boga i zwraca się do mnie po imieniu. Widać, że doskonale mnie zna. Przedstawia mi swoją dziewczynę Sandrę i ciągle podkreśla, jak się bardzo cieszy ze spotkania. Próbuję być miły, uśmiechać się i odwzajemniać zainteresowanie. W tak serdecznym nastroju każdy poszedł w swoją stronę. Nie wiem, czy mi uwierzycie – ja nie wiem kto to był, jak miał na imię i skąd ja go mogę znać. Zrobiło mi się głupio. Jak często szybko zapominam o ludziach!

Z gór wróciliśmy przed 17.00. Marcin dołączył do mnie w Kuźnicach. Jak zawsze w szalonym tempie zrobił najwyższe szczyty Tatr. W domu szybka kąpiel i pakowanie. Na koniec jeszcze krótka i przyjacielska rozmowa z Ks. Leszkiem – dyrektorem „Księżówki” i wracamy do Częstochowy. Naprawdę odpocząłem i jeszcze coś więcej. Bogu niech będą dzięki!

Leave a Reply

You must be logged in to post a comment.